Następnego dnia zerwałam się, jak usłyszałam mój ulubiony męski głos. Jezu. Pobiegłam na dół, a tu rzuciłam się na Lewisa, przez co się zachwiał.
- Lewis!
- Heeej, słonko. Jak sobie radzisz?
- Świetnie. Mam wkurwiającą niańkę i Baldwin ma wyjechać. Jest świetnie.
- Jestem tu.
Chase się odezwał, pijąc kawę.
- Jest przystojny. Nawet bardzo.
Lewis się zaśmiał.
- Ciągle za mną łazi.
- Takie ma zadanie. A Baldwin? Mówiłaś że jesteś z nim przez ojca.
- No... Tak, to prawda. Ale nie chcę, żeby wyjeżdżał.
- Czy ty... Się zakochałaś?
- Co? Nie. Po prostu się przywiązałam.
- Jasne.
Uśmiechnął się i spojrzał za mnie, a po chwili poczułam jak ktoś owija ręce wokół mojej talii.
- Dzień dobry.
Baldwin pocałował mnie w szyję, przez co się uśmiechnęłam i odchyliłam głowę na jego ramię.
- Już zaczynają.
Lewis westchnął i podszedł do lodówki, a ja się zaśmiałam.
- Śniłaś mi się.
Powiedział mi w szyję, więc się do niego odwróciłam, zarzucając ręce na jego ramiona.
- Tak? Co to było?
Uniósł brwi, uśmiechając się.
- Jesteś świnią.
Parsknęłam, a on się zaśmiał.
- Nic nie powiedziałem.
- Zasugerowałeś!
- Śniło mi się, skarbie, że płakałaś.
Rozchyliłam usta, patrząc na niego.
- Dlaczego płakałam?
- Nie wiem, nie chciałaś powiedzieć.
Nigdy nie płakałam przy nim. To dziwne...
Pov. Jack.
Podszedłem do Chase'a i na niego spojrzałem.
- Gadałeś z Angel?
- O czym?
- Ostatnio. Czymkolwiek.
- Jakbyś nie zauważył to ona ze mną nie rozmawia, chyba że musi. Wczoraj mnie opieprzyła jak na mnie wpadła wychodząc z gabinetu waszego ojca.
- Standard. Często tak ma. Jak się ze sobą pokłócą to trzymaj się z daleka od jednego i drugiego.
Zaśmiałem się i poszedłem do ojca, a tu na niego spojrzałem.
- Jack dzisiaj jedziesz z prochami.
- Spoko, o czym wczoraj gadałeś z Angel?
- Baldwin wyjeżdża na Florydę.
Co, kurwa?
- Słucham?
- Słyszałeś. Ma tam zlecenie i później zostaje u swojej ciotki.
- Nie da się tego dać komuś innemu?
- Nie ja to zleciłem.
- Ona się załamie.