Rozdział 124

1.9K 184 29
                                    

A starałem się być dosyć delikatny.... Czy on naprawdę stał się taki uparty? I jeszcze ten upór w jego oczach z wcześniej... Co to było? Może teraz wyciągnę to z niego..?

-Naru, jesteś pewny, że chcesz się pakować w tą walkę?- zapytał Kyuu.

-Kuramo... Mam pewne opory przed tym, ale muszę być pewny swoich decyzji, bo inaczej stanę się nieostrożny i zostanę marionetką polegającą na innych. Nie mogę do tego dopuścić...- szepnąłem i powoli obróciłem się przodem do  młodego Uchihy.

Nie pomyliłem się. Sharingan był widoczny w jego oczach. Jeśli teraz aktywuje Akuma no Yona me on prawdopodobnie skapnie się, że Nazo stoi przed nim.... Pewnie Itachi podsunął mu jakieś "drobne" wskazówki.

-Wrócisz ze mną- jego głos jest lodowaty... Prawie tak, jak mój potrafi być.

-Sasuke- użyłem jego imienia- Nie zrobię tego choćby nie wiem co... Nie możesz mnie powstrzymać. Jeśli nie ja to oni na to nie pozwolą- odpowiedziałem na jego wręcz stwierdzenie.

Rzucił w moją stronę shurikenami wraz z kunaiami, ale ja widzę coś jeszcze. Żyłka.

Użyłem kunaia, aby pozbyć się  broni lecących w moim kierunku... Co teraz zrobisz?

Uchiho... Ta walka będzie sztuczna, bo nie użyję w niej pewnych moich umiejętności. Będę się bronił, ale również ciebie atakował, lecz nie pozwolę ci umrzeć...

Kruczowłosy manewrując rękami znów nakierował bronie na mnie, ale widziałem, że jeszcze coś kombinuje.

Nie dam ci taryfy ulgowej mimo, że byliśmy w drużynie... Właściwie  to ta "drużyna" była ściemą. Dla mnie nie istniała.  Moim zadaniem była ochrona was i doprowadzanie misji do ukończenia.

Powiedz mu...

Urusai!!

Wystarczyła tylko chwila mojego zawahania, a bronie z żyłką mnie oplotły i zostałem złapany.

-I co teraz?- zapytałem z kpiącym uśmieszkiem, by nie czekać na odpowiedź, a działać.

Szybko złożyłem pieczęcie jedną ręką, a z posągu wystrzeliły kolce zrobione z ziemi. One przecięły żyłki i znów  byłem wolny.

-Zwróć uwagę na moje techniki- powiedziałem, a  kolce pokruszyły się na drobny mak.

Że też wcześniej nie skapnęli się, że coś jest nie tak z moimi żywiołami... Właściwie to z Oczami Demona umiem kontrolować nawet lawę, ale bez nich  już raczej mi się nie uda... A przynajmniej nie próbowałem i chwilowo nie chcę tego robić. Jeżeli straciłbym panowanie nad techniką to Sasuke prawdopodobnie nie mógłby  być już Shinobi i nawet ja mógłbym mieć problemy z uratowaniem go.

W końcu nie jestem Bogiem. Nikt nie jest.

Skoczyłem w stronę Uchihy i podczas lotu zacząłem składać pieczęcie do pewnej ryzykownej techniki... W końcu nie jestem pewny, czy on z tego wyjdzie cało.

-Katon: Gouryuuka no Jutsu!- wydmuchałem kule ognia, która po chwili zmieniła się w głowę wielkiego, ognistego smoka.

-Nie chcę cię dekoncentrować, ale może padać- odezwał się Shukaku- W dodatku radzę ci już nie używać ognistych technik, bo pragnę zauważyć, że jest noc- dodał i usłyszałem jego śmiech, który po chwili ucichł.

-Moim zdaniem to możesz zabić tego bachora- prychnął Kyuu.

Zabić? Mam tak po prostu zabić Uchihe Sasuke? Mojego...

Are? O czym ja właśnie chciałem pomyśleć?!

Zdołałem ominąć ogień i wylądowałem jakieś dwanaście metrów od poprzedniego miejsca kruczowłosego.  Przyzwałem moją katanę ANBU i nie czekając na całkowite ugaszenie się płomieni ruszyłem z ogromną prędkością na Uchihe.

Ten upór w  jego oczach... Nadal nie wiem czym  to jest spowodowane...

Nasze bronie się spotkały i poleciały iskry. On miał kunaia, a ja katanę.

-Sasuke, ja muszę odejść- znów zacząłem gadać.

Za dużo się odzywam! Ale nie chcę przestać...

-Musisz to zrozumieć- i włożyłem więcej siły na uchwyt broni- Zrozum, że nie jestem taki, jak możesz myśleć- dodałem z ledwością.

Czemu mu to mówię..?

-Twierdzisz, że wszystkie moje domysły na twój temat mogą być błędne, a nawet takie są?!- zdenerwował się- Niby czemu musisz odejść? Kto tak powiedział?!- dodał w przypływie złości i odskoczyliśmy od siebie.

-Nie znam twoich domysłów na mój temat, ale jestem pewien, że brakuje ci wielu puzzli do mojej układanki... Odchodzę, bo sam wiem, że muszę- czemu tyle mówię?

Czyżbym..? Czyżbym był w tak złym stanie, że szukam pomocy na zewnątrz?

To pewnie stąd ten  ogromny ból przy sercu....

Chłopak otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale odezwałem się pierwszy.

-Sasuke... Czemu- spuściłem głowę, ale nadal trzymałem katanę, która chyba zaczynała się trząść przez drżenie mojej ręki-... Czemu za mną ruszyłeś?- spytałem powoli staczając się w otchłań bólu.

-Czemu?!- zapytał się wręcz zbulwersowany, ale  w jego oczach widziałem zaskoczenie.

Mimo spuszczonej głowy i pogarszającym się stanie rzeczy, nadal na niego patrzyłem spod grzywki.

-Jesteś moim przyjacielem- odparł już spokojnie.

Otworzyłem szerzej oczy, a deszcz lunął z nieba prosto na nas.

Niemożliwe...



    ^^^

Nie jestem pewna, czy wszystko zostało napisane tak, jak powinno, ale mam nadzieje, że jest dobrze! :3

Światełko w tunelu | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz