Rozdział 12 Tajemnicza pielęgniarka

67 6 0
                                    

Otworzyłam oczy i przez dobre kilka sekund nie miałam pojęcia gdzie jestem. Biały sufit nie przypominał tego z mojego pokoju a ja nie pamiętałam, że kładłam się spać. Nagle dotarły do mnie wcześniejsze wydarzenia i usiadłam prosto, zrywając przez pomyłkę jakąś linkę, przypiętą do mojej ręki. Siedziałam na białym łóżku, przykryta białym prześcieradłem, wkoło mnie buczały cicho szpitalne urządzenia. Czułam się, o dziwo, dość dobrze, ale kręciło mi się w głowie. Zaschło mi w gardle i chciałam już zawołać pielęgniarkę, gdy ta właśnie weszła do sali.
- Witaj Vialle - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Chciałabym móc odpowiedzieć tym samym, ale atak nauczycielki wytrącił mnie z równowagi. Serce biło mi nienaturalnie szybko a wydarzenia, w których niedawno brałam udział, zdawały mi się tak nierealne, że zaczęłam powątpiewać w ich autentyczność. December i morderstwo? Dobra, to akurat nie było takie znów niemożliwe. Ale ja i supermoce? To już zdecydowanie fantazja. Jednak wiedziałam gdzieś w głębi siebie, że taka właśnie jest prawda. Widziałam dźwięki i potrafiłam na nie wpływać, jakkolwiek głupio to brzmiało. No i nauczycielka fizyki próbowała mnie zamordować.

- Złapali ją? - wychrypiałam z trudem. Moje gardło było naprawdę obolałe.
- Panią December? - zapytała pielęgniarka i podała mi plastikowy kubek z wodą. Z ulgą przyjęłam i wodę i informację o tym, że jednak ktoś wie o tym ataku. Jednak sobie tego nie wymyśliłam.
- Tak.
- Nie mogliśmy jej złapać. Jeszcze nie czas - odparła zagadkowo.
- My? - zapytałam, ponieważ dziwnym mi się zdał fakt, jakoby pielęgniarka miała łapać morderców.
- Dowiesz się w swoim czasie. Vialle, jak się czujesz? Zostałaś otruta. Miałaś w swojej krwi ślady arszeniku.
- Słucham? - otworzyłam szerzej oczy i usta, przez co wyglądałam bardzo głupio. Ale trucizna? Arszenik? Z tego co wiem, arszenik zabija niemal od razu. A odkąd coś jadłam lub piłam minęło... Dużo czasu. Dawno byłabym martwa.
- December cię otruła.
- W jaki sposób?
- Cóż... To zbyt skomplikowane jak na razie... - zawahała się - Ale jak ty się czujesz? Muszę to wiedzieć.
- Dobrze... - zamrugałam oszołomiona, nagle coś sobie uświadamiając - December jest na wolności! Co jeśli ona...
- Więcej nie ośmieli się cię tknąć. Już nasza w tym głowa, Vialle. Nie musisz się niczego obawiać.
- A przepraszam... - chciałam zapytać o pana Fire'a, ale głowę wypełnił mi jego obraz w stroju strażaka. Cóż, nieczęsto widzi się swojego nauczyciela historii w strojach straży pożarnej. Choć było to bardzo nieodpowiednie, parsknęłam śmiechem na to wspomnienie.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała pielęgniarka, zerkając na mnie ze zdziwieniem.
- Przypomniał mi się mój nauczyciel od historii w stroju strażaka - wyjaśniłam, zastanawiając się teraz czy czasem mój mózg sobie tego nie zmyślił.
- Fire ma wiele profesji - odparła pielęgniarka całkiem poważnie.
- Zna go pani? - zainteresowałam się.
- Oczywiście. Vialle, musisz odpoczywać. Wciąż podajemy ci odtrutkę. Jesteś w szpitalu na Washington Avenue 34. Dzwoniliśmy do twojej ciotki, ale nie odbiera. Nie bój się o nic i odpoczywaj. December więcej nie zbliży się do ciebie. No już, śpij.
Gdy to powiedziała, powieki zaczęły mi opadać. Poczułam się senna i zmęczona, co zupełnie nie pasowało do mojego wcześniejszego samopoczucia. Pielęgniarka podniosła się z miejsca i ruszyła do drzwi.
- Jak pani się nazywa? - chciałam wiedzieć.
- Możesz mówić mi Sankta Paulina - odpowiedziała, a mnie zamknęły się oczy, zanim zdążyłam pomyśleć, jak dziwne jest to imię.
...................................................................................................................................................................
Gdy obudziłam się znowu, słyszałam wkoło siebie głosy personelu szpitalnego. Otworzyłam oczy, ale nikogo nie spostrzegłam w mojej sali. Wsłuchałam się. Uświadomiłam sobie, że to zwyczajne brzmienie szpitala: głosy chorych i odwiedzająca ich rodzina, lekarzy i pielęgniarek. Poprzednim razem panowała nienaturalna cisza, jak teraz zauważyłam. Dopiero teraz szpital obudził się do życia. Czułam się świetnie i nie sądziłam, żebym musiała dłużej tu siedzieć. Wstałam i założyłam buty. Nie miałam już na sobie żadnych linek i rurek.
Boże, December chciała mnie zabić. Jak mam wrócić do domu i powiedzieć o tym komukolwiek?!
Boże, mam dziwne zdolności, jak mam powiedzieć o TYM komukolwiek?

Ktoś wszedł do mojej sali, więc podniosłam wzrok. Tym razem był to lekarz w białym, nienagannym fartuchu z wielkim uśmiechem na twarzy.
Z uśmiechem, który znałam doskonale ze szkoły. Dopiero po chwili rozpoznałam w lekarzu mojego nauczyciela od historii. No chyba żart!
- Witaj Vialle. Myślę, że szok już minął i możesz wracać do domu. Twoi przyjaciele zaraz tu będą, zadzwoniłem po nich, bo twoja ciotka nie odbierała... - powiedział Fire, jak gdyby nigdy nic, więc przerwałam mu.
- Jest pan w stroju lekarza!
- Wow, jesteś detektywem czy coś? - przewrócił oczami - Pracuję tu.
- Jako kto? - zapytałam, autentycznie zszokowana - Kim pan jest?
- Jako że jedynymi osobami, które mogą tu wchodzić są lekarze i rodzina... Jestem twoim zaginionym kuzynem Ralphem.
- Naprawdę? - moje oczy musiały być szeroko otwarte, ponieważ Fire się roześmiał.
- Chryste, Vialle, nie. Jestem lekarzem.
- Jest pan nauczycielem! - zarzuciłam mu.
- I lekarzem.
- I strażakiem? - podsunęłam, mając pojęcie jak to brzmi.
- Też. Powiedzmy... Mam kilka...
- Profesji - dokończyłam sceptycznie.
- A jednak jesteś detektywem.
- Pani December podobno jest na wolności? - zmieniłam temat.
- A dlaczego miałaby nie być? - zdziwił się Fire.
- Chciała mnie zabić! - krzyknęłam, nie rozumiejąc już co się wkoło mnie dzieje!
- Rozumiem, że jej nie lubisz, ale bez przesady...
- Przecież pan tam był! - krzyknęłam znowu. Przecież przed chwilą rozmawiałam z pielęgniarką i ona wiedziała wszystko.
- Tak, w sali rozlany był kwas, doszło do wybuchu, gdzieś poleciała iskra...
- Otruto mnie...
- Vialle - Fire spojrzał na mnie uważnie - Przywieziono cię tu w lekkim szoku i tyle. Nic ci nie było i nie jest.
- Nieprawda! - zaprotestowałam, będąc pewną, że nauczyciel jest w błędzie - Była tu pielęgniarka, niech pan ją spyta.
- Jaka pielęgniarka?
- Sankta Paulina...
- Vialle, wiesz jak to brzmi...
- Wiem, ale mówię prawdę. Tak się nazywała - obstawałam przy swoim.
- Nikt taki tu nie pracuje.
- A pan niby pracuje?! - wybuchłam, ponieważ te jego „profesje" działały mi na nerwy.
- Możesz mówić na mnie Sankt Fire, jeśli ci to pomoże. Vialle, spokojnie. To tylko lekki wybuch, December nic nie planowała ci zrobić. Wiem, że jest przerażająca, jestem pewien, że raz ukradła mi ciastko czekoladowe z biurka...
- Ona próbowała mnie ZABIĆ. Nie ukraść mi ciastko, panie Fire.
- Tak, jestem pewien że to ona ukradła mi to ciastko... - zamyślił się, jakby naprawdę sobie przypominał - A może to Gillyflower?
- Proszę pana! - oburzyłam się i wstałam, gotowa by stąd uciec. Mógł mi wmawiać, że sobie wszystko zmyśliłam, ale ja wiedziałam swoje. December chciała mnie zabić, a ja nie wiedziałam dlaczego.
- Już dobrze... Vialle, wszystko jest w porządku. Możesz jutro normalne iść do szkoły na lekcje pani December.
Jeszcze czego, pomyślałam. Skoro on mi nie wierzył, muszę znaleźć ową Sankta Paulinę, która doskonale wiedziała, co tam się zdarzyło.

- Vialle! - Ellie i Alex podbiegli do mnie i uściskali mnie, na co nie byłam gotowa. Tyle się wydarzyło, że zwykły uścisk zdawał mi się czymś nadnaturalnym. Odwzajemniłam go jednak.
- Nic ci nie jest? - spytał Alex, a ja kiwnęłam głową.
- A oto i oni: Sankt Alexander i Sankta Ellie - mruknął Fire. Moi przyjaciele obejrzeli się na niego i wytrzeszczyli oczy.
- Pan jest... - powiedzieli jednocześnie. Przewróciłam oczami.
- Nie, macie halucynacje po leku na biegunkę. A teraz żegnam - powiedział spokojnie i zostawił nas w sali.
- Czy on... - zaczął Alex, pokazując ręką raz na nas, raz na miejsce gdzie siedział nasz nauczyciel.
- Pani December chciała mnie zabić.
- Tak, wiemy. Fire uprzedził o twoich... - Ellie zawahała się - Urojeniach.
- Urojeniach...? Ellie! Mówię prawdę. Zaczaiła się na mnie...
- Vialle, jesteś zmęczona - zwrócił się do mnie Alex jak do małego dziecka - Dan czeka w samochodzie. Zabierzemy cię do domu.

Fire zadzwonił do nich i powiedział im o moich urojeniach zanim ze mną porozmawiał. Skąd zatem o nich wiedział? Przecież to ja mu o tym powiedziałam a przy mnie nie dzwonił do nikogo.
Co znaczy, że on o wszystkim wie.
Nie mam urojeń a Fire doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Co się dzieje?!

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz