Rano poczułam kogoś w sobie, przez co jęknęłam, odwracając się do tej osoby. Dzięki Chase!
- Carter? Co robisz?
- Nie mogłem się powstrzymać. Znowu.
Ktoś tu wszedł, a ja opadłam głową na łóżko.
- Co jest, kurwa? Pięć minut mnie nie było! Wypierdalaj stąd bo dostaniesz w mordę. No już.
Chase go ze mnie zdjął i rzucił nim o ziemię, kucając przy moim łóżku.
- Angel...
- Coś się nie spisałeś.
- Poszedłem po kawę. Jak można się zachowywać jak aż takie zwierzęta?
- Nie mają dostępu do kobiet.
- Kurwa, to chore. Powiedz ojcu.
- Nie, nie powiem.
- Angel to nie jest normalne... Powiem mu.
- Nie. Jeśli powiesz, więcej się do mnie nie zbliżysz. Tata ich pozabija.
- Namówię go na klucz.
- Nic mu o tym po prostu nie mów...
- Obiecuję. Uważaj na siebie.
- Będę.
Uśmiechnęłam się, a on wstał.
- Jak coś to jestem w kuchni. Zrobić Ci coś? Zaraz jedziemy sprzedać trochę towaru.
- Jajko z kokainą.
- Zrobię jajko.
Wyszedł, a ja westchnęłam. Nie wytrzymuję już bez tej cholernej kokainy. Pogrzebałam w swoich rzeczach, ale nic nie ma. Kurwa mać. Ogarnęłam się i zeszłam na dół, drapiąc się po ręce. Chase uniósł brwi, patrząc na mnie.
- Widzę że odstawienie koki zaczyna działać.
- Co?
- Świąd skóry. To dopiero początek, uwierz.
- Nic mi nie jest.
Wzięłam od niego talerz z drżącymi dłońmi, a on się zaśmiał.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Cześć Aniołku.
Tata mnie pocałował w głowę i podszedł do lodówki, a po chwili odwrócił się i na mnie spojrzał.
- Dlaczego drżą ci ręce i masz ślady po drapaniu się?
- Odstawia kokę.
Chase się zaśmiał.
- Nic nie odstawiam. Tato proszę daj trochę....
- Nigdzie dzisiaj nie jedziecie z narkotykami. Chase zostajecie i masz ją pilnować.
- Jasne.
- Czuję się świetnie.
- Zostajecie. Pójść po Baldwina?
- Przecież dam sobie z nią radę.
Chase się zaśmiał, a tata mnie przytulił.
- To masz coś...?
- Nie, skarbie. Nie mam.
Pocałował mnie w czoło i poszedł, a ja spojrzałam błagalnie na Chase'a.
- Cheese proszę cię...
- Nie. Jedz śniadanko do końca. Nie zostawię cię dzisiaj na krok, rozumiesz?