[30] S.Kraft×G.Schlierenzauer

904 59 4
                                    

Poczułem łzy. Spojrzałem na telefon i po raz trzeci odrzuciłem połączenie od Gregora. Znów to zrobił. Wykorzystał, oszukał jak pieprzoną zabawkę. Czuję się okropnie. Mogłem mu nie ufać. Człowiek uczy się na błędach, a mimo to kolejny raz wylądowałem z nim w łóżku i po raz kolejny się zawiodłem. Jak zwykle. Głupi Stefan. Co ty sobie myślałeś?

Odrzuciłem kolejne połączenie. Ciągle dostawałem esemesy. Odczytałem jeden, w którym napisał: "nie obrażaj się".

Nagle usłyszałem głośne walenie w drzwi.

— Stefan! Wiem, że tam jesteś! Otwieraj te pieprzone drzwi!

Pieprzony Gregor. Gdy walenie nie ustało, wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je.

— Co ty wyprawiasz? Chcesz mi zniszczyć drzwi? — spytałem.

— Wpuść mnie. Musimy porozmawiać — odparł.

— Nie. Jestem umówiony z kimś — odparłem.

Oparłem się o framugę i spojrzałem mu w oczy.

— Nie pieprz głupot, Stefan — chwycił mój podbródek, ale odepchnąłem jego dłoń. — W taki sposób nie pozbędziesz się mnie. Wiem, że kłamiesz.

I nagle przed posesją zatrzymał się samochód. Wyszedł z niego Michi, uśmiechnięty od ucha do ucha.

— O, cześć Gregor — powiedział. — Siema — przybił mi żółwika.

— Hej — otworzyłem drzwi szerzej, wpuszczając go.

Spojrzałem Gregor'owi w oczy. Sztucznie się uśmiechnąłem i stanąłem prosto.

— Coś jeszcze?

— Pierdol się, Stefan — warknął. — Michi, nie będzie za każdym razem przychodził. Jeszcze porozmawiany.

— Nie mogę się doczekać — prychnąłem i zatrzasnąłem drzwi, tuż przed jego nosem.

— Co za kutas — powiedział Michi. — Aż mnie świerzbi ręka.

Zaśmiałem się i przytuliłem go.

— Przyjechałeś w idealnym momencie. Myślałem, że rozwali mi te drzwi.

— Jechałem tak szybko, że brak policji to cud — zaśmiał się.

— Dzięki, stary — odparłem. — To jak? Piwko?

— Będę musiał zostać do wieczora.

— Możesz nawet do jutra — wyciągnąłem zgrzewkę i postawiłem ją na stoliku kawowym. — Jestem pewien, że jutro wróci.

— W zasadzie... Jasne. Zrobimy go w konia.

Michi, potarł dłonie, uśmiechając się złowieszczo.

— Powiedzmy, że... Jesteśmy po dobrym seksie.

— Co? — zaśmiałem się. — Zwariowałeś?

— Będzie zły. Bardzo zły. A to sprawi, że ja będę szczęśliwy. I ty też — odparł i wziął kolejne piwo.

— Jesteś wariatem. Ale zgadzam się — przyznałem. — Zdrówko.

— Zdrówko.

+++

Następnego dnia obudziłem się z kacem. Zgrzewka piwa zamieniła się w dwie i wino. Wypiliśmy wszystko co miałem. Tak się kończyły wieczory z Michael'em.

— Co jest...— mruknął.

— Ał! — chwyciłem się za nos, w który dostałem jego łokciem.

amour × ski jumping one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz