[60] A.Wellinger×S.Leyhe

759 52 6
                                    

— Jesteś kurwa obleśny! Rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę! — krzyknąłem.

— Andi, proszę cię...

Zignorowałem go i wszedłem do pokoju. Chciałem trzasnąć drzwiami, ale zatrzymał je. Stanąłem więc pod oknem.

— Wyjdź stąd.

— Andi...

— Wynocha, Stephan! — krzyknąłem. — Nie mam zamiaru na ciebie dłużej patrzeć. Mam was wszystkich kurwa dość, rozumiesz?

I widziałem ból w jego oczach, ale nie panowałem nad sobą. Te wszystkie słowa wychodziły ze mnie same, a ja nie mogłem nic zrobić. A może nie chciałem?

— Znów cię poniosło.

Jego głos uderzył mnie. Był smutny, wręcz dobijający.

— Wyjdź.

— Dlaczego nie chcesz pomocy? — spytał. — Andi, proszę...

— Czego ty nie rozumiesz, do cholery?! — wrzasnąłem. — Nie chcę pomocy od nikogo, a tym bardziej od ciebie!

— To wszystko przez te tabletki! — krzyknął. — Jedno słowo potrafi doprowadzić cię do furii, jesteś ciągle zły, rozdrażniony! Andi, nie widzisz, że to niszczy co życie?!

— Odwal się — warknąłem. — Zostawcie mnie wszyscy w spokoju. Skaczę źle - problem. Skaczę dobrze - jeszcze gorzej.

— Tu nie chodzi o skoki, ale o to co się z tobą dzieje — powiedział łagodnie.

Zbliżył się i położył dłoń na moim ramieniu.

— Kochanie...

— Przestań, nie nazywaj mnie tak — zrzuciłem jego rękę.

Ale on nie przejął się tym. Wręcz przeciwnie. Położył dłonie na mojej szyi. Kciukami zaczął gładzić moją żuchwę. Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech.

— To już nie jesteś ty, Andreas. Nikt cię nie poznaje. Trener się boi, my też. A szczególnie ja... Przecież widzisz co te tabletki z tobą robią...

— Trener sam kazał mi brać coś, jakieś witaminy...

— To z pewnością nie są witaminy — uśmiechnął się smutno. — To jakieś narkotyki albo inne gówno. Proszę, rzuć to zanim wszystkich od siebie odepchniesz.

— Co ty pieprzysz? Nie będzie tak — oparłem się biodrami o grzejnik.

— Wszystkich atakujesz, oskarżasz o jakieś brednie. Nikt nie chce z tobą przebywać — powiedział.

— Nie potrzebuję nikogo — prychnąłem.

— Nie rozumiesz, że nikt nie chce cię mieć w drużynie? — spytał odsuwając się. — Trener ma dość ciebie i twoich wybryków, nie mówiąc o reszcie składu. Wszyscy mają cię dość. Ratują cię tylko dobre wyniki — prychnął.

— Spieprzaj.

— Andreas, proszę...

— Czego nie rozumiesz? — spytałem nie kryjąc irytacji.

— Dlaczego taki jesteś? — jęknął. — Dlaczego już nic do mnie nie czujesz? Dlaczego mnie nie kochasz?

— Nie powiedziałem tego. Ani tego, że cię kocham. Niczego ci nie powiedziałem, Stephan. To ty... Przykleiłeś się.

— Wybacz, że trwałem przy tobie i wspierałem cię w dobrych i złych chwilach — syknął.

— Właśnie widzę — parsknąłem rozbawiony.

— Jesteś... Jesteś okropny, Andreas — powiedział. — Szkoda, że ten którego pokochałem zniknął, a pojawił się jakiś egoistyczny potwór...

Zszokowany nie odezwałem się. Stephan odwrócił się na pięcie i wyszedł głośno trzaskając drzwiami. Jego zachowanie wzbudziło we mnie dziwne uczucie. Po chwili jednak ono zniknęło, a pojawiła się obojętność. Dawniej pobiegł bym za nim i przeprosił, ale nie teraz. Jeśli nie chce być obok mnie, to nie musi. Nie potrzebuję go i niech będzie tego świadom. To Stephan mnie potrzebuje, nie ja jego. I to on powinien tu wrócić jeśli kiedykolwiek mu na mnie zależało. Powinien zaakceptować moje sukcesy u trwać u mojego boku. Nie będę za nim biegał przez jego głupie wymysły. Nie mam zamiaru niczego robić. Nie zmienię swojego życia, tak jest mi dobrze. I lepiej jeśli to zaakceptuje. Inaczej nie mamy o czym rozmawiać.

amour × ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz