Rozdział 35.

2.9K 179 45
                                    

/sprawdzony/

3/3

Minęło kilka godzin z nowego dnia. Wywnioskowałam to po łunie światła wpadającej przez maleńkie okienko w dachu. Chwilę temu przyszedł tu jakiś gburowaty typek, który chciał się ze mną zabawić. Gryzłam go i kopałam, kiedy próbował się do mnie dobrać oraz starałam się ignorować uderzenia z jego strony. W końcu poddał się i wkurzony do granic możliwości, podniósł metalową belkę i walnął mnie nią z całej siły między nogi. Moje serce zatrzymało się na milisekundę, a potem można było usłyszeć apogeum mojego krzyku. Mężczyzna zadowolony z siebie, wyszedł z pomieszczenia. 

- Żyjesz? - spytał przerażony Aaron, a ja mruknęłam coś niezrozumiale w jego kierunku, więc już się nie odzywał. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, co zamierzam, więc powiedziałam mu, żeby siedział cicho i był twardy jak skała, a resztą zajmę się ja. Miałam szczerą nadzieję, że Scorpion pojawi się dość szybko, bo nie spałam już od ponad doby, a do moich związanych rąk przestawała powoli dopływać krew. Bolało mnie już wszystko. Ale musiałam być silna. Nie chciałam umrzeć. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji, w której byłam, była to najgorsza z opcji. 

Po nieokreślonym czasie dalszego oczekiwania, coś zaczęło się dziać. Zobaczyłam kilku mężczyzn wchodzących do pomieszczenia. Jeden z nich musiał być szefem. To było jasne. Łysy facet, około czterdziestu kilku lat, bardzo silny i wysoki. Miał tatuaże na rękach oraz jeden ogromny na pół twarzy, który przedstawiał skorpiona, tak, jakby ktoś nie ogarnął ksywki. Jego zimne spojrzenie przeszywało mnie na wylot, ale na mojej twarzy ciągle gościła maska obojętności z lekkim wkurwieniem. Nie mogłam okazywać strachu, chociaż w tamtym momencie szczerze bałam się o powodzenie moich negocjacji, gdzie stawką było własne życie. 

- Pofatygowałeś się - zaczęłam pewnie.

- Bo byłem bardzo ciekawy o co ci chodzi... - powiedział spokojnie grubym, lekko zachrypniętym głosem. - Masz trzy minuty na wyjaśnienia - dodał, siadając wygodnie, na krześle. 

- Nie wiem kim dla ciebie jestem i dlaczego chcesz mnie zabić. Nie jest to dla mnie ważne. Teraz zależy od ciebie to, czy do mnie strzelisz, czy zyskasz nowego najemnika - rzuciłam pewnie, jakbym siedziała z nim przy stoliku omawiając zasady umowy, a nie wisząc w samej bieliźnie.

- Do czego ty mogłabyś mi się przydać? - roześmiał się psychicznie.

- Jestem płatnym mordercą - kontynuowałam tym samym tonem. - Mogę zastąpić ci pracę dziesięciu takich, których wynająłeś, aby mnie zabić. 

- Pracujesz dla rządu.

- To mogę już nie pracować. Naprawdę zwisa mi to od kogo mam zlecenie. Tak, czy tak zabijam - powiedziałam obojętnie.

- Jakie są twoje warunki? - spytał trochę bardziej zainteresowany, co szczerze mnie ucieszyło.

- Wolność dla mnie i dla niego - skinęłam głową na Aarona. 

- Co dasz w zamian?

- Pięciu dobrych pracowników.

- Pięciu?

- Mam zespół, którym dowodzę. Nie będą mieli nic przeciwko, są dobrze wyszkoleni - powiedziałam mając nadzieję, że przekonam tym Scorpiona.

- Jaką mam gwarancję lojalności? - spytał, a ja wiedziałam, że to najtrudniejsza część negocjacji.

- Na razie słowną, ale zaufanie można szybko zyskać - odpowiedziałam bez zawahania.

- Skąd mam wiedzieć, że naprawdę jesteś dobra? - mój czas zaczął dobiegać końca. Ostatnia szansa.

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz