Poczułem łzy. Spojrzałem na telefon i po raz trzeci odrzuciłem połączenie od Gregora. Znów to zrobił. Wykorzystał, oszukał jak pieprzoną zabawkę. Czuję się okropnie. Mogłem mu nie ufać. Człowiek uczy się na błędach, a mimo to kolejny raz wylądowałem z nim w łóżku i po raz kolejny się zawiodłem. Jak zwykle. Głupi Stefan. Co ty sobie myślałeś?
Odrzuciłem kolejne połączenie. Ciągle dostawałem esemesy. Odczytałem jeden, w którym napisał: "nie obrażaj się".
Nagle usłyszałem głośne walenie w drzwi.
— Stefan! Wiem, że tam jesteś! Otwieraj te pieprzone drzwi!
Pieprzony Gregor. Gdy walenie nie ustało, wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je.
— Co ty wyprawiasz? Chcesz mi zniszczyć drzwi? — spytałem.
— Wpuść mnie. Musimy porozmawiać — odparł.
— Nie. Jestem umówiony z kimś — odparłem.
Oparłem się o framugę i spojrzałem mu w oczy.
— Nie pieprz głupot, Stefan — chwycił mój podbródek, ale odepchnąłem jego dłoń. — W taki sposób nie pozbędziesz się mnie. Wiem, że kłamiesz.
I nagle przed posesją zatrzymał się samochód. Wyszedł z niego Michi, uśmiechnięty od ucha do ucha.
— O, cześć Gregor — powiedział. — Siema — przybił mi żółwika.
— Hej — otworzyłem drzwi szerzej, wpuszczając go.
Spojrzałem Gregor'owi w oczy. Sztucznie się uśmiechnąłem i stanąłem prosto.
— Coś jeszcze?
— Pierdol się, Stefan — warknął. — Michi, nie będzie za każdym razem przychodził. Jeszcze porozmawiany.
— Nie mogę się doczekać — prychnąłem i zatrzasnąłem drzwi, tuż przed jego nosem.
— Co za kutas — powiedział Michi. — Aż mnie świerzbi ręka.
Zaśmiałem się i przytuliłem go.
— Przyjechałeś w idealnym momencie. Myślałem, że rozwali mi te drzwi.
— Jechałem tak szybko, że brak policji to cud — zaśmiał się.
— Dzięki, stary — odparłem. — To jak? Piwko?
— Będę musiał zostać do wieczora.
— Możesz nawet do jutra — wyciągnąłem zgrzewkę i postawiłem ją na stoliku kawowym. — Jestem pewien, że jutro wróci.
— W zasadzie... Jasne. Zrobimy go w konia.
Michi, potarł dłonie, uśmiechając się złowieszczo.
— Powiedzmy, że... Jesteśmy po dobrym seksie.
— Co? — zaśmiałem się. — Zwariowałeś?
— Będzie zły. Bardzo zły. A to sprawi, że ja będę szczęśliwy. I ty też — odparł i wziął kolejne piwo.
— Jesteś wariatem. Ale zgadzam się — przyznałem. — Zdrówko.
— Zdrówko.
+++
Następnego dnia obudziłem się z kacem. Zgrzewka piwa zamieniła się w dwie i wino. Wypiliśmy wszystko co miałem. Tak się kończyły wieczory z Michael'em.
— Co jest...— mruknął.
— Ał! — chwyciłem się za nos, w który dostałem jego łokciem.
CZYTASZ
amour × ski jumping one shots
FanfictionMyślę, że tytuł wszystko mówi. Zapraszam do czytania :)