Patrzyłem na Domena. Nie wiedziałem jak zacząć tą rozmowę, jednak zauważył, że coś jest nie tak. Czekał i patrzył na mnie z założonymi ramionami.
— Musimy poważnie porozmawiać — wydusiłem.
— Domyślam się — odparł. — I chyba wiem o czym. Może wreszcie powiesz mi, czemu tak dziwnie się zachowujesz.
Spuściłem wzrok i westchnąłem cicho.
— Danny...— zbliżył się i usiadł obok. Położył dłoń na moim udzie. — Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko.
— Tak, wiem — odparłem. — Po prostu boję się tego, co nastąpi, gdy ci powiem.
— Dawaj — zachęcił mnie.
— To koniec, Domi — powiedziałem. — Chyba coś czuję do Johanna. Byłem pewien, że to z tobą chcę być, że jest mi dobrze, ale... Ale zrozumiałem, że ja chyba od początku go kochałem. Myślałem, że nic niego nie czuję, ale to moja wina. Dopiero teraz, gdy się mu przyjrzałem, zauważyłem coś czego wcześniej nie dostrzegałem w taki sposób. Chociażby jego uśmiech... Zrozumiałem, że byłem ślepy i głupi. Najpierw zraniłem jego, a teraz ciebie. Nie chciałem tego, nie sądziłem, że to wszystko tak się potoczy. Było mi z tobą naprawdę dobrze...
— Mi z tobą też — przerwał mi. — Podejrzewałem, że coś jest nie tak. Zacząłeś się inaczej zachowywać, mniej się ze mną spotykać. Domyśliłem się, że pewnie chodzi o niego.
— Naprawdę przepraszam...
— Nie, jest okej — uśmiechnął się lekko.
— Naprawdę? — spytałem zdziwiony.
Domen zbliżył się i pocałował mnie delikatnie.
— Nigdy tego nie zapomnę. Było mi z tobą naprawdę dobrze, czułem się cudownie. Ale jeszcze cię nie pokochałem, chyba faktycznie go kochasz — uśmiechnął się lekko. — Więc pozwalam ci odejść. Do niego. Z nim będziesz szczęśliwszy, a ja nie jestem chyba gotowy na tak poważny związek jaki ty byś chciał.
— Racja, jesteś jeszcze młody...— odparłem. — Dziękuję za twoją wyrozumiałość.
— Nie ma sprawy...— ścisnął moją dłoń. — Ja dziękuję za te naprawdę fajne chwile, niezapomniane.
Siedzieliśmy obok siebie w ciszy. Domen wciąż trzymał dłoń.
— Sądzisz, że do mnie wróci?
— On cię naprawdę kocha, Daniel. Cholernie cię kocha. Bardzo go zraniłeś, ale myślę, że zgodzi się. Tylko nie odwalaj więcej takich rzeczy — zaśmiał się. — On to pewnie ciągle przeżywa...
— Wiem, naprawdę żałuję tego zamętu i w ogóle — westchnąłem. — Ale teraz wiem, że na pewno chcę z nim być. Tylko z nim.
— Więc idź do niego.
— Może najpierw kupię jakieś kwiaty...
— Dobry pomysł. Idź, Daniel — poklepał mnie po plecach. — Powodzenia.
— Dzięki — uśmiechnąłem się i prawie wybiegłem z pokoju.
Kupiłem ogromny bukiet róż, jakieś wino i... Wciąż miałem pierścionek zaręczynowy.
Wszedłem po cichu do pokoju.
— Jesteś w łazience?! — krzyknąłem.
— Zaraz wychodzę!
Poprawiłem włosy i wziąłem głęboki wdech. Przymknąłem na chwilę oczy, policzyłem do dziesięciu, a gdy usłyszałem kroki spojrzałem przed siebie.
Johann wyszedł z łazienki. Zaskoczony zatrzymał się i zmarszczył brwi. Nie do końca wiedziałem, co zrobić, więc upadłem na kolana.
— Joahnn, przepraszam cię za wszystko. Za każdą łzę wylaną przeze mnie, za każdą nieprzespaną noc, za to, że tak bardzo cię zraniłem — powiedziałem. — Żałuję, naprawdę żałuję. Dopiero teraz uświadomiłem sobię, że nie jestem w stanie bez ciebie żyć, bo po prostu cię kocham. Może wcześniej tego nie widziałem, bo odkąd pamiętam byłeś obok, nie wiem. Ale dopiero teraz zauważyłem i przypomniałem sobie, czemu tak właściwie z tobą byłem. Zrozumiałem, że kocham twój uśmiech, to jak się śmiejesz, twój głos, dotyk... Mógłbym naprawdę długo wymieniać, ale rzecz w tym, że zrozumiałem swój błąd. Żałuję, cholernie żałuję i przepraszam, a moje pytanie jest takie... Czy chciałbyś do mnie wrócić? — zapytałem.
Wystawiłem rzeczy, a on spojrzał na bukiet i lekko się uśmiechnął.
— Wstań.
Wykonałem polecenie. Johann odłożył prezent i stanął przede mną. Patrzyłem mu głęboko w oczy, aż nagle poczułem uderzenie w twarz. Chwyciłem się za policzek, zszokowany. Ale zasłużyłem.
— Jesteś pieprzonym idiotą, Daniel — powiedział głośno. — Największym idiotą. Czemu ja cię kocham? Czemu mimo wszystko chcę z tobą być? Czemu skoro zraniłeś mnie bardziej niż ktokolwiek inny?
— Ja...
— Jesteś pieprzonym idiotą! — powtórzył i odepchnął mnie mocno.
Oniemiały cofnąłem się, aż w końcu wylądowałem na ścianie. Johann podszedł i chwycił mnie za fraki, po czym mocno pocałował. Z moich ust wydarł się cichy jęk. Forfi, jeszcze nigdy nie był tak stanowczy.
— Tak bardzo cię kocham — wyszeptał opierając swoje czoło o moje.
— Ja ciebie też — dotknąłem jego policzków. — Też cię kocham, Johann.
Objąłem go i przesunąłem. Brunet przytulił się i mocno mnie objął, cicho płacząc.
— Nie rób mi czegoś takiego...
— Nigdy więcej, rozumiesz? Nigdy więcej nie zrobię czegoś takiego, Johann — wyszeptałem. — Już cię nie skrzywdzę. Już nigdy nie będziesz przez mnie płakał. Nigdy.
Jednak nie do końca przemyślałem tą obietnicę. Gdy dwa miesiące później oświadczyłem mu się, płakał przez dwie godziny, wylewając więcej łez niż kiedykolwiek wcześniej.
CZYTASZ
amour × ski jumping one shots
FanfictionMyślę, że tytuł wszystko mówi. Zapraszam do czytania :)