[52] S.Leyhe×A.Wellinger

1K 70 9
                                    

— Hej — odparłem niepewnie, gdy otworzyłem drzwi. — Co tu robisz, Andi? — spytałem cicho, opierając się i drzwi.

Przygjrzałem się blondynowi, zaskoczony jego obecnością. Dawno nie było go tutaj, bardzo dawno. Widocznie coś musiało się stać skoro przyszedł.

Uśmiechnął się słabo.

— Mógłbym wejść?

— Tak...

Odsunąłem się i zrobiłem mu miejsce. Zamknąłem drzwi i przenieśliśmy się do salonu. Usiedliśmy na sofie, a moje spojrzenie utkwiło na nim. Stęoskniłem się za nim, bardzo, ale minęło już trochę i starałem się żyć dalej, zapomnieć o przeszłości. Ale w głębi serca, moje uczucia wobec niego wciąż tkwiły...

— Co cię tu sprowadza? — zapytałem po chwili niezręcznej ciszy.

Andreas westchnął cicho i spojrzał mi w oczy.

Pamiętam jak byliśmy przyjaciółmi. Chociaż Andreas był ode mnie młodszy, ale dogadywaliśmy się, staliśmy się po prostu przyjaciółmi. Byliśmy nawet na dwóch randkach... Później wszystko legło w gruzach. Andi strasznie się zmienił. Zaczął częściej imprezować, oddalił się zarówno ode mnie jak i od wszystkich z kadry. Zaczął opuszczać treningi... Chciałem z nim porozmawiać, wiele razy starałem się cokolwiek z niego wyciągnąć, przemówić mu do rozsądku. Pewnego razu się zdenerwował. Pamiętam do dziś, jak dał mi ultimatum. Albo zaakceptuję nowego Andreasa, albo koniec z przyjaźnią. Koniec ze wszystkim, co dotychczas przeżyliśmy, po prostu koniec. Miałem zapomnieć o przeszłości i przyjąć to jaki się stał. Ale nie potrafiłem.

Nie powiem, że dobrze, bo tragicznie to znosiłem. Nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem tak diametralnie się zmienił. Nie rozumiałem, co na to wpłynęło. Przez moment myślałem, że to jego słabsza forma i może miałem rację, ale żeby aż tak? Myślałem, że nasza przyjaźń jest dla niego ważna. Że ja jestem ważny. Ale widocznie się myliłem.

To był dla mnie wielki cios, ale nie mogłem dłużej walczyć. Nie potrafiłem patrzeć na to, co robił ze swoim życiem. Posłuchałem go i zaakceptowałem, że nas nie ma. Nie było i nie będzie. Musiałem żyć dalej, cały czas mnie to bolało, nie wierzyłem, że zapomniał o wszystkim tak szybko... Ale z czasem, z pomocą znajomych nauczyłem się żyć dalej. Musiałem.

Nagle przyszedł, z dnia na dzień, po tak długim czasie. Nie pamiętam kiedy ostatnio rozmawialiśmy, nie licząc jakiś zdawkowych odpowiedzi na treningach bądź zawodach. Jego tryb życia mi nie odpowiadał. Ciągłe imprezy, kochankowie... Nie podobało mi się zwłaszcza dlatego, że po tych pieprzonych dwóch randkach chciałem więcej, ale nagle w Andreasa wstąpił ten głupi bunt, czy jak to nazwać.

— Dawno się nie widzieliśmy — powiedział.

— No tak...— odparłem ostrożnie.

— Chociaż ostatnio, nie jestem pewien, ale chyba widziałem cię w klubie z jakimś facetem i... Jakoś tak pomyślałem, że do ciebie wpadnę — odparł.

— Racja, byłem ostatnio ze znajomym, ale ciebie nigdzie nie widziałem — odparłem, zastanawiając się.

— Pewnie się minęliśmy — powiedział.

— Co u ciebie? — zapytałem, tak naprawdę nie wiedząc, o czym mogę z nim w tej chwili porozmawiać.

— Dobrze — wzruszył ramionami, bawiąc się dłońmi. — A co u ciebie?

— Po staremu — mruknąłem nieco niechętnie. — Nic się nie zmieniło.

— Stęskniłem się za tobą, Steph — powiedział ciszej.

amour × ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz