Rozdział 114

2.1K 193 33
                                    

Znalazłem się na terenie szpitalu, by po chwili być w białym budynku. Spokojnie ominąłem  recepcje, pacjentów, pielęgniarki i jakieś dzieciaki, aby udać się na pierwsze piętro do sali 48.

Jest  gdzieś tak koło jedenastej...

Otworzyłem drzwi i znalazłem się w środku, ujrzałem "śpiącego" chłopaka... Nadal leżał na tym szpitalnym łóżku taki blady i bez pieczęci na czole.

Położyłem siatkę z zakupami na stoliczku obok jego łóżka, by delikatnie przysunąć sobie taboret.

-Gaara, jeżeli się obudzisz to będziemy świętować zajadając słodycze, które dziś kupiłem, ale... Jeżeli się nie zbudzisz przed moim zniknięciem to zostawię je- szeptałem naprawdę cicho- Jestem ciekawy czy rodzeństwo cię odwiedza. Mam tajemnice, które chcę ci powiedzieć. Sekrety, które chcę zdradzić tylko tobie i mojej niedawno odkrytej rodzinie...- złapałem  go za zimną rękę, ale cieplejszą niż ostatnio- Mam wiele słów, lecz nie wszystkie zostaną wypowiedziane, nie mogę tego zrobić dla dobra rodziny i twojego- mamrotałem, by pod koniec  trochę wzmocnić uścisk na jego dłoni...

Czemu jesteś taki zimny, jakbyś wpadł do lodowatej wody? Tylko mnie nie zostawiaj przyjacielu... Nie obiecuję, ale jeśli znikniesz nagle to mogę nie wytrzymać z tą myślą.... Myślą, że to ja cię zabiłem, to ja do tego doprowadziłem, to ja jestem winny i nikt inny, bo to jest prawda.

Lepiej nie odchodź, bo jestem zbyt nieprzewidywalny, silny i szurnięty, aby tak po prostu się załamać... Pewnie zrobię coś szalonego albo zakazanego.... Wskrzeszenie?

Cicho zachichotałem z nutką szaleństwa...

Wskrzeszenie to bardzo  dobra opcja i w dodatku na wyciągnięcie ręki, ale... Zakazana. Chociaż raz złamałem ten zakaz. Było łatwo.... Powtarzanie czegoś, co już dokonałem będzie tylko łatwiejsze. Jeśli umrzesz to znajdę twe ciało i wskrzeszę, a dzięki temu będziesz zawsze blisko mnie, bezpieczny...

-Poleciałeś za daleko w możliwą przyszłość- prychnął Kurama.

-Tak, trochę za daleko, ale to tylko plany-  powiedziałem w myślach.

-To co z tą siatką szpiegowską?- rzucił pytaniem.

-Zdecyduje się na klony, wilki i lisy, a do tego mój chrzestny... Chociaż on nie będzie aż tak potrzebny. Zrezygnowałem z jakichś najemników, bo zawsze mogą zdradzić- odpowiedziałem w umyśle.

Obym szybko zdobył klucz do ich klatek, bo chcę naszej wolności. I chcę podczas "treningu" zrobić coś ze sobą, a właściwie z moją nienawiścią, ale nie chce się jej pozbywać, bo mimo wszystko w pewnym sensie jest moją siłą... Może stłumienie, albo nauczenie się kontroli nad nią?  Trzeba pamiętać, że uczucia, które szaleją będą mnie spowalniać, więc lepiej trzymać je na łańcuchu, abym mógł wygrać... W końcu Shinobi nie powinien mieć uczuć... Stary ja już dawno odszedł w zapomnienie... Byłem tak słaby i kruchy, że najlepiej zrobię zapominając o tym.

-Chcę zjeść z tobą te słodycze- i cicho się zaśmiałem, lecz gorzko.

Zostało nam mało czasu, a ty nadal "śpisz".... Obyś nie obił tego specjalnie.

-Do zobaczenia- powiedziałem wstając i puściłem jego rękę,  aby odłożyć stołek na miejsce- Obyś zdążył-  szepnąłem zabierając siatkę z zakupami, ale słodycze mu zostawiłem.

Po chwili stałem pod drzwiami do sali numer 50, ale wyczuwałem w niej dwie chakry... I jedna wcale wcale nie należała do Itachiego....

Westchnąłem wręcz cierpiętniczo...

Mam chronić Sasuke niczym jakiś Anioł Stróż... Tylko ja robię to skuteczniej.

Zamaszystym ruchem  otworzyłem drzwi i stanowczo wkroczyłem do środka.

-Witajcie- przywitałem się od niechcenia.

Obszedłem łóżko kruczowłosego i odłożyłem zakupy na stoliczek, a następnie spojrzałem przerażającym spojrzeniem na Sakurę.

-Chcę pogadać z Uchihą w cztery oczy, więc możesz już iść do domu- to było stwierdzenie, ale brzmiało, jak ostrzeżenie.

-A-Ale...- już nie miała odwagi.

-To będzie męska rozmowa- dodaje z udawaną powagą.

Na szczęście zrezygnowana dziewczyna wstała i wreszcie wyszła z sali. Szybko zająłem jej miejsce uprzednio biorąc jabłko z siatki.

-Żadnej męskiej rozmowy nie będzie- wzruszyłem ramionami- Odpędziłem od ciebie niebezpieczeństwo- stwierdziłem obojętnie i zacząłem wycierać owoc o moją czarną koszulkę aż zaczął się błyszczeć.

-Niby Sakura była niebezpieczeństwem?- prychnął.

-A chciałeś słuchać jej tyrad?- odpowiedziałem pytaniem, a chłopak tylko zaprzeczył pokręceniem głową- Była zagrożeniem dla twojego słuchu- odpałem znudzony.

Ugryzłem jabłko...

Muszę jeszcze pogadać  z Jiraiyą, bo chcę wyruszyć później od niego... Albo, żeby gdzieś poczekał... Będę musiał tego zboczeńca szukać po całej wiosce.

-Itachi wraca chyba jutro, a może pojutrze- rzuciłem jakimiś słowami.

-Prawdopodobnie- i zwrócił swój wzrok na okno, by patrzeć na widoki za nim. Miał iskierki tęsknoty w tych swoich  ślepiach....

Kolejny gryz jabłka...

       

         ^^^

Jest rozdział! Cieszmy się, że wyrobiłam się przed niedzielą...


Światełko w tunelu | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz