[32] J.Learoyd× V.Descombes-Sevoie

827 52 3
                                    

Jon, leżał na mnie. Obejmowałem go gładząc jego głowę. Spał. Złożyłem pocałunek na jego głowie.

— Vincent...— zamruczał.

Przełożył nogę przez moje biodro. Wciągnąłem go całkowicie na swoje ciało.

— Obudziłem cię?

— Nie — uśmiechnął się, wciąż mając zamknięte oczy.

Przyjrzałem się mu. Był taki piękny... To było złe. Jestem o wiele starszy, a on praktycznie jest jeszcze dzieckiem... Dzieckiem, które zawróciło mi w głowie. Nie mam pojęcia jak to się stało. Ale to on musiał pierwszy coś poczuć. Pamiętam jak nagle zaczął ciągle mi się przypatrywać, a gdy go przyłapałem tak słodko się rumienił...

Jestem pewien, że go kocham. Oczywiście on o tym nie wie. W głębi duszy mam wrażenie, jakbym był dla niego jedynie chwilowym przystankiem. Pewnego dnia się obudzi i stwierdzi, że nie chce być z kimś takim jak ja... Boję się tego. Jeszcze bardziej się boję tego, że ktoś się dowie co jest między nami. Póki co to nie może się wydać. Nie może.

— O czym myślisz, staruszku? — spytał uśmiechając się.

— O niczym ciekawym, a ty? Młody — zaśmiałem się.

Oparł się przedramionami na mojej klatce, unosząc się. Spojrzałem mu w oczy.

— Jonathan...— położyłem dłoń na jego policzku. Wtulił się w nią.

— Widzę, że coś jest nie tak — odparł. — I nawet podejrzewam, co ci chodzi po głowie.

Mówiąc to odsunął moją dłoń.

— Jon...— westchnąłem i usiadłem.

Zsunąłem go na swoje uda.

— Nie zostawiaj mnie — objął moją szyję. — Myślałem, że jestem dla ciebie ważny — powiedział i przygryzł wargę.

Widząc jego minę... Wiem, że był smutny i cierpiał w takich chwilach. Trzymałem go w niepewności. Nie chcę go ranić, ale ta relacja... Chyba nie ma przyszłości.

— Jesteś dla mnie ważny — wyszeptałem.

Objąłem go w pasie i pocałowałem go w czoło. Jonathan, przysunął się bliżej, przytulając się. Oparł głowę na moim ramieniu.

— Widzę twoje opory...

— Jesteś jeszcze młody — powiedziałem cicho. — Nie chcę ci niszczyć przyszłości.

— Ale jak to? — spojrzał mi w oczy.

Nasze twarze były bardzo blisko siebie.

— Jestem o wiele starszy... A ty jeszcze młody. Przed tobą całe życie, kariera — dotknąłem jego policzka.

— Vincent...— jego warga zadrżała. — Nie chcesz ze mną być? Powiedz szczerze.

— Kochanie, bardzo chcę z tobą być.

Chwyciłem jego podbródek. Zbliżyłem się i deliaktnie musnąłem jego usta.

— A-ale...

— Jon, spójrz mi w oczy — poprosiłem.

Brunet spojrzał mi w oczy. Jego zaszkliły się. Nie lubiłem kiedy płakał.

— Nie rozumiem tego — pogładził moje policzki. — Chcesz mnie w sobie rozkochać i później rzucić?

— Co? — spytałem zdziwiony.

— Całujesz mnie, przytulasz, ale nie tak jak kolega, m-mówisz kochanie, k-kotku...— z jego oczu popłynęły łzy. — Nie potrafię udawać, że jesteś tylko kolegą. Chcę żebyś był kimś więcej.  Chcę żebyś był mój, Vincent. Tylko mój — objął moją szyję i maksymalnie się przysunął.

Byłem naprawdę zszokowany tym, co powiedział, ale pozytywnie.

— Jesteś tego pewny? Boję się, że po czasie ci się znudzę. Jesteś młody i możesz oczekiwać więcej od życia.

— Nie, Vincent, ty dalej nie rozumiesz — powiedział.

Nagle całkowicie się rozpłakał.

— Jonathan, proszę. Nie płacz...

— Wiem, że jestem młody i pewnie się boisz, ale ja naprawdę chcę tylko ciebie i nie mogę już patrzeć jak inni faceci się na ciebie gapią...

— Więc pozostało mi jedno — odparłem i zdałem go z siebie.

— Co robisz Vincent? — spytał.

— Muszą wyjść. Zaraz wrócę. Chyba.

— Co czekaj. Proszę...

— Jon...— chwyciłem jego twarz. — Wrócę. Tylko coś załatwię.

Pocałowałem go w usta i wyszedłem.

+++

Nieco ponad pół godziny później stałem przed pokojem. W dłoni trzymałem bukiet kwiatów i wino. Chciałem żeby ta chwila, choć trochę była... Romantyczna. Kupiłem te rzeczy, żeby jakoś to wyglądało. Chcę uszczęśliwić, Jonathana.

Wszedłem do pokoju. Ściągnąłem kurtkę i poszedłem do Jona. Leżał na łóżku i płakał.

— Jonathan...— westchnąłem.

— Vincent? — usiadł. — Co to?

— Nie chciałem tak bez niczego — odparłem. Uklękłem przed nim. — Zostaniesz moim chłopakiem?

— Myślałem, że mnie zostawiłeś — odparł i wytarł policzki. — Tak. I dziękuję.

— Mówiłem, że wrócę.

Usiadłem obok i wciągnąłem go na swoje kolana.

— Ale nie było cię prawię godzinę. Przestraszyłem się. Tak się nie robi.

Chwyciłem jego twarz i mocno go pocałowałem. Jon, usiadł na mnie okrakiem.

— Teraz jestem cały twój — zaśmiałem się.

— I ja twój — uśmiechnął się. — Tak bardzo się cieszę. Dziękuję.

Mocno się do mnie przytulił. Objąłem go i pocałowałem w policzek.

— Nadal nie wierzę, że mnie chcesz...

— Tylko ciebie.

amour × ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz