*Tydzień później*
To ten czas. Mam siłę i odwagę zobaczyć moją oprawczynię. Wstałam trzy godziny temu i od razu ogarnęłam się. Jest godzina trzynasta trzydzieści i czekam aż przyjdą chłopaki, bo zabronili mi samej tam wchodzić. Nie mogę już wysiedzieć. Te debile mają być tu za pół godziny. Zobaczymy. Przez ten czas może opowiem co się działo przez ten tydzień.Więc tak:
Lena dalej nie pogodziła się z Mike'iem pomimo tego, że chłopak chodzi do niej codziennie, ona nie chce z nim gadać. Gadam z nią codziennie, odwiedzam ją i siedzę pół dnia aby dodać jej otuchy. Mam nadzieję, że się pogodzą...Hm...ostatnio gdy szłam do sklepu spotkałam się z koleżanką, byłą narkomanką. Miała na imię Sandra. Gdy miałam 14 lat poznalyśmy się w szkole. Uwielbiałam ją. Jest starsza o trzy lata, a w wieku 16 lat wyjechała do ośrodka. Później nasz kontakt się urwał, a spotkania odbywały sie tylko wtedy, gdy przypadkiem się spotkałyśmy na mieście czy cokolwiek. Wszelkie próby skontaktowania się wychodziły na marne. Nie odpisywała, nie dzwoniła, ogólnie nie dawała znaku życia. Po roku odpuściłam, miałam nadzieję, że może jeszcze kiedyś uda mi się z nią porozmawiać, bo jednak pomimo tego, że znałyśmy się zaledwie rok to była dla mnie ogromnie ważna. No, ale wracając, wracając ze sklepu z naprzeciwka szła właśnie ona. Gdy ją zobaczyłam po prostu mnie wcięło. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś ją zobaczę. Najlepsze było to, że pomimo nie częstych spotkań potrafiłyśmy rozmawiać o wszystkim. Wymieniłyśmy się facebookiem i jal narazie nasze rozmowy nie wyglądają zbyt ciekawie...mam nadzieję, że uda się choć trochę odnowić kontakt. Poczułam się jak taka czternastolatka, która potrzebowała pomocy od swojej przyjaciółki, która pomagała i wspierała ją Sandrę w każdej sytuacji, była w stanie być na jej każde zawołanie i...cierpiała gdy była zlewana przez tak ważną osobę w jej życiu. Choć znałyśmy się tylko rok, dziewczyna bardzo szybko wzbudziła zaufanie w mojej osobię i...jak do tej pory nie żałuję żadnej rozmowy odbytej z nią. Jedyne czego żałuję to tego, że nie wytrzymałyśmy i nie miałyśmy kontaktu przez tak długi czas. Mam nadzieję, że uda się choć trochę odnowić kontakt, nawet w minimalnym stopniu.
-Jesteśmy!- z zamyślenia wyrwał mnie głos Caluma.
Spojrzałam na zegarek, była równo czternasta dwadzieścia. To się zamyśliłam.
-Czy wy choć raz moglibyście być na czas?!
-Wybacz maleństwo.- powiedział Luke podchodząc i dając mi buziaka.
-Ostatni raz.- posłałam każdemu morderczy wzrok.
-Przepraszamy.- powiedzieli hórem.
I jak tu się na nich gniewać?
-Dobra. Hop hop! Idziemy!- wstałam.
-Kochanie, jesteś pewna, że jesteś gotowa?- zapytał zmartwiony.
-Jak nigdy.- odpowiedziałam pewnie.
-To idziemy.- podsumował Ash.
Im bliżej piwnicy, tym większy stres.
Kto może mnie tak nienawidzić? Dlaczego? Co zrobiłam nie tak?
Wiele innych pytań nasuwało mi się w głowie, które pozostawały bez odpowiedzi.
Dobra Hope, to ta chwila. Dasz radę mała!
Michael otworzył drzwi, a ja od razu weszłam nie zastanawiając się nad niczym. Gdy zobaczyłam osobę, która tam siedzi...wcięło mnie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, a co dopiero poruszyć.
-Hope?- odezwał się Luke. Popatrzyłam na chłopaka jednak nic nie odpowiedziałam, a spojrzałam na dziewczynę, która urządziła mi piekło.
-Abby...- szepnęłam.
-Ja.- odpowiedziała jakby nie obchodziło jej nic. Nawet to, że już za niedługo skończą się jej żywota.
-Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłaś?- zapytałam już bardziej pewna siebie.
-Jeszcze pytasz?- odparła kpiąco.
-Zabrałaś mi Luke'a szmato, zabrałaś mi wszystko. To ty musisz być tą popularną, ty mieć grono przyjaciół, bo przecież biedna Hope niw może być sama! Ty, wszystko przez ciebie. Zawsze byłam w twoim cieniu, Luke'a zawsze ciągnęło bardziej do ciebie niż do mnie, a dziewczyny stały murem za Tobą choćby nie wiadomo co.- wywarczała. Jej głos był przesiąknięty nienawiścią.-Co ty wygadujesz dziewczyno? Byłaś z Luke'iem i zdradzałaś co na prawo i lewo. Trzymałyśmy się razem, a ty co wybrałaś? Te suki z tamtej zapchlonej budy! Starałam się utrzymać kontakt, zaakceptowałam wszystko! Wszystko co tylko mogłam! Byłam obok zawsze gdy potrzebowałaś! Mogłaś się wypłakać, wykrzyczeć, wyżalić, wyśmiać, ponarzekać, a ty co? Wyjebalaś się w to całkowicie! Pomimo wszystko! I ty mi próbujesz zarzucić, że to wszystko moja wina? Że to ja zawiniłam?
-A kto? Byłaś tylko dlatego, że nikogo innego nie miałam i aby się zbliżyć do Luke'a.- uśmiechnęła się wrednie.
-Brawo, udało ci się! I co zrobiłaś potem? Spierdoliłaś sobie wszystko sama. Szukałaś winnej osoby za to wszystko i dlatego wmówiłaś sobie, że to ja, a tak naprawdę to tylko i wyłącznie twoja zasługa.- powiedziałam spokojnie.
-Nie...to nie prawda! Kłamiesz, słyszysz? Nie wiesz co mówisz!- zaczęła krzyczeć jak opętana.
-Ja powiedziałam tylko i wyłącznie prawdę. Boli cię to. Szkoda, że dopiero teraz to do ciebie doszło. Teraz zaplacisz za to życiem, tak jak zabiłaś swoich rodziców i wykańczałaś psychicznie Nathana, tak teraz moi ludzie zabiją ciebie. Ale to wszystko będzie powolutku, będziesz się męczył jak Syzyf, rozumiesz?- wytłumaczyłam wolno, ale dobitnie.
-A co? Sama jesteś zbyt słaba aby to zrobić?- zakpiła.
-Nawet nie wiesz jakbym chciała, ale...jakby to powiedzieć...moi ludzie są bardziej doświadczeni. Będą wszystko robić bardzo boleśnie, jednak tal abyś przeżyła. Jeszcze będziesz błagała abym to jednak była ja, gwarantuje ci to.- uśmiechnęłam się sztucznie. Przez jej twarz widziałam przebłysk strachu.
-Żartujesz sobie ze mnie, ty ciamajdo żadnych ludzi nie masz.- zaśmiała się nerwowo.
-Ach tak?- zapytałam rozbawiona.
-Rick, Martin!- krzyknęłam, a do pomieszczenia weszło dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn tak zwanych "goryli".
-Chcesz się przekonać co potrafią? Czy poczekać?- spytałam z sakrastycznym uśmiechem.-Ty psycholko!- krzyknęła wystraszona. Hah widać, że dziewczyna nie jesr zawodowcem, a po prostu jest psychiczna.
-Ja psycholką? Przypomnę ci, że to nie ja cię porwałam i sprzedałam jak dziwke, nie ja zabiłam swoich rodziców, nie ja molestowałam swojego brata. Chociaż Rick i Martin zajmą się tobą w każdy sposób w jaki sobie wymarzą. A teraz przepraszam, ale nie mam zamiaru spędzać z tobą aż Tak wiele czasu. Miło było widzieć cię ostatni raz, może dziewczyny przyjdą się pożegnać.- podsumowałam.
-Rick, Martin róbcie sobie z nią co chcecie. Ruchajcie, tnijcie, bijcie, duście, co chcecie, bo wiem, że to lubicie. Miłej zabawy chłopaki!- krzyknęła na odchodne i wyszłam zadowolona.-Dzięki mała, do później!- krzyknęli razem.
Tak, są dziwnymi typami ludzi, bo naprawdę to lubią. Są częstymi gośćmi w burdelu hah, ale mimo wszystko to naprawdę fajni ludzie. Jeśli cię znają, to nic ci nie zrobią, dopóki nie skrzywdzisz ich bliskich, a że my jesteśmy dla siebie jak rodzina, to skończyło się właśnie tak. W tym momencie będą chamscy i zimni w stosunku do niej, ale na codzień to kochani mężczyźni, można z nimi porozmawiać o wszystkim jak i się wypłakać, oni wysłuchają, wesprą.
Ciekawe co się będzie tam działo...
**********************
Hejka wam!😇Nie wiem czy ma jakiś sens przepraszania kolejny raz, jednak teraz nie mam ani czasu (szkoła= kartkówki, sprawdziany itd.), ani weny.
Mam nadzieję, że rozdział się udał i spodoba się, bo trochę się pomęczyłam żeby go napisać hah.
Opowiadać jak rozpoczęcie roku? Jedynki już jakieś są? A może wagary? Ciężki plan zajęć czy da rade wytrzymać? Jestem bardzo ciekawa jak u was!😊
Do następnego serdelki!❤
CZYTASZ
Only friends? No.
Teen FictionJesteście TYLKO przyjaciółmi?- zapytała. Tak- odpowiedział Luke. Nie- pomyślałam w głowie, równocześnie z jego odpowiedzią. Auć... zabolało. Hej, jestem Hope Black. Jestem normalną nastolatką, może jestem trochę lubiana w szkole, ale to nic takiego...