Stephan czekał. Cierpliwie czekał na powrót Andreasa, więc gdy usłyszał szarpanie klamki, zszedł na dół i otworzył drzwi.
Ledwo przytomny, totalnie pijany Andreas wpadł do środka. Oparł się o ścianę i rozejrzał się.
— Stephan, kochanie...— uśmiechnął się i chciał zbliżyć, ale ten go odepchnął.
Leyhe, poczuł łzy w oczach.
— Obiecałeś mi coś, Andi — wyszeptał. — Obiecałeś.
To było żałosne. Zdawał sobie z tego sprawę. Andreas, wiele razy obiecywał, że przestanie pić i imprezować. Powód? Bywało, że Wellinger codziennie wracał pijany, a Stephan wiedział, że pewnie dochodziło wtedy do zdrady.
Cierpiał. Cholernie cierpiał. Kochał Andreasa całym sercem, ale... Ale zadawał mu tyle bólu. Już nie potrafił mu zaufać. Kolejny raz złamał przysięgę.
— Stephan, to nie tak — wymruczał.
Widząc jak ten ledwo stoi, Stephan podszedł i pomógł mu iść. Pchnął go na kanapę.
— Śpisz tutaj. Nie próbuj wchodzić do sypialni.
Zdawało by się jakby Andreas nawet nie słuchał z tylko od razu usnął. I dobrze.
Leyhe, wrócił do sypialni. Dla niego to będzie kolejna nieprzespana noc. Kolejne, gdzie jego serce rozpada się na coraz więcej kawałeczków.
Mimo tego, że poszedł spać nad ranem, wstał bardzo wcześnie. Wypił dwie kawy, żeby jakoś się ogarnąć, wziął zimny prysznic i spakował rzeczy. Zdecydował. Woli być bez Andreasa, niż z nim, bo wtedy tylko cierpi. Ten związek jest toksyczny. I chociaż to wszystko wymagało od niego naprawdę wiele siły... To wie, że tak musi być. I zdaje sobie sprawę, że powinien to zrobić o wiele wcześniej.
Po prostu ma dość cierpienia. To wszystko zmierza do nikąd, Andreas się nie zmieni. Za bardzo odpowiada mu ten tryb. Za nocy imprezuje, bawi się i pewnie pieprzy, a za dnia wraca do głupiego Stephana, który jak zwykle mu wybaczy. On po prostu... Jest mu za dobrze. A kto chciałby coś takiego zmieniać? Jemu to wystarczy i pasuje, ale nie Stephan'owi.
Spakował najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Stwierdził, że zacznie szukać jakiegoś mieszkania. Chwycił gazetę oraz laptopa i usiadł w kuchni, przy stole.
— Co robisz?
Po kilkunastu minutach do pomieszczenia wszedł Andreas. Widząc duża torbę, kluczyki od samochodu i to co robi Stephan, poczuł się dziwnie. Czuł, że coś nie gra, a kac nie za bardzo mu pomagał.
— Nic. Szukam mieszkania, ale... — spojrzał na wszystko. — To głupie.
— No raczej — prychnął Andreas i chwycił butelkę z wodą. Wypił z niej chyba połowę zawartości. — Po co ci mieszkanie? Przecież tutaj jest wystarczająco dużo miejsca.
Stephan wstał i ubrał kurtkę. Chwycił torbę i kluczyki.
— Wyprowadzam się już teraz. Po rzeczy przyjdę później.
— Słucham?
Andreas zszokowany, spojrzał mu w oczy.
— Co ty wyprawiasz? Masz tu zostać — odparł.
— Nie, Andreas... Mam tego dość. Obiecałeś mi tyle raz, a ja głupi wierzyłem, że może faktycznie się zmienisz. Nie potrafię na ciebie patrzeć... Za bardzo mnie zraniłeś.
Mówiąc to starał się być silny, ale z każdą chwilą czuł pieczenie oczów. A Andreas? Wellinger był zły. Bardzo zły. I smutny.
— Jesteś moim chłopakiem. Myślisz, że dam ci odejść?
CZYTASZ
amour × ski jumping one shots
FanfictionMyślę, że tytuł wszystko mówi. Zapraszam do czytania :)