Rano zeszłam na dół uśmiechnięta i jak zwykle wzięłam od Chase'a kawę.
- Dzień dobry. Co taka szczęśliwa?
- Miałam zajebistą noc.
Przeciągnęłam się, a on się zaśmiał.
- Było słychać.
- Sorry.
Wzięłam też kanapkę z jego talerza, ale się skrzywiłam jak ją ugryzłam.
- Jedz do końca. Dzisiaj po tobie nie zjem.
- Dlaczego?!
- Pomyślmy, całą noc miałaś kutasa Caleba w buzi.
- Nie? A poza tym, umyłam ząbki.
Uśmiechnęłam się i je pokazałam.
- Wolę nie ryzykować. Nie kręcą mnie takie smaki.
- Twoja strata.
Caleb wziął z mojej ręki kawę Chase'a i się napił. Widzę że tu jest taki łańcuszek. Ja biorę od Chase'a, ode mnie Caleb, a ciekawe kto od niego.
- Chcesz kanapkę?
Spojrzałam na niego, więc ją ode mnie wziął.
- Zajebista stary.
Powiedział z pełną buzią.
- Nie, fuj. Nie potrafi rozsmarować masła.
- Skąd wiesz że nie robię tego specjalnie żebyś mi ich nie jadła?
- Dupek.
Amy tu weszła zaspana i teraz ona wzięła kawę z rąk Caleba. Zaśmiałam się, więc na mnie spojrzała.
- Co?
- Nic. Ta kawa po prostu przechodzi z rąk do rąk.
- Bo to jedyna osoba która tu cokolwiek robi z rana. Ciągle coś żresz.
Spojrzała na Chase'a, a on uniósł brwi. Ta, może tydzień temu ciągle coś jadł.
- Nie jestem gruby, więc jem.
- Dzień dobry. Angel od dzisiaj rzucasz kokainę.
Baldwin się zaśmiał i wziął kawę z rąk Amy. O ja pierdole ile tam musi być zarazków.
- Mhm. Jasne.
- Mówię poważnie.
- Ale ja miałam iść jutro z Calebem do klubu się pobawić!
- Pobawisz się bez ćpania.
- Baldwin.
- Aniołku.
Zaśmiał się, przez co przewróciłam oczami.
- Spierdalaj.
- Wolisz Diabełku?
Chase się zaśmiał, a ja uśmiechnęłam.
- Zdecydowanie. Devil Moore.
- Brzmi okropnie.
Baldwin wziął kanapkę z talerza Chase'a, a ja się zaśmiałam.
- Może ja ci nie jem kanapek, ale każdy inny tak.
- Słońce, jakbyś je jadła to inni by nie zdążyli.
- Ty gnoju.
- Idź się ubierz, jedziemy do szkoły.
Chase się zaśmiał.
- Nie.
- Tak.
- Chase nie.