2.9. Pieprzona moja krew

1K 72 56
                                    

Wstałam rano i przygotowałam owsiankę oraz owoce, wkładając wszystko do lodówki, a potem wyszłam na górę, żeby obudzić resztę i mocno się zdziwiłam gdy weszłam do pokoju Lily, bo nie dość, że już nie spała, to właśnie wiązała sobie kucyka, będąc już ubrana w dresy i bluzę.

- Wow, hej - powiedziałam i ją przytuliłam.

- Cześć, mamo, nastawiłam sobie budzik i jestem gotowa na poranne bieganie - odparła z uśmiechem.

- Na dole masz pół banana, zjedz sobie i poczekaj, zwalę jeszcze tatę - powiedziałam i poszłam do sypialni, budząc Danny'ego. - Chodź, idziemy biegać. - szturchnęłam go w ramię.

- Idźcie same - mruknął, wtulając się w poduszkę.

- Cioto, Lily będzie zawiedziona - odparłam.

- Powiedz, że się czymś przytrułem, proszę cię - westchnął, całując mnie w policzek, na co pokręciłam głową.

- Niech będzie, śpij - powiedziałam i zbiegłam na dół po schodach. - Tata się źle czuje, jesteś gotowa?

- Tak, mamo - odparła, ubierając adidasy.

- Jeszcze chustka na twarz, żebyś się nie przeziębiła - powiedziałam, więc założyła i wyszłyśmy z domu, a ja zamknęłam drzwi. Rozgrzałyśmy się trochę i zaczęłyśmy biec, a ja dostosowałam się do tępa dziewczynki. - Jestem dumna, że sama wstałaś - rzuciłam, bo chciałam ją za to chwalić. Zasługiwała.

- Bo naprawdę mi zależy - rzuciła, na co pogłaskałam ją lekko.

Biegłyśmy trochę w ciszy, a potem gadałyśmy o różnych głupotach i dziewczynka zaczęła nieźle sapać.

- Dwie minuty przerwy - powiedziałam, patrząc na swój zegarek i zatrzymałam trening. - Porozciągajmy się - powiedziałam, bo byłyśmy w parku, więc blondynka zaczęła to ze mną robić.

- Mamo, mam dzisiaj trudny test z matematyki i trochę się stresuję - powiedziała nagle.

- Lily, rozwalisz to, jeśli się uczyłaś. Matma nie jest taka trudna, tak? - pogłaskałam ją.

- A co jak zawalę? - przygryzła wargę, będąc chyba dość zestresowana.

- To nie będzie koniec świata - odparłam, więc się przytuliła. - Biegniemy jeszcze pół kilometra i wracamy, ok?

- Tak - rzuciła i ćwiczyłyśmy dalej.

W końcu wróciłyśmy do domu i mnie taki lekki trening zwyczajnie orzeźwił, ale z młodej się dosłownie lało.

- Leć pod prysznic i przyjdź na śniadanie - powiedziałam, więc poszła na górę.

Wyciągnęłam z lodówki owsiankę i owoce i wstawiłam wodę na herbatę.

- Jestem. - usłyszałam w końcu i zobaczyłam małą już w ciuchach do szkoły.

- Śniadanie - rzuciłam, a ona z uśmiechem wzięła łyżkę i zaczęła jeść, co było urocze. Zrobiłam sobie to samo, więc również jadłam. - Smakuje ci chociaż trochę?

- Jest dobre, mamo - powiedziała z pełną buzią, a potem wzięła pokrojone jabłko i zaczęła sobie przegryzać. Ja zdążyłam zjeść, więc włożyłam wszystko do zmywarki i wyciągnęłam pudełka z lodówki.

- Tu masz orzechy i owoce na krótką przerwę, a tu kaszę z kurczakiem i marchewki, to sobie zjedz na długiej i nie kupuj nic na stołówce, dobrze?

- Tak. W ogóle to śniło mi się, że byłam kangurem - mruknęła, kończąc owsiankę, na co się zaśmiałam, a potem wlałam jej jeszcze wody do bidonu i wrzuciłam jej kawałek limonki i malin, żeby było trochę smaczniejsze.

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz