[42] S.Leyhe×A.Wellinger×M.Eisenbichler Cz.2

716 70 10
                                    

Resztę dnia, Markus i Stephan spędzili razem. Markus, starał się jakoś odsunąć myśli Leyhe, od Wellingera. Nie chciał, żeby o nim myślał i cierpiał. Zaczęli oglądać filmy i objadać się pizzą na kolację. Tak zleciał im dzień.

Następnego dnia, Stephana obudziło pukanie do drzwi.

— Proszę!

Markus wszedł do środka i usiadł na skraju łóżka.

— Wyspałeś się? — spytał.

— Całkiem — odparł z lekkim uśmiechem i przetarł oczy.

— Dziś jedziemy po twoje rzeczy, tak jak chciałeś.

— No tak...— mruknął i usiadł. — Boję się, co Andreas wymyśli. Zwłaszcza jeśli jest po alkoholu, a uwierz mi, że bardzo prawdopodobne iż w takim stanie go spotkamy.

— On... Stephan, czy on cię kiedyś uderzył? — spytał niepewnie.

Leyhe, spuścił wzrok i zagryzł wargę. Było mu cholernie wstyd.

— Raz. Pokłóciliśmy się, a był napity...

— To go nie usprawiedliwia. Przecież... Jak on mógł to zrobić? Nie poznaję tego człowieka...— odparł zszokowany.

— Ja też — słabo się uśmiechnął.

— Zrobiłem gofry. Lubisz?

— Uwielbiam!

— To super — zaśmiał się. — Lepiej się pośpiesz, bo zimne nie są tak dobre.

Mówiąc to wyszedł, zostawiając go. Stephan spojrzał na telefon, który w nocy wyciszył. Andreas, wciąż dzwonił i wysyłał jakieś wiadomości. Nawet ich nie czytał, nie chciał. Wiedział, że będzie go przekonywał, czułe słówka... Ale to koniec.

Ubrał się, załatwił potrzeby w łazience i zszedł na dół. Już od pokoju czuł przyjemny zapach. W całkiem dobrych humorach zjedli śniadanie. Później jeszcze chwilę rozmawiali.

— Możemy już jechać — odparł Stephan.

— Jasne. Chodźmy.

Droga niesamowicie dłużyła się Stephan'owi, co wyczuł jego towarzysz.

— Nie bój się. On ci nic nie zrobi, po prostu wejdziemy, weźmiemy rzeczy i się zmywamy.

— Będzie próbował mnie przekonać... Nie wierzę, że to mówię, ale niech śpi pijany, tak jak zwykle — westchnął.

— Spokojnie, dasz radę.

Mówiąc to chwycił dłoń, Stephana, która pod wpływem nerwów lekko drżała. Leyhe uśmiechnął się w podziękowaniu. Cieszył się, że ma wsparcie, Markusa. Gdyby nie on... Nie wie, co by się teraz działo.

W końcu dotarli na miejsce. Stephan poczuł jak poci się ze strachu. Wyciągnął klucze i weszli do środka. Rozejrzał się po domu. Uwielbiał to miejsce, ale teraz ma z nim związane tylko przykre wspomnienia.

Po cichu weszli na górę. O dziwo Andreasa nigdzie nie było.

— Chyba gdzieś poszedł — mruknął Markus.

— Oby.

Stephan wyjął z szafy walizki i zaczął pakować rzeczy. Chodził po całym domu zbierając je, a Markus odnosił do auta. Już nawet nie brał tych, które dostałam od Andi'ego. Wiedział, że musi się odciąć od przeszłości najbardziej jak to możliwe.

— Co ty... Zostaw te rzeczy, Stephan!

Przestraszony odwrócił się. Andreas stanął w drzwiach pokoju.

— Ogarnij się, Wellinger. Już stąd idziemy — odparł, Eisei.

— Po moim kurwa trupie! To mnie kocha Stephan, nie weźmiesz mi go, rozumiesz?

— Nienawidzę cię! — krzyknął wściekły, Leyhe. — Nienawidzę, rozumiesz?! Za to, że codziennie przez ciebie płakałem, a ty pieprzyłeś się na boku! Za to, że miałeś gdzieś moje prośby, za to, że kpiłeś z moich prób, za to, że ciągle kłamałeś! Za to, że nazwałeś mnie dziwką! Nienawidzę cię, rozumiesz?! — krzyknął wściekły, popychając go.

Andreas cofnął się kilka kroków, zszokowany. Nie spodziewał się czegoś takiego po Stephanie. Markus czuł się podobnie, a Stephan... Stephan poczuł ulgę. Wyrzucił z siebie wszystko co czuł.

— Kochałem cię, starałem się o ciebie każdego dnia, wierzyłem, że możesz się zmienić, ale widocznie na marne. Za dużo razy ci wybaczałem, Wellinger. Teraz to koniec, możesz imprezować do woli, nie interesuje mnie to. Nie będziesz musiał słuchać moich narzekań — warknął.

Chwycił ostatnią walizkę i przeszedł obok.

— Stephan... Ja naprawdę cię kocham — powiedział cicho.

Po jego policzku spłynęła łza. Stephan widział to po raz pierwszy, ale w tej chwili już go to nie obchodziło.

— Ale ja już nie. Za późno, Andi — prychnął.

Markus wziął walizkę i zabrał ją do samochodu. Stephan poszedł za nim, jednak w drzwiach zatrzymał go Wellinger. Chwycił go za dłoń i odwrócił w swoją stronę. Mocno go pocałował. Stephan natychmiast go odepchnął.

— Nie dotykaj mnie.

— Przepraszam...

Leyhe, oddał mu klucze do domu i wyszedł czując łzy. Wsiadł do samochodu, a Markus widząc co zaszło, szybko odpalił silnik i odjechał.

Nie odzywali się do siebie. Dopiero w domu, gdy przynieśli rzeczy... Stephan mocno przytulił, Markusa.

— Byłeś bardzo dzielny — odparł.

— Markus... Dziękuję. Że pomagasz mi z tym wszystkim.

Eisei, przeczesał włosy Stephana i uśmiechnął się. Odważył się i pocałował go w czoło, na co lekko się uśmiechnął.

— Nie ma sprawy. Zawsze możesz na mnie liczyć.

— Teraz wiem — szepnął. — Ty na mnie też.

Stali tak jeszcze chwilę. Przytuleni do siebie, cieszący się chwilą.

— Wiesz... Teraz czuję się wolny — odparł Steph. — Dawno się tak nie czułem.

— Zatem, co powiesz na seans filmowy? Mam mnóstwo popcornu.

— Okej — uśmiechnął się.

Zasłonili żaluzje, sprawiając, że w salonie zrobiło się ciemno. Zrobili popcorn, przynieśli colę i włączyli Obecność.

— Markus, boję się — wyszeptał Stephan po kilku minutach filmu.

Automatycznie przysunął się do przyjaciela. Przykrył się jego kocem i oparł głowę na jego ramieniu. Markus, natychmiast objął go.

— To tylko film...— uśmiechnął się.

— Ale straszny!

Natychmiast skrył głowę w jego szyi, nie patrząc na ekran. Markus zaśmiał się i wciągnął Leyhe, na kolana. Ten nieco zaskoczony, wtulił się w przyjaciela, mocno obejmując go.

— Będzie mi się śnić...

— Wtedy do ciebie przyjdę i wszystko będzie dobrze — pogładził jego plecy. — Wyłączyć?

— Nie... Zostaw — mruknął. — Andreas nie lubił czegoś takiego...

— Horrorów? — spytał.

— Raczej mnie i tego jaki jestem... Uczuciowy.  Jestem przylepą, nie zauważyłeś? — spytał.

— Zauważyłem — zaśmiał się. — I wcale mi to nie przeszkadza.

— Napewno? Zanim znajdę mieszkanie, jeszcze trochę tu pobędę...

— Naprawdę mi to nie przeszkadza. Możesz zostać ile chcesz, jak najdłużej.

— Dzięki — uśmiechnął się i pocałował go w policzek.

Markus uśmiechnął się i mocniej go objął. Czuł się szczęśliwy.

amour × ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz