[40] P.Prevc×D.Prevc

1.3K 77 91
                                    

To zaczęło się wymykać z pod kontroli. To co czuję do własnego brata.

Na początku zauważyłem jak przystojny jest. Stwierdziłem, że to nic złego prawda? Zignorowałem to i żyłem dalej. Później zauważyłem... Zazdrość, gdy jest z kimś innym. Następnie, poczułem, że uwielbiam słyszeć jego głos, dotyk... Wyobraziłem sobie jakby było, gdybym mógł z nim być.  I wiecie co? Nie wiem jak. Nie wiem. Ale zakochałem się we własnym bracie.

Ale to wszystko idzie w złym kierunku. Po prostu nie raz nie panowałem nad emocjami i krzyczałem na niego, zabraniałem mu wychodzenia z innymi. Nie chciałem, żeby tak to wychodziło, bo później nie odzywaliśmy się do siebie, a dla mnie to było jeszcze gorsze.

Najgorzej jest domu. Na przykład tak jak teraz. Jeszcze ciężej trzymać mi nerwy i emocje na wodzy. Jeszcze jest Cene, więc naprawdę staram się być okej, ale gdy za chwilę wyjdzie... Naprawdę nie wiem co się wydarzy. Mam nadzieję, że nic, ale... Z Domenem jesteśmy po naprawdę ostrej kłótni.

Zabroniłem mu wyjścia z Anže.

Bardzo się zdenerwował, zresztą ja też. Miałem ochotę mu przywalić i pocałować go, głupie, prawda?

Padły ostre słowa i w sumie już trzy dni mało co się do siebie odzywamy. Głównie jakieś pomruki i tyle.

— Peter, wychodzę już — powiedział Cene.

— Jasne — wysiliłem się na uśmiech. — Narazie.

— Nie pozabijajcie się.

Prychnąłem i spojrzałem na talerz. Odechciało mi się jeść. Odłożyłem go na blat i poszedłem do drzwi. Zamknąłem je na klucz i usiadłem na sofie w salonie. Rodzice z młodymi będą dopiero jutro, więc nie muszę się niczym przejmować. Zacząłem oglądać telewizję, chcąc zająć czymś myśli.

— Pero?

Spojrzałem na Domena, który przyszedł. Zlustrowałem go wzrokiem.

— Co?

Młody westchnął i usiadł obok.

— Nie chcę, aby dłużej tak było — odparł. — Dlaczego taki jesteś?

— Jaki? — zmarszczyłem brwi.

— No... Na nic mi nie pozwalasz. Przez to ciągle się kłócimy, a ja już mam dość.

— Wiesz jaki jest, Anže. Skacze z kwiatka na kwiatek i jeśli coś byś poczuł... Nie wróżę temu nic dobrego — odparłem obojętnie.

— Kurwa, Peter!

— Nie przeklinaj — skarciłem go.

Nagle przegryzł wargę. Miałem ochotę... Boże, nie. Ja zaraz nie wytrzymam. Jest tak blisko.

— Nie każdy taki jest — przysunął się.

Ułożył głowę w zagłębieniu mojej szyi i przytulił się. Objąłem go i zacząłem gładzić jego bok.

— Wiem, przepraszam — wyszeptałem i pocałowałem go w czoło.

Może to był odważny gest, bo nigdy tak nie robiłem, ale Domen najzwyczajniej w świecie uśmiechnął się, rumieniąc.

— Pero...— uniósł głowę i spojrzał mi w oczy.

Nasze twarze były cholernie blisko siebie. Tylko kilka centymetrów i... Mógłbym poczuć jego usta.

— Miałeś rację, co do Anže — spuścił na chwilę wzrok.

— Jak to?

— Bo... To miała być randka. A ty mi nie pozowoliłeś na nią iść. Następnego dnia chciałem iść go przeprosić i... Przyłapałem go z kimś. Głupio mi było przyznać ci rację.

— Zabije tego skurwysyna — wstałem. — Pieprzony Lanišek, wiedziałem, że coś odpieprzy. Za długo go znam.

— Pero, spokojnie.

Domen wstał i położył dłoń na moim policzku. Poczułem dreszcze i... Nie wytrzymałem.

Chwyciłem jego dłoń i zaciągnąłem go na górę, do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz.

— Co robisz?

Namiętnie go pocałowałem, dociskając do ściany. Domen cicho jęknął, co sprawiło, że zapragnąłem więcej.

Zatraciłem się w tym.

Zacząłem całować jego szyję, przygryzać jego cudowną skórę... Tak długo o tym marzyłem.

— Peter... Co ty robisz? — odsunął mnie.

Jego oddech był szybszy, a oczy jakby zamglone.

— Domen, tak bardzo cię pragnę...— wyszeptałem.

— Pero, jesteśmy braćmi...— dotknął moich policzków.

— Mam to gdzieś, Domi. Kocham cię, kocham, ale nie tak jak brata.

— Pero...— objął moją szyję. — Sądzisz, że... Nie,  przecież to nie miałoby sensu — odsunął się na bok. — Pewnie zaraz byś się znudził.

— Domen, co ty gadasz? Myślisz, że dlatego innym skaczę do gardeł? Bo chcę żebyś był tylko mój.

— Ale jesteśmy braćmi... Naprawdę chciałbyś spróbować? Bo ja... Chyba też coś czuję i... Powiedzmy, że czasami wymyślałem spotkania z innymi, żeby cię trochę zdenerwować.

Zaśmiałem się nie mogąc w to uwierzyć. Pocałowałem go mocno, spragniony jego warg.

— Do jutra jesteśmy sami — wyszeptałem.— Możemy zrobić co chcemy.

— Napewno? — dotknął mojej szyi.

Kiwnąłem głową z uśmiechem. Domen pchnął mnie na moje łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Westchnąłem cicho, gdy zaczął mnie mocno całować. Po chwili obydwaj byliśmy bez koszulki...

Taki był nasz pierwszy raz. Cudowny, uwielbiam wspominać tamtą chwilę.

Dziś minęły trzy miesiące odkąd jesteśmy razem. Zawsze mamy razem pokój, ale myślę, że to nie jest podejrzane zważając na to, że jesteśmy rodzeństwem. Kochamy się. Cholernie się kochamy i wiecie co? Czuję, że jestem szczęśliwy. Naprawdę. Nikomu nie oddam mojego Domena... Już na zawsze będzie mój. Na zawsze.

amour × ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz