Pamiętam dzień, w którym wziąłeś mnie do siebie. Myślałem, że faktycznie chodzi ci tylko o zwykły wieczór. Ostatnio byłeś jakiś inny, przygaszony, więc zgodziłem się, chcąc się dowiedzieć o co chodzi. Ale nie przewidziałem, że wyciągniesz alkohol. Miałem słabą głowę i po pewnym czasie po prostu odpłynąłem, usypiając na twoim ramieniu.
Następnego dnia obudziłem się, myślałem, że to będzie zwykły dzień. Chciałem cię przeprosić, że usnąłem i zrobiłem ci kłopot, a następnie wrócić do domu. Dopiero później zauważyłem, że coś jest nie tak. Byłem w pokoju, który był zamknięty na klucz, u okien brakowało klamek. Zrozumiałem, że zrobiłeś to specjalnie, upiłeś mnie, serwując drinka za drinkiem, jednak nie miałem pojęcia czemu. Bałem się, naprawdę się przestraszyłem, Peter.
Po chwili, jakbyś wyczuł, że już nie śpię, wszedłeś do pokoju z tacą jedzenia w ręku. Uśmiechnąłeś się lekko i położyłeś ją na biurku, po czym oświadczyłeś, że mnie kochasz. Że zrobiłeś to dla nas. Byłem przerażony.
Chciałem uciec, odepchnąłem cię, ale widocznie to przewidziałeś, bo zamknąłeś za sobą drzwi na klucz, który trzymałeś u siebie w kieszeni. Znienawidziłem cię w tamtej chwili.
Ten stan trwał miesiąc. Byłem u ciebie, dla znajomych, kadry, twojej rodziny udawałem, że jestem z tobą dobrowolnie i chętnie. Zmuszałeś mnie do tego, grożąc mi. Zresztą kto by uwierzył, że Peter Prevc jest zdolny do porwania kogoś? Nikt.
Widziałem jak z każdym dniem jest ci ciężej, przez mój opór. Otwarcie powiedziałeś, że chcesz, abym cię pokochał. Byłem przerażony, bałem się, szczególnie na początku. Dopiero później, coś się stało. Chyba straciłeś nadzieję, bo przestałeś się tak starać. Niby dalej mnie pilnowałeś, ale już nie byłeś tak czuły, delikatny. Bardzo to odczułem, zatęskniłem. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak wiele dla mnie zrobiłeś. Analizowałem to co robiłeś, jak się starałeś, uśmiechałeś się mimo mojego krzyku jakim to idiotą jesteś i mam cię gdzieś. Każdego dnia przychodziłeś z energią, pysznym śniadaniem, przekąskami. Starałeś, a ja doceniłem to dopiero w momencie, gdy zabrakło mi tego. Wszystko zniknęło, a zastąpiło je pewnego rodzaju obojętność.
Dziwnie się z tym czułem, naprawdę. Zacząłem tęsknić za czułymi słówkami, choć nie powinienem. Gdzieś z tyłu głowy nadal był fakt, że zmusiłeś mnie abym z tobą był. Mimo wszystko pragnąłem, aby stary Peter wrócił. Byłem dla ciebie okropny, a ty po prostu odpuściłeś, pewnie straciłeś nadzieję, albo się odkochałeś. Byłem draniem wobec ciebie, ale na pewno nie dorównałem tobie, biorąc pod uwagę to co zrobiłeś.
Z drugiej strony nie mogłem powiedzieć, że było mi źle. Niby mnie kontrolowałeś i sprawdzałeś, czy nie próbuje uciec, skontaktować się z kimś. Podczas treningów i spotkań z znajomymi byliśmy parą, ale u ciebie w domu było mi dobrze. Robiłeś seanse filmowe, które mówiłem ci, że są głupie, ale naprawdę mi się podobały. Leżeliśmy wtedy owinięci kocami w tonie poduszek. Było fajnie.
W dodatku prawie codziennie przychodziłeś do mojego pokoju ze śniadaniem. Początkowo było to uzasadnione - bałeś się, że ucieknę. Ale z czasem to się w ogóle nie zmieniło.
Byłeś czuły. Pragnąłeś mojej miłości, jak niczego innego. Widziałem, że moje obelgi i chamskie zachowanie źle na ciebie działają. Twoje oczy wszystko mówiły, ale i tak starałeś się uśmiechać i nie tracić nadziei.
W końcu nie wytrzymałem i po prostu cię przeprosiłem. Byłeś zaskoczony, chyba nie chciałeś mi wierzyć. Nagle wstałeś i powiedziałeś coś bardzo ważnego.
- Jesteś wolny, Anže.
Spojrzałeś na mnie ostatni raz i wyszedłeś z domu. Usłyszałem jeszcze jak wyjeżdżasz z posesji. Stałem tak kilka minut nie rozumiejąc, nie wierząc w to co się stało. Mogłem w spokoju odejść, zacząć normalne życie, aż nagle doszło do mnie, że tego nie chciałem. Chciałem żebyś wrócił i mnie przytulił. Tak mocno i czule. Tym razem odwzajemnił bym to, na pewno. Chciałem abyśmy spróbowali być razem, chciałem spróbować cię pokochać mimo wszystko.
Zawsze marzyłem o miłości, takiej prawdziwej zwłaszcza po nieudanych związkach. Byłem od ciebie młodszy, ale od dawna wiedziałem czego chcę. Miłości. Może nie tak szalonej, ale skoro kochałeś mnie szczerze i starałeś się, to mógłbym chociażby spróbować.
Wziąłem kilka rzeczy i zamówiłem taksówkę. Wróciłem do domu, w którym nie byłem prawie półtora miesiąca. Siedziałem kilka godzin ciesząc się wolnością, swobodą. A jednak wciąż o tobie myślałem i wieczorem zjawiłem się pod twoimi drzwiami.
To chore, prawda?
Porwałeś mnie, a ja wróciłem do ciebie. Do dziś wspominam tą chwilę...
Niepewnie wszedłem do środka, wiedziałem, że będziesz sam. Przez ten cały czas, nikt cię nie odwiedził. Raz był Cene, bo twoja mama coś tam przekazała. Chyba jakieś wypieki. I to tyle. Nikt cię nie odwiedzał.
Powoli wszedłem do środka. Słyszałem włączony telewizor, więc stanąłem w salonie, rozpinając kurtkę. Odwróciłeś się zaskoczony, wręcz niedowierzając.
- Anže? - spytałeś cicho i wstałeś.
Przygryzłem wargę, podszedłeś do mnie, a ja niepewnie przytuliłem się do ciebie. Odwzajemniłeś to, mocno mnie obejmując i wzdychając, jakby z ulgą. Staliśmy tak przez chwilę, a ja poczułem jak po moich policzkach spłynęło kilka łez.
- Nie płacz, Anže - wyszeptałeś cicho, wycierając moje łzy. - Co ty tu robisz?
- Właśnie nie wiem - odsunąłem się i spuściłem wzrok, mocno zaciskając dłonie. - Chyba... Chyba się do ciebie przyzwyczaiłem i do tego jaki byłeś wobec mnie. Nagle stałeś się taki oschły, a później powiedziałeś, że mogę sobie iść...
- Chciałeś tego. Zmusiłem cię do przebywania tu - powiedziałeś.
- A ja chyba coś poczułem, Pero - wyszeptałem.
- Jesteś pewny?
Pokiwałem głową. Byłem pewny, że w jakiś sposób sprawiłeś, że poczułem coś więcej.
- Kocham cię najbardziej na świecie - powiedziałeś.
- Chciałbym spróbować, Peter - mruknąłem niepewnie. - Być z tobą. Ale nie tak jak wcześniej, że codziennie wyzywałem cię od dupków i ludzi bez serca, choć tak nie uważałem.
Widziałem w twoich oczach jak bardzo cię to uszczęśliwia. W końcu uśmiechnąłeś się lekko i pogładziłeś mój policzek. Tym razem nie odepchnąłem twojej dłoni, wtuliłem się w nią.
- Dziękuję za szansę, Anže - wyszeptałeś i delikatnie musnąłeś moje usta w kąciku.
Boże, uświadomiłem sobie jak za tobą tęskniłem, Pero. Za twoim dotykiem, czułym głosem...
- O czym myślisz? - usłyszałem głos Petera, który wyrwał mnie z zamyślenia.
Poprawiłem się. Leżałem między jego nogami, a głowę miałem na brzuchu. Uśmiechnąłem się lekko.
- O tobie.
- I co ciekawego? - spytał, gładząc moją głowę.
- Nic... Tylko cię kocham - wzruszyłem ramionami.
- Tylko? - zaśmiał się. - Przysuń się, żabko.
Wykonałem polecenie, siadając na nim okrakiem. Położyłem się, nachylając nad nim, z lekkim uśmiechem.
- Wiesz, ja też cię bardzo kocham - uśmiechnął się. - Bardzo, bardzo.
- Bardzo, bardzo - Uśmiechnąłem się szerzej i musnąłem jego usta.
- Oj, tak - objął mnie. - Dlatego, dzięki tobie jestem po prostu szczęśliwy.
- Cieszę się, lubię twój uśmiech - odparłem, dotykając twojego policzka.
Pero mruknął zadowolony i pocałował moją dłoń, a następnie w nos.
- Moja żabka...
- Twoja - oparłem głowę na twoim ramieniu.
CZYTASZ
amour × ski jumping one shots
FanfictionMyślę, że tytuł wszystko mówi. Zapraszam do czytania :)