Pov Aleksa
Jeśli wyrzuty sumienia mogłyby zabijać to już byłbym martwy. Ten tydzień był okropny. Unikanie Dana i Chrisa okazało się gorsze, niż mógłbym przypuszczać. Tęskniłem za Danem tak bardzo, jakbyśmy nie widzieli się kilka tygodni, tymczasem widywaliśmy się przecież codziennie. Z tym, że nie mogliśmy rozmawiać. Tak bardzo tęskniłem za naszymi rozmowami, czułościami, za śmiechem... Nie sądziłem, że Dan znaczy dla mnie aż tyle. Zdawało mi się, że nie mogę bez niego żyć. Na dodatek wiedziałem, że okłamuję go, że nie jestem z nim szczery, podczas gdy on... Był dla mnie taki dobry! Nie zasługiwałem na to. Wciąż tylko kłamałem i kłamałem. Zdawać by się mogło, że w każdej sprawie. Wymyślaliśmy z Ellie beznadziejne wymówki, w które nawet ja bym nie uwierzył, a byłem naprawdę łatwowierny (tak twierdził Dan). Z resztą te słabe wymówki powoli zaczynały się kończyć. No bo ile można się uczyć? Jak długo można brać korepetycje? Wiedziałem, że Dan i Chris nie wierzyli w nasze wytłumaczenie. Sądzili po prostu, że potrzebujemy przestrzeni i czasu sam na sam, więc nie naciskali. Wymyśleliśmy z El, że niby ona ma jakieś problemy, w których ja jej pomagam.
Dan dawał mi dużo przestrzeni, ale mogłem powiedzieć, że czuł się nieco zraniony. Pewnie, miał powody. Ja też byłbym zraniony, gdyby mój chłopak miał problemy, o których nie chciałby mi powiedzieć. Wyglądało to tak, jakbym mu nie ufał, a przecież ufałem mu całkowicie. Czułem, że Dan czeka, aż sam do niego przyjdę. Miałem na to ochotę. Tak bardzo pragnąłem opowiedzieć mu o wszystkim! Pozwolić mu pomóc, pocieszyć mnie, przytulić... Wiedziałem, że by tak zrobił. Objąłbym mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Że nie musimy ich unikać, że możemy być razem bez żadnych konsekwencji. Tylko że nie mogłem nic mu powiedzieć. Musiałem kłamać i kłamać, i kłamać, i kłamać. Wciąż tylko kłamać i wciskać mu wymówki, omijać go szerokim łukiem, walczyć ze sobą, żeby nie rzucić mu się w ramiona.
Minęły trzy dni, potem kolejne dwa, a my zamieniliśmy ze sobą zaledwie kilka słów. Dan przypatrywał mi się i widziałem, że chce porozmawiać. Próbował szukać jakichś okazji do bycia sam na sam. Postanowił na przykład zaprosić mnie na naszą pierwszą oficjalną rankę. Jak miałem mu odmówić? Serce mi się łamało, gdy widziałem jego rozczarowane spojrzenie. Bałem się, że jeśli dalej tak pójdzie, to w końcu ze mną zerwie. No bo ile można? I tak byłem już ciężkim chłopakiem. Wciąż potrzebowałem, żeby mnie chronić i pocieszać. Byłem beznadziejny. Sam bym ze sobą zerwał na jego miejscu. Nie wiedziałem, co zrobię, kiedy Dan naprawdę zerwie. To stanowiło przedmiot moich koszmarów i czarnych myśli. Czy będe w stanie żyć normalnie? Czy dam radę przebywać tak blisko niego?
Prawda była taka, że nie wyobrażałem sobie siebie bez niego. Byliśmy razem dopiero miesiąc, a jednak czułem się z nim tak wspaniale i swobodnie, jakbyśmy chodzili ze sobą co najmniej rok. Potrzebowałem go. Kochałem go.
Nigdy nie powiedziałbym na głos, że go kocham, bo wydawało mi się to totalnie dziecinne. Kochać kogoś po miesiącu chodzenia? Nigdy nie wierzyłem w to, że prawdziwa miłość przychodzi tak łatwo i szybko, ale teraz... Nie wiedziałem, jak miałbym inaczej nazwać to, co czułem. "Kocham cię" wydawało się takie odpowiednie, takie pasujące. Kochałem go i wiedziałem, że on na pewno na razie mnie nie kocha. To zbyt szybko. Z resztą ciężko mnie kochać. Jestem okropnym człowiekiem, który kłamie i manipuluje. Gdybym jednak był pewien, że Dan mnie kocha, powiedziałbym mu, że i ja go kocham. Powiedziałbym te słowa jako pierwszy, ale na razie oczywiście nie wchodziło to w grę. Dan mógłby się przestraszyć taką deklaracją.
Także minęło pięć dni pełnych bólu i odrazy dla samego siebie i swojego postępowania. Zdawało mi się, że przez te pięć dni na okrągło chodziłem smutny. Czułem się też nienajlepiej, czego nie umiałem uzasadnić. Wciąż było mi zimno i nie było to związane z moją mocą. Potrafiłem rozpoznać tamto zimno. To było inne. Na dodatek często chciało mi się spać, czego wcześniej nie doświadczałem. I jeszcze ta sprawa z unikaniem mojego chłopaka! Nie mogłem tego znieść. Nie dość, że miałem straszne wyrzuty sumienia, to jeszcze musiałem tak okropnie za nim tęsknić. Przecież widywałem go codziennie...
No i dochodziła do tego sprawa z Vialle. Okłamywałem Dana, okłamywałem Ellie. Nie mogłem im powiedzieć o mojej umowie z przyjaciółką. Nie zrozumieliby tego. Nie zrozumieliby, że musiałem jej pomagać, żeby odkupić swoje paskudne zachowanie wobec niej. Gdy robiłem coś, żeby Vialle czuła się lepiej, sam czułem się odrobinę lepiej. Po tych wszystkich złych uczynkach nadchodził czas na przynajmniej jeden pozytywny uczynek. Umówiłem się z nią, że spotykać się będziemy na trzeciej przerwie w bardzo mało uczęszczanym korytarzu na drugim piętrze. Gdy nadchodził odpowiedni czas, mówiłem Ellie, że idę do łazienki, po czym biegłem szybko do Vialle, by przekazać jej swoje śniadanie i dziesięć dolarów na lunch. Dla mnie oddawanie śniadania nie było żadnym wyrzeczeniem, a jej okropnie pomagało. Widziałem, że była mi wdzięczna, co tylko podsycało moją radość. Ta jedna chwila w ciągu dnia pozwalała mi wytrzymać z samym sobą. Przynajmniej jedną rzecz robiłem dobrze.
Z jakiegoś powodu moje głupie ciało odczuło ten brak śniadania. Nie byłem głodny, to nie o to chodziło. Czułem się jednak osłabiony, co przecież nie mogło zależeć od ilości jedzenia... Jeden posiłek w tą czy tamtą... Przecież nie chciało mi się jeść. Nie jadłem za mało, jadłem normalnie. Trochę lunchu, trochę kolacji. I tak nie miałem apetytu. Kiedy się denerwowałem to zwykle nie mogłem nic zjeść. A ostatnio denerwowałem się cały czas.
Także moje ubrania wydawały mi się trochę luźniejsze niż zwykle, tak, jakbym schudł. Nie sądziłem, żebym był chudszy. Nie wyglądało na to w lustrze. To musiało być coś z tymi ubraniami, a może to ten brak śniadania tak działał. W każdym razie nie miało to i tak znaczenia. Nawet jeśli schudnę te dwa kilo, to przecież to nic nie zmieni. Dwa kilo to tyle co nic. Jeśli to była cena, jaką musiałem zapłacić dla Vialle, to byłem gotów to zrobić. To właściwie nie było poświęcenie z mojej strony. Zwykła przyjacielska przysługa. Miałem nadzieję, że nikt nie zauważy mojego niejedzenia śniadania, ale niestety Ellie jakoś to zauważyła. Co jakiś czas wpadała w nastrój martwienia się o mnie i próbowała wciągnąć mnie w rozmowę na temat posiłków. Na szczęście udawało mi się skutecznie odwracać jej uwagę. Nie chciałem o tym rozmawiać, bo niby po co? Wszystko było w porządku, a nie mogłem jej nic powiedzieć o Vialle. Strasznie by się na mnie wściekła. Nie pojęłaby, że Vialle potrzebuje tego jedzenia bardziej niż ja. Dan też by tego nie zrozumiał. Na szczęście nie przebywałem z nim na tyle, żeby zauważył, że nie jem śniadania. Gdyby jakoś się dowiedział, pilnowałby mnie strasznie. Nie zbliżyłbym się nawet do Vialle. A przecież musiałem odbudować z nią relację. Ona też była moją przyjaciółką. Nie tak bliską jak Ellie, ale nadal przyjaciółką. Chciałem jej pomóc w każdy możliwy sposób.
Przypuszczałem, że nikt nie zauważa mojej szybkiej wymiany z Vialle, ale okazało się, że był jeden świadek. Zauważyłem to we wtorek. Pan Fire miał akurat lekcję w sali obok i praktycznie każdego dnia stawał się mimowolnym świadkiem tego, jak wręczam Vialle śniadanie i pieniądze. Nie przejmowałem się jego obecnością, bo w końcu nie robiłem niczego złego. Wręcz przeciwnie. Wykonywałem dobry uczynek. Pan Fire jednak patrzył się na to z pewną intensywnością, jakby próbował zrozumieć na co patrzy. Dziwiło mnie trochę to przypatrywanie się, ale cóż mogłem zrobić? Nie przeszkadzało mi to szczególnie, raczej... Inrygowało. No bo co nauczyciel od historii ma do przyjacielskiej przysługi? Jako przyjaciel Vialle miałem prawo dać jej jedzenie. Z resztą pewnie znowu przesadzałem i Fire'a nie obchodziło kompletnie to, co robię. Pewnie tylko patrzył.
Kolejną sprawą niecierpiącą zwłoki był Oliver. Wytypowałem go na chłopaka dla Vialle. Dni mijały, a ja nadal się z nim nie spotkałem. Nie miałem nawet kiedy. Jak wymknąć się z domu, żeby nikt nie zadawał pytań, nawet Ellie? Musiałem wybadać Olivera, przekonać go jak najbardziej do Vialle. Czas powoli mi się kończył. Zostały mi tylko dwa dni na znalezienie jej chłopaka. Przyjaciółka dała mi siedem dni, ja zmarnowałem pięć. Już w piątek zaczynała mnie wypytywać, czy mam kogoś dla niej. Pilnie potrzebowałem zobaczyć się z Oliverem. Sobota była idealnym dniem ku temu. Jednak... Tak właściwie nie chciałem się z nim spotykać. Wiedziałem, że Oliver jest świetny i w ogóle, że ma być chłopakiem dla Vialle, ale... Czułem się tak, jakbym zdradzał Dana. No bo w końcu nie mówiłem mojemu chłopakowi, że w ogóle istnieje jakiś Oliver i że się z nim zamierzam spotkać. To wyglądało tak, jakbym zamierzał pójść z nim na tajne spotkanie bez wiedzy mojego chłopaka. Czyli prawie tak, jakbym go zdradzał. Nie mogłem też powiedzieć Danowi, że idę się spotkać z jakimś chłopakiem, bo byłby zazdrosny. Znałem Dana wystarczająco, żeby wiedzieć, że bywał bardzo nadopiekuńczy, zazdrosny i terytorialny. Uważałem, że to słodkie. Teraz jednak musiałem spotkać się z Oliverem i Dan nie mógł o tym wiedzieć. Boże, czułem się z tym naprawdę okropnie. Nienawidziłem kłamstwa. Nigdy w życiu nie robiłem podobnych przekrętów. Ten tydzień był najgorszym moim tygodniem pod względem oszustw i kłamstw. Nienawidziłem swojej postawy. Nie mogłem na siebie patrzeć w lustrze. Okropny, okropny Alex! Dostałem tak dużo od Dana, a tak źle go traktowałem. Czułem się paskudnie, jak potwór. Dlaczego nie mogłem po prostu powiedzieć mu prawdy? Chciałem, żeby to wszystko się już skończyło, żebyśmy w końcu mogli znowu żyć tak jak wcześniej. O ile w ogóle było to jeszcze możliwie. W końcu zmieniło się tak wiele rzeczy...
Kłam Ellie. Kłam Danowi. Kłam Chrisowi. To teraz twoje życie, Alex.
Gdyby moi przyjaciele wiedzieli, jaki jestem naprawdę, znienawidziliby mnie.
W sobotę rano wymyślałem plan spotkania z Oliverem, gdy Dan zaszedł mnie znienacka od tyłu i przytulił. Zwykle po wstaniu z łóżka mój chłopak był bardzo czuły. Uwielbiałem to, ale tym razem wiedziałem, że nie mogę sobie na to pozwolić. Staliśmy w kuchni przytuleni przez kilka krótkich sekund, zanim odepchnąłem go łagodnie od siebie. Serce mi się kruszyło, gdy patrzyłem na wyraz rozczarowania na jego twarzy. Starał się to ukryć, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Zwalczyłem pokusę by sięgnąć po niego i pocałować go, zatopić się w jego ciepłych ramionach. Nie wolno mi było tego zrobić. Boże, kiedy ostatnio odepchnąłem tak Dana? Czy w ogóle kiedyś go odepchnąłem?
- Musimy porozmawiać - powiedział nagle Dan, patrząc na mnie z odległości jednego kroku. Jeden krok i mógłbym go przytulić. Jeden krok, którego nie wolno mi było zrobić.
- O czym? - spytałem, udając, że jestem zajęty robieniem śniadania. Nie robiłem go oczywiście dla siebie, tylko dla Ellie. Praktycznie mieszkałem w jej pokoju, więc powinienem się trochę odwdzięczyć. Ja sam nigdy nie bywałem głodny rano.
- O tym, co się dzieje - powiedział Dan stanowczo. Spojrzałem na niego przelotnie. Wyglądał na bardzo przygnębionego. Wymierzyłem sobie mentalny policzek i znienawidziłem się jeszcze bardziej. Nie dość, że ja cierpię, to jeszcze przeze mnie cierpią moje ulubione osoby.
- A co się dzieje? - udawałem idiotę. Stukałem głośno talerzami, żeby Ellie obudziła się i wybawiła mnie z opresji kłamania Danowi. Nigdy nie byłem dobry w kłamstwie.
- Ty mi powiedz - odparł Dan - Zostaw to jedzenie.
- Robię śniadanie - powiedziałem słabo. Musiało być poważnie, ponieważ Dan nigdy nie powiedziałby mi, że mam zostawić jedzenie. Uważał za świętą chwilę, gdy szedłem do kuchni. Zawsze miał nadzieję, że coś zjem. Tym razem robiłem jedzenie nie sobie, ale Ellie, ale przecież Dan nie mógł o tym wiedzieć. Uznał, że jego sprawa jest ważniejsza niż moje śniadanie... Tylko jedna sprawa wydawała mi się ważniejsza... Przeraziłem się tak bardzo, że omal nie upuściłem talerza. Czy Dan chce ze mną zerwać?! Na pewno o to chodzi! Wziąłem płytki wdech i starałem się zwalczyć panikę. Boże. Boże. Boże. Nie.
- Zostaw to jedzenie - powtórzył Dan. Nigdy tak do mnie nie mówił. Tak chłodno i stalowo. Zadrżałem i posłusznie odłożyłem talerz. Teraz. Teraz ze mną zerwie. Dłonie zaczęły mi drżeć. Czy zrobi to tutaj w kuchni?
- O czym chcesz porozmawiać? - spytałem z drżeniem. Byłem bliski płaczu i starałem się to ukryć. Zacisnąłem drżące dłonie w pięści i odważyłem się na niego spojrzeć. Wyglądał na tak samo przerażonego jak ja.
- O czymś poważnym - powiedział po prostu - Ale nie tutaj. W sypialni.
- Dobra - szepnąłem. Dan poruszył się i wyszedł, nie biorąc mnie za rękę. Na pewno ze mną zerwie. Jeśli miałem jakieś wątpliwości, to teraz wszystkie się rozwiały. Nie byłem w stanie się ruszyć. Pojedyńcza łza spłynęła mi po policzku. Jak ja mam po tym żyć? Zdawało mi się, że się duszę, że zaraz doznam jakiegoś ataku paniki. Nie chciałem iść do tego pokoju. Nie chciałem mierzyć się z tym, co się tam stanie.
Dan chyba zorientował się, że za nim nie idę, bo zawołał na mnie z góry. Tym samym pustym i zimnym tonem. Boże. Ten Dan był tak inny od tego czułego, kochanego Dana, który traktował mnie tak, jakbym był centrum wszechświata...
Ruszyłem powoli na górę, starając się nie zemdleć i nie rozpłakać. Muszę to wytrzymać. To nie może zając długo. Po wszystkim gdzieś ucieknę, będę biegł i biegł, i biegł... Nie zatrzymam się, dopóki nie znajdę się daleko stąd... Wówczas pozwolę sobie na łzy, na złość, na nienawiść... Usiądę gdzieś na ławce i przesiedzę tak do zmroku. A potem... Potem nie wiem. Nie wiem, czy jeszcze będę zdolny do jakiegokolwiek racjonalnego myślenia.
Wszedłem do sypialni, którą dotychczas nazywałem naszą, a Dan zamknął za mną drzwi na klucz. Odciął mi tym samym drogę hipotetycznej ucieczki. Poczułem się jak w pułapce. Zapadła między nami niekomfortowa cisza, co nie zdarzało nam się już od dawna.
- O co chodzi? - spytałem głucho.
- Usiądź - powiedział Dan, wskazując na miejsce obok siebie na łóżku. Usiadłem z wdzięcznością, bo nie sądziłem, żebym mógł znieść to, co miało nastąpić, na stojąco.
- O co chodzi? - powtórzyłem słabo pytanie.
- O nas - powiedział Dan. Nie mógłby użyć gorszych słów. Tak zawsze rozpoczyna się zrywanie. Zadrżałem i objąłem się bezwiednie rękami.
- Dan - powiedziałem szeptem, nie mogąc jakoś użyć normalnego głosu - Czy ty chcesz ze mną zerwać? Chcesz, prawda? To o to chodzi?
- Co? - Dan zamrugał i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie odwzajemniłem spojrzenia.
- Chcesz zerwać? - kolejna łza spłynęła mi po policzku, ale nie rozpłakałem się. Nie pozwoliłem sobie na to.
- A ty chcesz? - szepnął Dan z lekkim drżeniem. Pokręciłem głową i przyciągnąłem kolana do piersi.
- Nie - powiedziałem bez tchu. Wciąż na niego nie patrzyłem - Ale ty chcesz.
- Nie chcę - powiedział szybko Dan - Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście, że nie chcę. Nawet o tym nie pomyślałem. Dlaczego TY o tym pomyślałeś?
- A jak myślisz?! - wybuchłem - Mówisz do mnie takim tonem, jakbyśmy się nie znali i nie lubili, po czym oznajmiasz, że chcesz pogadać o nas! Co miałem sobie pomyśleć?!
- Nie chciałem... - Dan pokręcił głową - Nie chciałem, żebyś tak pomyślał. Przepraszam. Uspokój się.
- Jestem spokojny - mruknąłem. Faktycznie byłem. Jakiś ukryty ciężar spadł mi z piersi. Dan nie chciał zerwać. Nadal był moim chłopakiem. Ulga sprawiła, że omal nie popłakałem się z radości. Zakręciło mi się w głowie, taki byłem szczęśliwy w tamtej sekundzie.
- Nie chodzi o to, że chcę z tobą zerwać - podjął temat Dan. Teraz to on wyglądał na przerażonego, więc ponownie zacząłem się bać. Co zamierzał mi powiedzieć?
- Więc o co? - spytałem cicho.
- Zadam ci jedno pytanie, Alex - szepnął Dan, nie patrząc na mnie. To mnie zaniepokoiło jeszcze bardziej, bo Dan zawsze na mnie patrzył.
- Jakie? - odszepnąłem.
- Obiecaj mi, że nie skłamiesz - powiedział Dan ze smutkiem, a mi zrobiło się niedobrze. Kłamałem cały czas... Jak miałem teraz obiecać, że nie skłamię... Jeśli spyta o Sektę, o moce? O powód unikania?
- Dlaczego mam ci to obiecać? - spytałem głucho.
- Bo boję się, że mnie okłamiesz - wyznał Dan bardzo smutnym głosem. Miałem ochotę go mocno przytulić. I nigdy nie puścić.
- Nie okłamię... - zacząłem, ale mi przerwał.
- Po prostu przysięgnij - powiedział - Przepraszam, że każę ci to zrobić, ale... Przysięgnij mi na swoją mamę. Wiem, że wtedy nie skłamiesz, a muszę mieć tą pewność... Zwariuję, jeśli nie będę pewny...
- Przerażasz mnie - przyznałem. Jak mogłem przysiąc... Boże, co miałem zrobić? Nie skłamię, jeśli przysięgnę na mamę, a jeśli spyta o unikanie... Co mam zrobić?
- Przepraszam, ale zrób to, Alex - powiedział Dan stanowczo - Po prostu to zrób.
- Ale o co zamierzasz spytać? - spytałem gorączkowo.
- Dowiesz się jak przysięgniesz - odparł. Widziałem po nim, że jest zrezygnowany. Jeśli nie przysięgnę, mogę na zawsze stracić jego zaufanie. Mogę w ogóle stracić jego. Co było dla mnie ważniejsze, Dan czy tajemnice Sekty? To oczywiste. Dan był dla mnie najważniejszy.
- Przysięgam na moją mamę, że gdy zadasz mi pytanie, odpowiem zgodnie z prawdą - powiedziałem bez namysłu. Niech się dzieje co chce. Kocham Dana i nie stracę go przez głupią Sektę.
- Dziękuję - Dan nie spojrzał na mnie.
- Więc? O co pytasz? - spytałem szybko. Nie chciałem wiedzieć. Chciałem wiedzieć.
- Masz kogoś innego? - wyrzucił z siebie Dan. Spojrzałem na niego. Wyglądał tak, jakby miał zwymiotować.
- W jakim sensie? - spytałem naiwnie.
- A jak myślisz? - zirytował się Dan - Romantycznym. Pytam, czy mnie zdradzasz.
- Nie! - odparłem szybko, przerażony tym, że w ogóle mógł tak pomyśleć! Tak jakbym ja mógł go zdradzić! Byłem w nim po uszy zakochany, jak mogło mu coś takiego przyjść do głowy! Potem jednak przeanalizowałem na szybko swoje zachowanie i doszedłem ze zdumieniem do wniosku, że, owszem, mógł tak pomyśleć. Unikałem go, odpychałem, nie chciałem się do niego przytulać i z nim spać. Totalnie pasuje do zdradzania. Ta myśl wypełniła mnie nowymi wyrzutami sumienia i rozgoryczenia. Ile czasu Dan gryzł się tą myślą? Ile razy patrzył na mnie i się zastanawiał, czy mam kogoś na boku? To musiała być dla niego tortura. Sam mu zafundowałem tę torturę. W tej chwili nie znosiłem się jeszcze bardziej niż zwykle.
- Jesteś pewien? - powiedział Dan gorzko - Bo tak to wygląda.
- Nie zdradzam cię - wziąłem go za rękę - Nigdy bym tego nie zrobił. Jesteś tylko ty. Nie widzisz, że jestem w tobie totalnie zakochany? W życiu bym cię nie zdradził. Ani teraz, ani nigdy. Możesz być o to całkowicie spokojny.
- Boże - Dan głośno wypuścił powietrze - Nie masz pojęcia, jak mi teraz ulżyło. Przez ostatnie trzy dni wyobrażałem sobie ciebie z jakimś typem i ta myśl nie dawała mi spokoju! Trafiał mnie szlag, a zaraz potem byłem załamany. Zastanawiałem się, czy zrobiłem coś złego. Czy nie byłem wystarczający. Czy byłem za mało dobry.
- Przestań - poczułem się tak, jakbym miał się rozpłakać - Jesteś najlepszy. Nigdy nie myśl, że jest inaczej. Jesteś cudowny. Moje życie to ty, jesteś dobry, kochany jak nikt! Nawet za dobry. Nie zasługuję na ciebie.
- Nie mów tak - Dan pokręcił głową i ścisnął moją dłoń - To kompletna bzudra. Cieszę się, że mnie nie zdradzasz. Zabiłbym tego chłopaka, wiesz o tym.
- Dan - powiedziałem powoli - Nie ma nikogo innego na świecie, kogo bym chciał. Tylko ty. Zawsze tylko ty.
- Nigdy wcześniej nie byłeś zakochany? - zdziwił się Dan.
- Nie - powiedziałem bez wahania - Wiem jednak, że ty byłeś. Nie jestem twoim pierwszym.
- Jesteś moim pierwszym chłopakiem - powiedział Dan - I nie, nie byłem nigdy zakochany. Zakochałem się dopiero w tobie. Wcześniej miałem dziewczyny, ale w żadnej nie byłem zakochany. To były tylko przygody. Chodziłem z nimi, bo każdy tak robił. Nie chciałem wyłamywać się poza schemat. Robiłem to, co oczekiwano ode mnie, że będę robił.
- Naprawdę? - zdziwiłem się - I akurat we mnie się zakochałeś? Mało na świecie fajniejszych chłopaków?
- Nienawidzę, gdy tak mówisz - Dan pokręcił głową - Wrócimy do tego. Porozmawiamy szczegółowo na temat twojego poczucia własnej wartości.
- Nie ma takiej potrzeby - powiedziałem spokojnie.
- Jest - odparł Dan - Pamiętaj, Alex, że nie możesz mnie zdradzać. Jesteś mój, a ja nie lubię się dzielić.
- Jestem twój - zgodziłem się - A ty jesteś mój.
- Jestem twój - powiedział Dan i przybliżył się, żeby mnie objąć. Wiedziałem, że nam nie wolno, ale... Tak bardzo tego potrzebowałem, że nie odepchnąłem go. Pozwoliłem mu się przytulić, a nawet sam wtuliłem się w niego jeszcze bardziej. Gdy otoczyły mnie jego ramiona, poczułem się tak bezpiecznie, jak tylko się da. Nie byłem w stanie go odepchnąć. Wdrapałem się mu na kolana, żeby przytulić się jeszcze bardziej. Zły, zły Alex. Nie przestrzega zasad. I ma to gdzieś.
- A teraz, skoro mam cię w końcu przy sobie - szepnął Dan, gładząc mnie delikatnie po plecach - powiedz mi, co się dzieje. Muszę wiedzieć.
- Nic się nie dzieje - zesztywniałem.
- Nie kłam - poprosił Dan - Wiem, że coś się dzieje. Ty i Ellie macie jakieś problemy, prawda?
- Nie - skłamałem, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Tak - powiedział Dan - Postanowiliśmy z Chrisem dać wam czas, żebyście sami do nas przyszli, ale minęło już pięć dni... Pięć dni odkąd mój chłopak spał ze mną ostatni raz. Pięć dni odkąd się całowaliśmy, przytulaliśmy, rozmawialiśmy... Tęsknię za tobą, Alex.
- Ja za tobą też - szepnąłem.
- Więc o co chodzi? - drążył - Możesz powiedzieć mi wszystko. Cokolwiek by się nie działo, ja zawsze jestem obok. Pomogę ci, cokolwiek to jest.
- Wiem, ale to Ellie... - rzuciłem, nie odrywając się od niego - Ona ma pewien problem i to ja muszę jej pomóc. To nic poważnego, potrzebuje tylko trochę czasu.
- Nie kłam - poprosił znowu Dan - Wiem, że to dotyczy też ciebie. Alex, zrozum. Jeśli jesteś w związku, to nie ma czegoś takiego jak twoje problemy. Są nasze problemy.
- Wiem - powiedziałem.
- Powiesz mi, co się dzieje? - Dan odsunął mnie od siebie, żeby spojrzeć mi w oczy - Proszę. Pomogę ci. Pomogę wam. Powiedz tylko, co się dzieje? Dlaczego nie chcesz się przytulać, całować? Dlaczego nie śpisz już ze mną? Dlaczego nie rozmawiamy, nie jemy razem lunchu? Właśnie, czy ty w ogóle jesz lunch? Mam nadzieję. Wydajesz mi się jeszcze chudszy niż zwykle.
- Jem lunch - powiedziałem. Przynajmniej to jedno było prawdą. No, przynajmniej częściową. Jadłem lunch... Część lunchu. Trochę frytek. I trochę burgera.
- Co się dzieje, Alex? - spytał poważnie Dan.
- Dan... - zacząłem, nie mając pojęcia co odpowiedzieć - Posłuchaj... Nie mogę ci powiedzieć. Wiedz tylko, że to się wkrótce skończy. Naprawdę. Będzie tak jak wcześniej.
- Dlaczego nie mogę wiedzieć? - Dan wyglądał na zranionego - Nie ufasz mi?
- Oczywiście, że ci ufam - pocałowałem go delikatnie w policzek - Nie chodzi o to. Po prostu.. Ja muszę porozmawiać o tym z Ellie, bo widzisz... To dotyczy również jej. Nie mogę podjąć decyzji nie konsultując tego z El. Rozumiesz?
- Tak - zgodził się Dan - Porozmawiaj z nią, a potem porozmawiajcie ze mną i Chrisem. Zgoda?
- Zgoda - powiedziałem, nie wiedząc na co się godzę. W tamtej chwili nie przewidziałem konsekwencji tego, na co się zgodziłem.
- Martwimy się o was - przyznał Dan. Pogładziłem go po włosach.
- Nie ma powodu - zapewniłem.
- Cóż, to się okaże - powiedział Dan - Chodź, pójdziemy na śniadanie. Muszę wziąć w swoje ręce twoje żywienie, bo widzę, że jesteś chudszy niż pięć dni temu.
- Nie jestem - zaprzeczyłem.
- Wydaje mi się, że trochę jesteś - Dan przyjrzał mi się uważnie.
- Na pewno nie - machnąłem ręką - Idę porozmawiać teraz z Ellie. Znaczy, przygotuję ją na rozmowę z wami i w ogóle...
- Dobrze, ale co ze śniadaniem... - zaniepokoił się Dan.
- Jadłem już - skłamałem.
- Na pewno? - dopytywał się Dan - To co wtedy robiłeś?
- Śniadanie dla Ellie - wyjaśniłem.
- Cały ty - uśmiechnął się Dan. Odwzajemniłem uśmiech. Zsunąłem się z jego kolan i opuściłem naszą sypialnię. Jaką ulgą było nadal móc nazywać to naszą sypialnią!
![](https://img.wattpad.com/cover/168132416-288-k13643.jpg)
CZYTASZ
Naznaczeni: Widząca
FantasyVialle jest zwyczajną dziewczyną, która w wyniku tragicznego wypadku staje się świadkiem niewytłumaczalnych zdarzeń. Czy to możliwe, by mogła posiadać nadnaturalne zdolności, czy to tylko trauma i szok po wypadku mącą jej w głowie? A może świat je...