Rozdział 13.

3.5K 224 7
                                    

/sprawdzony/

Wróciliśmy do hotelu. Zajęło nam to około godziny, ponieważ musieliśmy być bardzo ostrożni. Dzięki temu miałam właściwie pewność, że nikt nas nie śledzi ani nie obserwuje. Nie było jeszcze tak późno. Mieliśmy wolny wieczór, bo udało nam się uzyskać informację, że Jennifer pojawi się pojutrze w Londynie. Wspólnie stwierdziliśmy, że dzisiaj odpoczniemy, jutro przeniesiemy się do innej części miasta i zajmiemy się planowaniem akcji.

- Nate? Co robią nastolatkowie jak mają wolny wieczór? - zapytałam z uśmiechem.

- W sumie to nie wiem... Imprezują? - oboje się zaśmialiśmy.

- Co myślisz o oglądaniu telewizji? Zrobimy sobie taki "normalny" wieczór?

- Jasne - potwierdził. - Tak btw jestem głodny. Pizza?

- Spoko. - usadowiłam się wygodnie na sofie, włączając telewizję. Z przyzwyczajenia włączyłam kanał z wiadomościami. Nic ciekawego. Znalazłam jakiś film. "Spectre". Lokalnie. Nathan wrócił i oświadczył, że zamówił dużą klasyczną pizzę. Przytaknęłam. Usiadł koło mnie. Dość blisko. Popatrzyłam w jego ciemne oczy. Był w nich spokój. Poczucie bezpieczeństwa. Stwierdziłam, że jest przystojny. Chociaż z drugiej strony nie miałam dużego porównania, ponieważ nie obracałam się zbytnio w towarzystwie rówieśników. Ale jego roztrzepane włosy idealnie komponowały się z głębokim spojrzeniem, lekkim, świeżym zarostem i już dojrzałymi rysami twarzy. Miał 190 cm wzrostu. Ja miałam 170... Ale nie przeszkadzało mi to. Zawsze byłam zadowolona ze swojego wzrostu. Był taki przeciętny, więc mogłam wtopić się w każde otoczenie. Popatrzyłam na jego mięśnie, które podkreślała obcisła koszulka. Imponował mi. Nie był sztuczny, ani taki na siłę. Był po prostu normalny. 

- Wiem, że jestem piękny, ale bez przesady - zakpił, bo za długo się mu przyglądałam.

- Haha. Się tak nie zachwycaj, bo nie ma czym - powiedziałam ironicznie i zaczęłam się śmiać.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. O tak. Jedzonko. Nate wstał i poszedł zapłacić. W przeciągu kilku sekund byłam już w kuchni.

- Oho, chyba ktoś tu zgłodniał - zaśmiał się widząc moją reakcję na widok pizzy.

Zjedliśmy śmiejąc się z głupich min, a potem stwierdziłam, że pójdę się wykąpać. Było już około północy, a lepiej zregenerować siły przed jutrzejszym dniem. Kiedy wyszłam z łazienki ubrana w dresy i luźny podkoszulek zobaczyłam, że Nate spał już sobie w bokserkach i T-shircie. Wyglądał tak cholernie dobrze. 

Położyłam się koło niego, próbując zasnąć, nieudolnie, bo było mi zimno. Stwierdziłam, że przysunę się do chłopaka, bo jego ciało emitowało duże ilości ciepła. Opłaciło się. Nagle poczułam taką wewnętrzną potrzebę bliskości. Byłam odważna jak na swój wiek. Obróciłam się do niego przodem, po czym wplotłam swoją rękę w jego włosy, a drugą położyłam na klatce piersiowej czując jak unosi się z każdym spokojnym oddechem. Zamknęłam oczy, a kiedy już zasypiałam, poczułam jeszcze jego rękę na mojej talii. Było wygodnie, ciepło i przyjemnie...

***

- Księżniczka już wstała? - zapytał Nathan wychodząc z łazienki po porannym prysznicu.

- Wstała i chce jeść - roześmiałam się. Dawno nie czułam się tak luźno i beztrosko. Stwierdziłam, że jeśli mam takie okazje, to muszę z nich korzystać, bo życie jest ulotne i może skończyć się szybciej niż myślę. - Która godzina?

- 7:30.

Podniosłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Zostało jeszcze trochę pizzy z wczoraj, więc stwierdziłam, że sobie ją odgrzeję. Lepiej zjeść to niż potem szukać jakiegoś miejsca, w którym można kupić cokolwiek jadalnego. Po 15 minutach byłam już w sumie odświeżona i ubrana. Podeszłam do okna, zachęcona promieniami słońca. Jednak zaledwie kilka sekund później nie byłam już taka szczęśliwa.

- O cholera. Nathan. Mamy problem. - powiedziałam, a on podszedł do okna.

- Kurwa. - powiedział, a ja już biegłam do drzwi, łapiąc po drodze broń, nóż i kurtkę. Nathan wziął torbę, w której mieliśmy amunicję i resztę broni.

- Zostaw otwarte okno. - powiedziałam trochę głośniej, jednak będąc ostrożna.

Trzeba było zlokalizować wyjście awaryjne. Przeleciałam wzrokiem otoczenie. Na końcu korytarza po lewej były zewnętrzne schody awaryjne. Pobiegłam w tamtą stronę. Usłyszałam, że Nathan już mnie dogania. Popchnęłam drzwi. Cholera. Zamknięte. Nic nie zrobimy, żeby je otworzyć. Zbyt czasochłonne.

- Trudno. Ile ich było? 2 radiowozy? To pewnie 4-6 osób. Damy radę - stwierdził Nate, a ja przytaknęłam.

Zbiegliśmy po schodach w miarę bezszelestnie. Próbowaliśmy zorientować się ile osób może znajdować się na dole. Zobaczyłam 2 policjantów którzy rozmawiali z recepcjonistką i jeszcze 2 przy drzwiach. Za kilkanaście sekund nas dostrzegą. 

- Cholera nie ma stąd innego wyjścia. Zbliżmy się i czekajmy na reakcję. Może nawet nie chodzi o nas. - szepnął Nathan.

Wyszliśmy więc z ukrycia, spokojnie, ale dość szybko, aby móc zareagować w przypadku zagrożenia ze strony mężczyzn. Kierowaliśmy się w stronę drzwi, czyli prosto na policjantów. To był zły pomysł. Bardzo zły pomysł. Mężczyźni zobaczyli nas, ale dopiero kilka sekund później nas rozpoznali. To kilka sekund nas uratowało, ponieważ byliśmy tuż przy nich. Nie zdążyli sięgnąć po broń. Byliśmy szybsi. Uderzyłam jednego z nich prosto w twarz z łokcia. To powinno zatrzymać ich na chwilę. Nie chciałam robić im niczego poważnego. Nie żebym miała jakieś ogromne sumienie, ale lepiej nie mieć większej ilości kłopotów. Najważniejsze było, aby odebrać im broń, bo bez niej w sumie nic nie mogli nam zrobić... Byliśmy po prostu lepsi.

 Udało mi się odebrać pistolet już po kilku sekundach. Nathan również to zrobił. W gorszym położeniu byliśmy w stosunku do funkcjonariuszy, którzy byli wcześniej przy recepcji, ponieważ w przeciągu kilkunastu sekund naszej walki, oni zdążyli wyjąć i odbezpieczyć swoje pistolety. Na moją reakcję nie trzeba było długo czekać. Już chciałam coś zrobić kiedy popatrzyłam na Nathana i na to co robi. Jego pomysł był lepszy. Przyłożyłam więc broń do skroni policjanta, osłaniając się nim na linii wyjście-recepcja i tym sposobem mieliśmy przed sobą żywą tarczę. Poszliśmy tyłem do jednego z radiowozów i obezwładniając naszych zakładników, wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy. Reakcja drugiego radiowozu była natychmiastowa, lecz i tak mieliśmy kilka sekund przewagi. Nathan był za kierownicą. Szło mu to bardzo dobrze. Manewrował na różne sposoby. Jechaliśmy z dość dużą prędkością na sygnale, ponieważ Londyn to jednak dość zatłoczone miasto. Udało nam się wyjechać na M25 i tam Nathan docisnął gaz jeszcze mocniej. Po kilkunastu minutach, w końcu zgubiliśmy radiowóz. Skierowaliśmy się znów wgłąb miasta, aby poszukać stacji metra, ponieważ w samochodach na pewno były lokalizatory. To, że musieliśmy ciągle uciekać, nie ułatwiało nam pracy. Trudno... Czas odwiedzić Jacka...

OMG! Dzisiaj 70 miejsce w akcji!!! Cieszy mnie to ogromnie i jednocześnie jestem zaskoczona bo jeszcze 2 dni temu było 104 i czekałam na 100, a tu 70 od razu wow! To wszystko dzięki wam <3 Ten rozdział trochę gorszy, wiem, ale przyłożę się do następnego. Buziaki

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz