Rozdział 10.

4.4K 234 16
                                    

/sprawdzony*/

- Dobra, omówmy wszystko jeszcze raz. - Nathan wyrwał mnie z zamyślenia. - Mamy prywatny samolot do Londynu. Z tego co wiem, to z Nowego Jorku leci się tam około sześciu godzin. Dobrze byłoby być na miejscu rano lub w południe. Myślę, że jeśli wylecimy około dziesiątej wieczór, to powinniśmy być na czas. Nie możemy zabrać broni, ale zdobędziemy ją na miejscu. Tylko jak?

- Proste. Odwiedzimy ulicznych handlarzy dragów lub znajdę jakieś stare znajomości w Londynie - powiedziałam znudzona. 

Byliśmy z Nathanem zupełnie inni. Ja wolałam podejmować decyzje bardziej spontanicznie, bo nauczyło mnie tego życie. On natomiast musiał mieć wszystko zaplanowane. Coś czuje, że nie będzie nam łatwo współpracować, tym bardziej, że nie mamy ustalonej hierarchii. Nie jesteśmy oczywiście na tyle głupi, żeby się kłócić, ale jednak wyczuwam możliwe problemy.

- Jeszcze zostaje nam temat kryjówek. Co myślisz Sue?

- Londyn i Nowy Jork to porównywalnie podobne miasta - zaczęłam, głośno myśląc. - Podobna liczba ludności, a Londyn ma chyba trochę większa powierzchnie. Ale ogólnie łatwo się w nim wtopić w tłum, tak, jak w NYC. Także myślę, że nie powinno być z tym problemu. 

- Okey, masz rację. Musimy mieć też trochę gotówki. Ale  z tym również sobie poradzimy. Wykonać robotę będzie najłatwiej. - uśmiechnął się. - W końcu jesteś dobrym strzelcem.

Siedzieliśmy u niego w mieszkaniu na podłodze. Jak dzieci omawiające zasady gry. Było dość miło, poza tym, że byłam już naprawdę znudzona ciągłym powtarzaniem planu. Kilka godzin temu Grive dał nam to zadanie w Londynie. Nie było trudne, raczej przeciętne. Byłam trochę podekscytowana i jednocześnie zmartwiona, bo po raz pierwszy miałam pracować z kimś w zespole. Zwykle działałam sama. Plan układałam w głowie. To było coś innego. Nowe doświadczenie. Zostały nam jeszcze dwie godziny, żeby się przygotować. Lecz myślę, że bardziej mentalnie, bo raczej nie mogliśmy nic ze sobą wziąć. Oprócz gotówki i ubrań oczywiście. 

- Może przejdziemy się na spacer? - zaproponowałam. Nathan popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale wkrótce zrozumiał o co mi chodzi. Chciałam jeszcze trochę powęszyć zanim wyruszymy. Musiałam coś sprawdzić. Niezbyt ufałam ludziom...

***

Szliśmy z Nathanem główną drogą. Teoretycznie nie powinno nas tu być o tej porze, ale wyglądaliśmy jak para na przechadzce, więc w sumie nikt się nie czepiał. Rozmawialiśmy o różnych, lecz nieistotnych rzeczach. Już się ściemniło i gwiazdy pięknie prezentowały się na niebie. Pomimo, że byłam, kim byłam, lubiłam czasem pomarzyć, patrząc w przestrzeń. Miałam jeszcze uczucia. Lubiłam zapamiętywać każdą miłą chwilę mojego życia. Nauczyłam się gromadzić takie piękne wspomnienia, a te gorsze chowałam głębiej w pamięci, jednak one nadal tam były... Moje życie nie podobało mi się jakoś bardzo, jednak cieszyłam się z tego co mam, bo zawsze mogłam trafić gorzej. 

Nathan był osobą, której nie ufałam w stu procentach, ale wiedziałam, że jest dobry. Tylko był pewien problem. Jeśli mamy razem współpracować, to musimy sobie ufać, bo od tego może zależeć życie każdego z nas. Nidy nie zaufam mu na tyle, żeby za niego umrzeć, ale musiałam, po prostu musiałam, o tym z nim porozmawiać.

- Pracowałeś kiedyś z kimś innym przy robocie?

- Problem w tym, że nie... - powiedział z ponurą miną.

- Ja też. Dlatego uważam, że powinniśmy ustalić pewne zasady. Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale musimy sobie chociaż trochę zaufać. Podstawa to prawda. Wiem, że nie jesteś głupi... Ja też nie. Na pewno sprawdziłeś moją historię. Nathanielu. - powiedziałam z uśmieszkiem, a on wcale niezdziwiony odpowiedział:

- Oczywiście Emily...

- Skoro tak, przetestujmy nasze zaufanie i współpracę.

Byliśmy pod budynkiem,  w którym znajdowało się biuro Grive'a. Już go tam nie było, więc spokojnie mogliśmy sprawdzić pewne dane. Wspięłam się na ręce Nathana i wyłamałam ten prymitywny zamek w oknie. Baza wojskowa była dość stara i wiele budynków, które służyły za biura, nie były odnawiane zbyt często, bo i po co. Weszłam do środka i pomogłam to uczynić również chłopakowi. Teczki z naszymi nazwiskami leżały na biurku.

- No ładnie, ładnie... Zero ostrożności... - powiedział chłopak lekko zirytowany, że wszystkie nasze dane leżą sobie tak po prostu na wierzchu.

- Chcesz sobie poczytać o mnie jeszcze więcej, czy weźmiesz się za szukanie czegoś konkretnego? - spytałam z politowaniem w głosie.

- Spokojnie kochana. Tę teczkę to ja znam na pamięć. 

Ileż ironii i sarkazmu krążyło w naszych codziennych rozmowach. Zaczęłam go nawet czasem lubić i może to dobrze,  skoro mieliśmy razem pracować. Przeszukiwaliśmy szafki w poszukiwaniu czegokolwiek, co pasowałoby do naszej teorii. Zajrzałam do szuflady w biurku. Był tam klucz. Zwykle w takich biurkach klucz w szufladzie pasuje do dziurki w szafce poniżej. Dla mnie zawsze było to żałosne, ale się sprawdzało. Wyciągnęłam z szafki plik dokumentów. Zaczęłam je przeglądać. Były tam dość ważne sprawy, ale mało mnie obchodziły. Ostatnia teczka, natomiast, była dość interesująca.

- No nieźle. Nathan patrz na to...

***

Spakowałam szybko najpotrzebniejsze rzeczy i razem z Nathanem udaliśmy się do samolotu. Sześć godzin drogi przed nami. Trzeba było wykorzystać ten czas. Myślałam o śnie, przyda się, bo nie wiadomo co czeka w Londynie. Musiałam też przemyśleć kilka rzeczy i porozmawiać sama ze sobą w myślach. To co przeczytaliśmy, było dość dziwne, jednak stwierdziliśmy wspólnie, że pomimo tego, zagramy w tę pieprzoną grę i zobaczymy jak się to wszystko potoczy. Samolot był dość mały i nieźle wyposażony. Mieliśmy dwóch pilotów. Zaparzyłam dzbanek kawy dla mnie i Nate'a. Kawa nigdy nie powodowała bezsenności. Wypiliśmy ją w ciszy i ułożyłam się na swoim fotelu próbując wszystko sobie poukładać. Myślałam też o tacie. Ciekawe co by powiedział, gdyby zobaczył jak zarabiam i kim jestem. A co jeśli moja matka by żyła? Jak by wyglądała? Chciałabym zobaczyć jej uśmiech. Pamiętam ją tylko z jednego zdjęcia, które przez piętnaście lat tata zawsze miał przy sobie. 

Czasem marzyłam o wspólnych wakacjach, kiedy moim największym zmartwieniem byłaby poparzona od słońca skóra... I o niezręcznych kolacjach mojej rodziny z nowym chłopakiem. O wymagającym ojcu przy boku troskliwej matki. O studiach, imprezach, znajomych... Ale to wszystko to już przeszłość i nieistniejąca teraźniejszość. W pewnym stopniu równoległa rzeczywistość... I w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że każdy jeden dzień z dziewiętnastu lat mojego życia, ukształtował mnie. Gdyby nie pewne przypadki, codzienne sprawy, takie, a nie inne wydarzenia, miałabym teraz inny charakter. Inną osobowość. Nie warto zatracać się w przeszłości. Trzeba patrzeć w przyszłość i dobrze się do niej przygotować...

Sory za ten dość nudny rozdział. Mam nadzieję, że jednak ze mną jesteście i postaram się aby w następnym było więcej akcji 😉buziaki 😘 Przy okazji wszystkiego co najlepsze na te święta!

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz