Rozdział 42.

2.9K 175 37
                                    


Wczoraj przez pół dnia oglądaliśmy różne filmy akcji i komedie, śmiejąc się z ich nierzeczywistości. Oczywiście kiedy chłopaki usłyszeli o maratonie, od razu pojechali kupić milion paczek chipsów... Skończyło się tak, że podłączyliśmy laptop do telewizora, a na moim łóżku siedział Luke, Cassie, Ethan, Danny, Aaron i ja, a potem nawet Yoko się przyplątał, bo stwierdził, że nie ma co robić na chacie jak ma wolne popołudnie.

Natomiast teraz siedziałam sobie w gabinecie Scorpiona, czekając, aż w końcu tu przyjdzie, bo miał do mnie podobno pilną sprawę. Nie widziałam się z nim od wczorajszej akcji i byłam ciekawa, czy poruszy ten temat. Miałam chwilę, żeby przyglądnąć się pomieszczeniu. Biuro było urządzone dość nowocześnie, jednak z ciekawymi, antycznymi akcentami. Ściany pomalowane na szaro przyozdabiało kilka kolorowych obrazów, a na środku pomieszczenia stało stare mahoniowe biurko z trzema dużymi fotelami. Naprzeciwko drzwi i jednocześnie oczu interesanta była duża oszklona szafa z jakimiś dokumentami. Po mojej lewej stronie znajdował się też czarny panel wielkości drzwi, który pewnie po przejściu zabezpieczeń za tak owe służył. Prawdopodobnie znajdował się tam magazyn z bronią, albo inne tego typu rzeczy, które musiały być dobrze strzeżone. Na podłodze były płytki w ciemnym kolorze, imitujące drewno. Było to dość praktyczne rozwiązanie, bo jeśli boss się na kogoś wkurzył i przez przypadek mu coś zrobił, to łatwiej było zetrzeć krew. W niektórych miejscach w pomieszczeniu, zarówno na ścianach, biurku czy drzwiach widać było pęknięcia, spowodowane prawdopodobnie wbitym ostrzem. Scorpion chyba lubił rzucać nożami...

- Jesteś już - stwierdził wchodząc do pomieszczenia.

- Od jakiś dziesięciu minut - rzuciłam, ale on przewrócił oczami. - Czego chciałeś?

- Czemu ty nigdy nie możesz być miła? Musimy porozmawiać - powiedział siadając naprzeciwko mnie.

- No to mów wreszcie - rzuciłam znudzona.

- Trochę się napracowałem przy tej akcji z policją, wiesz? Za dużo analizujesz młoda... Po co to komu? - zapytał zirytowany.

- Po prostu cię przechytrzyłam i jesteś wkurzony, że okazałam się bardziej inteligentna niż wszyscy twoi gangsterzy, tak? - uśmiechnęłam się zwycięsko.

- Tak, ale to ja na tym skorzystam... Jedziesz dzisiaj na robotę, sama. Oczywiście nie martw się, ja też głupi nie jestem, jeśli to wykorzystasz i uciekniesz, twoi znajomi będą wąchać kwiatki od spodu.

- Jednak jesteś głupi, jeśli myślisz, że jestem takim tchórzem - roześmiałam się.

- Pomińmy tę kwestię. Wracając do zlecenia, dzisiaj pojedziesz sprzedawać dragi - rzucił zadowolony ze swojego pomysłu.

- Pojebało cię? Mało masz dealerów? - spytałam zdziwiona.

- Nie rozumiesz młoda... Jedziesz sprzedawać narkotyki innym dealerom i odbierać hajs. To nie takie proste jak się wydaje, dlatego wybrałem ciebie.

- Dobra, dawaj miejscówki i nazwiska - powiedziałam obojętnie.

- Ogarniesz wszystkie licea w Bostonie?

- Serio? Mam rozmawiać z dziećmi? - roześmiałam się. - Co w tym trudnego?

- Bo to nie są jeszcze dealerzy. Musisz przeprowadzić rekrutację, wybrać odpowiednie osoby i zastraszyć ich tak, żeby nie donieśli na ciebie policji, tylko sprzedali jak najwięcej dragów. A jak spotkasz już kogoś kto diluje nie naszym towarem, to albo unieszkodliwić, albo przerzucić na naszą stronę.

- Nie powiem, że podoba mi się pomysł wciągania przypadkowych ludzi w półświatek, ale niech ci będzie.

- Ty jesteś z New Jersey, no nie? - spytał nagle szef, olewając moją wcześniejszą wypowiedź.

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz