Pov. Charlie
Płacze. Czuję to. Oczym ona myśli...? Zajebie tego doktorka. Z nim przed chwilą była. Nigdy nie weszła tak po prostu na łóżko bez żadnego słowa. Zawsze musi rzucić jakimś tekstem. Co się z nią dzieje? Nie poznaję jej ostatnio i nie wiem czy mam udawać że śpię, czy ją pocieszyć. Westchnąłem i mocniej ją do siebie przysunąłem ręką na której leży, całując ją w czoło.
- Kocham cię... Pamiętaj o tym...
- Ja ciebie też.
Cicho powiedziała. Kurwa dobija mnie to.
Rano poczułem że ktoś mi coś wkłada do ucha, więc się zerwałem i spojrzałem na głupiego doktorka.
- Gdzie jest Angel?
- Nie wiem, nie było jej jak przyszedłem.
- Która jest i o której przyszedłeś?
- Jest dwunasta, a ja jestem od dziesiątej.
- Co jej kurwa wczoraj powiedziałeś?
Pociągnąłem go za ten jego kitel, a on westchnął.
- Puść mnie.
- Tylko z tobą rozmawiała przed tym jak tu przyszła.
- Będę musiał wezwać ochronę jak mnie nie puścisz.
- Wypisz mnie. Teraz. Gdzie ona jest?
- Nie wiem i cię nie wypiszę.
- Wypis na własne żądanie.
- To nie jest dobry pomysł.
- Zrób to kurwa.
Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Angel.
- Halo?
- Gdzie jesteś?
- Pojechałam do domu.
- Po co?
- Żeby Ci pomóc. Sprzedałam sporo kokainy i amfetaminy. O, i poszło dużo marihuany.
- Zaraz będę.
- Co? Nie. Tato zostań w tym durnym szpitalu. Zajmę się wszystkim.
- Martwię się.
- Nie masz o co. Jack mi pomaga.
- Okej... Ale jeśli coś Ci się stanie...
- Nic mi nie będzie. Zdrowiej tam.
- Jasne.
- Papa.
Rozłączyła się, więc zadzwoniłem do Jacka.
- Angel dzisiaj sprzedawała?
- Hej tatusiu.
Zaśmiał się.
- Jack odpowiedz.
- No oboje trochę sprzedaliśmy. A co?
- Masz okazję być dobrym bratem. Coś się dzieje z Angel.
- Jak to? Normalnie się zachowuje.
Spojrzałem na doktorka, a on kiwnął głową i wyszedł.
- W nocy płakała jak wróciła z apteki. Coś musiał jej powiedzieć ten lekarz.
- Albo coś zrobić.
Jack westchnął.
- Jeśli się czegoś dowiesz to mi powiedz.