Rozdział 48.

2.7K 175 19
                                    

Obudziłam się gdzieś koło osiemnastej i stwierdziłam, że jestem głodna. Podniosłam swój tyłek z łóżka i przeglądnęłam się w lustrze, żeby sprawdzić, czy nie wyglądam aż tak źle. Moje blond włosy były roztrzepane na wszystkie możliwe strony, więc przeczesałam je ręką i związałam w prowizoryczny warkocz. Miałam na sobie lekko rozmazany makijaż składający się z tuszu i korektora. Poprawiłam go szybko, bo jakoś to zawsze dodawało mi trochę pewności siebie. W sumie to dość śmieszne, że nie obchodzi mnie to, kiedy jestem w bieliźnie przed facetami, którzy jeszcze czasem mnie w niej biją, ale nie wychodzę bez tuszu na rzęsach. Jednak w sumie patrząc na mój ryj, to korektor też zawsze jest potrzebny. Moje siniaki nigdy nie zdążą zniknąć, bo już pojawiają się nowe.

Za dużo się bijesz, zdecydowanie za dużo

Ugh. Co ci poradzę... Zmieniłam sobie jeszcze opatrunek, bo ktoś podrzucił mi kilka na szafkę nocną. Pewnie Cassie, kochana. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do kuchni. Parę osób patrzyło na mnie dziwnym wzrokiem, ale jak zwykle ich zignorowałam i zaczęłam robić sobie tosty. 

- Hej! - usłyszałam zza pleców głos, który szybko rozpoznałam.

- Co tam Luke? - spytałam nie patrząc w jego stronę, tylko włączając opiekacz do prądu. 

- U mnie nic ciekawego, ale ty jak widzę dnia nie możesz wytrzymać bez dostania w ryj - roześmiał się, ale mnie to zbytnio nie bawiło.

- Co ja mam zrobić na takiego pecha? Kłopoty cały czas się do mnie lepią... - westchnęłam odwracając się do chłopaka.

- Życie mała. - puścił mi oczko. - To co tym razem było, bo krąży wiele plotek.

- Ludzie serio nie mają o czym gadać? - rzuciłam. - Tym razem to naprawdę nie była moja wina. Sasha dostała po mordzie, bo musiałam się wyplątać z bagna, ale niefortunnie obudziłam się w magazynie i Danny się trochę wkurwił, no i sam widzisz.

- Tyle to słyszałem... Aaron jak się dowiedział, to poszedł wpieniony szukać łysego - odparł chłopak, a mnie zamurowało.

- Kurwa, nie, nie, nie. Gdzie oni są? - zaczęłam szybko odkładając jedzenie na stolik i wycierając ręce, bo uwaliłam się ketchupem. Typowe.

- Nie wiem czy nie na sali treningowej, bo chyba tam poszedł Rhoads - stwierdził zdziwiony moją reakcją Luke.

- Dobra, dzięki - rzuciłam tylko, szybko wychodząc z pomieszczenia.

- Emily, czekaj! Co się stało? - usłyszałam jeszcze, ale to zignorowałam i ruszyłam pędem przez korytarz. Zbiegłam na salę, gdzie kilka osób stało w kółku, przypatrując się czemuś. Podeszłam tam szybko i łokciami zrobiłam sobie przejście. Chłopcy w parterze walili się po mordach krzycząc coś nie zrozumiale.

- Stooop! - wrzasnęłam, ale bez rezultatu. - Kurwa, natychmiast przestańcie, albo dostaniecie ode mnie! - uspokoili się po chwili i popatrzyli na mnie zdziwieni. - Co tu się odpierdala!?

- Ten chuj jebany ci to zrobił! Musiałem zareagować - odezwał się Aaron jako pierwszy. 

- Ogarnij się, nie potrzebuję obrońcy, zostaw go - rzuciłam wkurzona. Nienawidziłam tego, kiedy ktoś pomagał mi rozwiązywać problemy tego typu. Może się zachowywałam jak pieprzona feministka, ale to, że jestem kobietą nie ma żadnego znaczenia przy rozliczaniu rachunków. Jak byłam dzieckiem, chodziłam do wielu szkół na terenie baz wojskowych, bo musiałam się uczyć. Zawsze jednak w nowej szkole byli starsi uczniowie, którzy uważali się za bossów i musieli ci pokazać miejsce w szeregu. To normalne. Jednak ja zawsze bardzo dobrze sobie radziłam z takimi typami i strasznie wkurzało mnie to jak ktoś chciał mi pomagać. Bardzo dobrze radzę sobie sama. Nienawidzę takiej litości! - A Danny, spierdalaj zanim ci coś jeszcze zrobię - warknęłam i wyszłam z pomieszczenia. Wróciłam wkurzona do kuchni i chciałam w spokoju zjeść w końcu te pieprzone tosty, ale mój "chłopak" mnie dogonił.

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz