Pov. Angel.
Cały dzień siedzę na wzgórzu i ryczę. Jestem słaba, kurwa. Miałam nigdy nie płakać po chłopaku, a tu proszę. Zostało pół godziny do jego odlotu, a ja tu siedzę załamana. Pojechać, czy nie? Nie chcę żeby mnie widział w takim stanie... Ale chcę go zobaczyć najmocniej na świecie. I jeszcze, kurwa, dochodzi do tego wszystkiego głód narkotykowy. Ale to ostatnia okazja żeby go zobaczyć, niech ktoś mi pomoże... Dwadzieścia minut. Jedzie się tam piętnaście minut. Chuj, jadę. Zerwałam się i pobiegłam do domu po samochód, a po tym szybko pojechałam na lotnisko. Siedem minut! Rozejrzałam się i zobaczyłam jak stoi przy bramkach, zaraz wchodzi. Kurwa to jest po drugiej stronie lotniska, rozpoznam jego platyne którą mu zrobiłam z kilku kilometrów. Rzuciłam się do niego biegiem i jak podawał bilet, mocno go przytuliłam, znowu zaczynając płakać.
- Baldwin...
- Angel, Jezu.
Spojrzał na mnie, ocierając mi łzy kciukami.
- Nie płacz proszę cię...
- To przez ciebie dupku.
- Och, no oczywiście. Jestem wszystkiemu winny, tak?
- Tak. Uważaj tam na siebie...
Kiwnął głową.
- Będę. Ty na siebie też.
- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.
- Ja też nie chcę... Obiecaj mi coś.
- Okej...
- Porozmawiasz z psychologiem. Martwię się o ciebie...
- Baldwin...
- Dwie rozmowy. Jeśli Ci się nie spodoba, odpuścisz sobie. Pozwól sobie pomóc.
- Nic mi nie jest.
- Skarbie, proszę. Dwie rozmowy z psychologiem przy których się otworzysz.
- Przepraszam, jeśli Pan chce zdążyć to niestety, ale musi Pan iść.
Babka od biletów powiedziała, a on kiwnął głową.
- Zrób to dla mnie, okej?
Kiwnęłam głową, czując że tu zemdeleję. Kurwa.
- I skończ z zupą.
Uśmiechnął się, spoglądając na kobietę, która stoi obok. Kiwnęłam głową, wiedząc że chodzi mu o kokainę.
- Będzie okej, dobra?
Zebrałam się w sobie i się uśmiechnęłam, mimo że tego cholernie nie chcę.
- Okej...
- Nie odlecę bez pocałunku, hm?
- To cię nie pocałuję.
- Chodź tu.
Zaśmiał się i mnie pocałował, mocno trzymając. Bez tego bym chyba tu upadła. Ale... Nigdy się tak nie całowałam. Ten pocałunek jest po prostu pożegnalny. Nigdy się już raczej nie zobaczymy...
- Jesteś cholernie silna, dasz radę.
Pokiwałam głową, czując narastającą we mnie panikę. Nie dam, kurwa, rady.
- Nie odwracaj się, proszę...
Pokiwał głową i pocałował mnie w głowę, wchodząc za bramkę. O mój boże... Zaczęłam szlochać, a on się zatrzymał przy zakręcie. Nie odwracaj się... Przekręcił lekko głowę w bok, ale dalej mnie raczej nie widzi i od razu poszedł, a ja się popłakałam.