Rozdział 31.

3.1K 203 26
                                    

/sprawdzony/

Była sobota rano, a w zasadzie było przed południem więc to chyba już nie poranek. Ugh. Czemu czas jest taki względny. Wyczołgałam się z łóżka i ogarnęłam trochę. Wczoraj się działo... Jak ja wytrzymałam tą katorgę? Aktualnie miałam zakwasy, ale nie na tyle duże, żeby nie móc się ruszać. Stwierdziłam, że muszę się postarać i być grzeczna przez weekend, bo już za dwa dni wdrażamy w życie nasz plan. Jak to brzmi... Ale jednak dyspozycyjność fizyczna i psychiczna była dla mnie ważna. Postanowiłam pójść coś zjeść. Naleśniki, to dobry plan. Wzięłam trochę gotówki, którą położyłam wczoraj na szafce i udałam się do jednej z knajpek. W weekendy nie było tu zbyt wielu studentów, bo część wyjeżdżała do rodziny lub na odpoczynek. Kiedy weszłam do środka, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Rhoads, który zajadał jajecznicę. Podeszłam do niego uśmiechnięta.

- Hej, dopiero wstałeś? - zapytałam na zaczepkę, a on popatrzył na mnie rozbawiony.

- A co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że łatwo jest być trenerem? Chciałbym ci przypomnieć o której wczoraj skończyliśmy - odparł, chyba w dobrym nastroju.

- To akurat nie ode mnie zależało - wyszczerzyłam się słodko.

- Trochę mnie dziwi, że nie masz dzisiaj ciętego języczka i nie obraziłaś się za wczorajsze traktowanie - powiedział trochę zdezorientowany.

- Rozmawialiśmy już na ten temat. - wzruszyłam ramionami i zamówiłam śniadanie, ponieważ kelnerka pofatygowała się do stolika, widząc nowo przybyłą osobę. 

- No właśnie, ciekawy jestem ile godzin jeszcze wytrzymasz bez zasłużenia na pompki -  roześmiał się, a ja rozbawiona przewróciłam oczami.

- Zamierzam cały weekend - uśmiechnęłam się pewnie.

- A potem?

- A potem zaczynamy akcję. Wszystko jest już gotowe? - lekko spoważniałam.

- W zasadzie tak, ale pewnie ostatecznie będziemy musieli kierować się intuicją - odparł, a ja kiwnęłam głową.

Zjadłam przepyszne naleśniki z czekoladą i owocami i wypiłam kawę. Rozmawiałam jeszcze chwilę z chłopakiem ogólnikowo o akcji. Plan był niezły, ale oczywiście ryzykowny. Mówi się trudno. Zawsze jest możliwość dostania kulki w łeb. Stwierdziliśmy wspólnie, że najwięcej problemów może stwarzać wbrew pozorom Sasha, a nie Scorpion. Jak to Aaron ujął: " Będzie ją najgorzej przekonać, bo jest tak uparta jak ty". No dzięki... W końcu zdecydowaliśmy się na wspólny spacer. Było bardzo miło do momentu, kiedy na teren kampusu wjechały dwa busy policyjne. 

- Wyczuwam problemy - szepnęłam do chłopaka spokojnie, kiedy zauważyłam uzbrojonych policjantów. Byłam pewna, że przyszli po mnie.

- Co chcesz zrobić? - zapytał szybko.

- Trzymamy się planu, a ty lepiej przekonaj Grive'a, żeby coś z tym zrobił - odpowiedziałam spokojnie, kiedy policjanci zmierzali pewnie w naszym kierunku. - Postaram się wyjść jak najszybciej, mam nadzieję, że do poniedziałku zdążę. Cholerne gliny mają beznadziejne wyczucie czasu - stwierdziłam zdenerwowana, że stracę weekend, jednak uśmiechnęłam się kiedy Aaron przytulił mnie i pocałował w policzek. Oddałam mocny uścisk, który trwał kilka sekund.

- Trzymaj się! - krzyknął, kiedy odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków w stronę mężczyzn. Moje ruchy dobierałam tak, aby żaden nie był uznany za zagrożenie. No w końcu nie chciałam dostać kulki. Stanęłam w lekkim rozkroku i pokazałam, że mam puste dłonie. Policjanci zbliżyli się do mnie ostrożnie.

- Susan Warth? - spytał jeden, a ja kiwnęłam głową. - Jesteś aresztowana pod zarzutem zabójstwa Ashtona Carlsona - powiedział, a potem wyrecytował szybko prawa Mirandy - Rozumiesz swoje prawa?

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz