Rozdział 71 Impreza na Crestview

13 1 0
                                    

Pov Aleksa
Matematyka była tak nudną lekcją, że nawet ja nie mogłem się na niej skupić. Zazwyczaj trzy czwarte klasy nie słuchało nauczycielki, ale ja zmuszałem umysł do funkcjonowania i słuchałem sumiennie. Teraz jednak moje myśli błądziły daleko poza murami tej szkoły. Zastanawiałem się nad tym, co powiedzieli nam Sataniści. Myślałem o tym już od dłuższego czasu, właściwie od samego dowiedzenia się o organizacjach, aniołach i mocach. To było… Wow. Jak film albo książka. To było tak nieprawdopodobne, że budząc się rano nie mogłem uwierzyć, że to prawda. A jednak to właśnie była prawda. Miałem te moce, Ellie też je miała, a Bóg i anioły były prawdziwe. I diabeł. Jasność nie może istnieć bez ciemności, bo inaczej nie byłaby jasnością.
Na Święto Dziękczynienia zawarliśmy z Ellie niepisaną i niemówioną umowę, żeby nie zadręczać się tym tematem. Wyparłem więc wszystkie myśli, żeby skupić się na dobrej zabawie i rodzinie. To było pierwsze święto w moim życiu, które spędziłem nie w domu, ale u przyjaciół. A raczej spędziłem je w domu, moim nowym domu, ale bez ojca. Miałem za to siostrę, chłopaka i przyjaciela, co było o niebo lepsze. A, właśnie. Niebo też rzekomo istniało. Co znowuż znaczyło, że być może moja mama… Skoro życie po śmierci to fakt, a nie bajka, to…
Nie mogłem o tym myśleć. To było zbyt abstrakcyjne, a jednak musiałem o tym myśleć. Święto Dziękczynienia przyszło i odeszło, a myśli odstawione na później wdarły mi się do głowy. Wróciliśmy do szkoły. Wróciliśmy do rzeczywistości.
Zawsze wierzyłem w Boga. Byłem jednym z tych dzieci, które odmawiały modlitwy przed snem i chodziły grzecznie do kościoła. Metafizyczna strona świata wydawała mi się zwykle realna, a po śmierci mamy także bliska, niemalże namacalna. Jednak pomimo mojej wiary, potwierdzenie istnienia Boga zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wiecie, co innego wierzyć, a co innego być pewnym. Wiara jest wiarą, bo przyjmujemy coś bez dowodu. Natomiast kiedy już mamy dowód, nie jest to wiara, tylko wiedza. Wiedziałem, że Bóg istnieje. Wiedziałem, że istnieją anioły, upadłe anioły, Sekta i Sataniści, sam Lucyfer, Piekło i Niebo. A to było… Szalone. Łapałem się na patrzeniu na innych uczniów w klasie, myśląc o tym, że ja wiem coś, co wie tylko ułamek ludzi na świecie.
Potwierdzenie obecności Boga w pewnym sensie mnie uspokoiło. Jest ktoś, kto czuwa, kto kocha i pilnuje. Ktoś, kto posiada nieograniczoną władzę nad wszystkim. To mi pomogło w wielu aspektach.
Natomiast reszta tej prawdy… Jeśli jakimś cudem byłem dzieckiem bytu pozaziemskiego, upadłego anioła (co brzmi beznadziejnie głupio), znaczyło to, że mój ojciec nie był moim ojcem. Zawsze wiedziałem, że się różnimy, ale bez przesady! Na pewno mieliśmy jakieś cechy wspólne. Mogłoby się wydawać, że ucieszy mnie wiedza, iż tata nie jest moim tatą, ale tak się nie stało. Ten mężczyzna mnie wychował i nauczył tysiąca rzeczy. Był moim ojcem i kochałem go, nie chciałem mieć innego ojca. A już na pewno nie jakiegoś upadłego anioła. Oczywiście, ja i tata różnimy się i fizycznie, i psychicznie, ale przecież… Przecież jest moim ojcem! Musi być, na pewno jest.
Tata był wysoki, barczysty, pełen mięśni i ścięgien. Gdy go dotykałem, wyczuwałem pod palcami twardą skórę, pełną zadrapań i blizn.
Ja byłem niski, moje ramiona były raczej wąskie, a mięśnie… Cóż, gdzieś tam na pewno były. Po prostu jeszcze się nie ujawniły.
Tata był blondynem, ja brunetem. Miał zielone oczy, ja niebieskie. Ciemniejszą karnację, ja zaś jasną. Wielkie stopy i dłonie, ja małe.
Tata był stanowczy, uparty i silny.
Ja byłem uległy i słaby.
Tata był śmiały i porywczy.
Ja byłem nieśmiały i spokojny.
Tata był…
- Ty, chłopcze – pani Lillium wyrwała mnie z rozmyślań, wskazując na mnie końcem linijki – Może chcesz policzyć sinusa?
- Eee… - nie miałem zielonego pojęcia na czym jesteśmy, a funkcje trygonometryczne były moją najsłabszą matematyczną stroną – Może nie dzisiaj?
- A kiedy? – Lillium przechyliła głowę, upodabniając się do drapieżnego ptaka – Ja myślę, że jednak dzisiaj. Zapraszam.
Spojrzałem błagalnie na Ellie, ale ona jedynie ziewnęła i pokręciła głową. Zerknąłem na jej pusty zeszyt i już wiedziałem, że mi nie pomoże. W chwili zapomnienia automatycznie spojrzałem na Vialle, której spojrzenie pochwyciłem. Uśmiechnęła się do mnie złośliwie i pokazała mi środkowego palca. Świetnie.
Powlokłem się do tablicy, nie myśląc wcale o tym sinusie. Mój mózg próbował znaleźć jedną cechę wspólną z ojcem. Na pewno mieliśmy taką cechę. Obaj byliśmy wytrwali w dążeniu do celu. O, proszę. Jednak coś po nim odziedziczyłem.
- Jaki tu jest kąt? – Lillium wskazała mi kąt w trójkącie.
- Sześćdziesiąt stopni? – rzuciłem z wahaniem.
- To ty mnie się pytasz? – syknęła nauczycielka – Miałeś już to umieć.
- Sześćdziesiąt stopni – powiedziałem z pewnością w głosie.
- Sinus sześćdziesięciu stopni? – spytała nauczycielka.
- Eee… - spojrzałem na Ellie, która pośpiesznie kartkowała zeszyt.
- Ile? – dopytywała się nauczycielka.
- Niech mi pani da chwilę na przypomnienie sobie – poprosiłem delikatnie, udając, że się nad tym intensywnie zastanawiam.
- Powinieneś mieć to w małym paluszku, żebyś wiedział nawet w nocy o północy – zrzędziła Lillium. Zerknąłem dyskretnie na Ellie, która układała usta w odpowiedź. Pier… Pierwszy? Napisałem z wahaniem jedynkę na tablicy, co moja przyjaciółka skwitowała gwałtownym pokręceniem głowy. Lillium już miała coś powiedzieć, ale pośpiesznie zmazałem numer.
- Żartowałem – szepnąłem cicho do Lillium, która posłała mi karcące spojrzenie. Zerknąłem znów na Ellie, która tym razem rysowała jakiś znak ręką. Kreska. Kreska ułamkowa? Napisałem na tablicy kreskę. Lillium zmierzyła mnie spojrzeniem, jakbym był co najmniej głupi. Nie byłem głupi. Ellie kiwnęła głową i podniosła do góry… Coś. Coś, co wyglądało, jak strona z naszego podręcznika od chemii. Kolorowa tabela… A, układ okresowy pierwiastków. Co to, do cholery, ma wspólnego z MATEMATYKĄ?! Rzuciłem jej spojrzenie spode łba, ale zaraz zrozumiałem, o co jej chodziło. Napisałem na tablicy znak pierwiastka, przypominając sobie, że to w funkcjach trygonometrycznych zazwyczaj jest pierwiastek z trzech. Napisałem go z wahaniem, ale Lillium nie skomentowała, więc musiało być dobrze. W mianowniku napisałem dwójkę, którą przyjaciółka pokazała mi na palcach. Pierwiastek z trzech przez dwa.
Co nie zmieniło faktu, że nie umiałem rozwiązać zadania, i nauczycielka z satysfakcją wpisała mi jedynkę. Świetnie, moja pierwsza jedynka w tym roku. Przejąłbym się, gdybym nie miał myśli zajętych zgoła czymś innym.
Wyglądało na to, że ja i tata mieliśmy naprawdę niewiele wspólnych cech. Ale przecież to żaden dowód. Przecież mogłem po prostu wrodzić się do mamy. Tylko, że prawda była taka, że jeśli tata był moim tatą, to albo mama nie była moją mamą, albo nie byłem synem upadłego anioła. Taką tezę od razu mogłem odrzucić. Miałem moce, więc musiałem być synem upadłego anioła. Natomiast ja i mama dzieliliśmy większość cech. Wrodziłem się do niej zarówno z wyglądu, jak i z usposobienia. Na pewno byłem jej synem, więc nie mogłem być synem taty…
- O czym ty tak myślisz? – szepnęła Ellie – Dosłownie widzę, jak trybiki przekręcają ci się w umyśle.
- Nie widzisz tego „dosłownie” – poprawiłem ją automatycznie, na co ta przewróciła oczami.
- Chodzi o jedynkę? Ja już dostałam kilka, nie masz się czym przejmować – powiedziała Ellie łagodnie.
- Nie chodzi o to – machnąłem ręką. Naprawdę miałem to gdzieś – Myślę akurat o…
- Proszę pani, Alex ma chyba wiele do powiedzenia, bo cały czas gada z Ellie – powiedziała na głos Vialle. Ellie wciągnęła gwałtownie powietrze i odwróciła się do niej ze złością.
- Nie wścibiaj nosa w nie swoje sprawy – warknęła Ellie.
- Proszę o spokój – warknęła Lillium – Proszę nie gadać! Proszę skupić się na matematyce!
- Proszę pani! – zawołała Vialle – Niech pani ich zatrzyma w kozie. Rozmawiają na lekcji, a na lekcji nie można rozmawiać. Tym bardziej na tak ważnej lekcji, jak królowa nauk matematyka.
- Proszę skupić się na matematyce! – powtórzyła Lillium i odwróciła się, by kontynuować pisanie zadania na tablicy. Ellie posłała Vialle triumfujące spojrzenie.
- To o czym myślałeś? – Ellie podjęła wątek.
- Na przerwie – uciąłem.
Skoro mój tata nie był moim tatą biologicznym, to to nic nie zmieniało, powiedziałem sobie. Wychował mnie na swojego syna, więc był moim ojcem. On, nie jakiś byt pozaziemski, który prawdopodobnie nie miał pojęcia o moim istnieniu. Taka była prawda. Uspokoiłem się nieco, choć myśli nie chciały przestać się gromadzić.
Skoro Niebo istnieje, to moja mama na pewno się tam znajduje. Była najlepszą osobą, jaką znałem. Nigdy się nie gniewała, pomagała każdemu w każdej sytuacji, chodziła do kościoła i dawała pieniądze na organizacje dobroczynne. Jeśli ktoś zasługiwał na to, by znaleźć się w Niebie, to właśnie ona. Więc… Mama jest w Niebie, a jeśli ja będę dobry, też tam trafię i znów ją spotkam! Znowu zobaczę moją mamę. Nie marzyłem nigdy o tym, nie miałem odwagi. Ale teraz… To byłoby najwspanialszą rzeczą, najcudowniejszym marzeniem… Muszę się starać, by być dobrym!
Gdy zadzwonił dzwonek, Ellie spróbowała wyciągnąć ze mnie to, o czym myślałem na matematyce. Nie chciałem jej dołować, wiedziałem, że była związana z rodzicami. Nie chciałem, żeby zaczęła myśleć o tym, że jej tata nie jest jej tatą, że jej brat nie musi wcale być jej bratem… Miała gorzej ode mnie. Więcej niewiadomych, więcej myśli.
- Myślałem o tym, że skoro Niebo istnieje naprawdę, to kiedyś być może zobaczę mamę – odparłem więc, pomijając część prawdy.
- Jasne, że zobaczysz – Ellie pogładziła mnie po ramieniu – Na pewno trafisz do Nieba. Jesteś najlepszą osobą, jaką znam. Bardziej martwiłabym się o siebie.
- Ty też tam trafisz – odparłem od razu. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że tam nie trafi?
- Niekoniecznie. Gdy popełnię morderstwo, nie będę mogła tam raczej wejść – uśmiechnęła się Ellie. Była w radosnym nastroju, co również mi się udzieliło.
- A co, już planujesz kogoś zamordować? – rzuciłem ze śmiechem.
- Vialle – odparła Ellie z szerokim, psychopatycznym uśmiechem – Zamierzam zabić Vialle.
- Ktoś mówi o morderstwie Vialle? Wchodzę w to – Dan objął nas ramieniem, wciskając się między mnie, a El.
- Wchodzisz w wiele rzeczy, Dan – mruknął Chris, materializując się u boku Ellie.
- Aktualnie tylko w jedną rzecz – odparł Dan, zerkając na mnie. Zaczerwieniłem się i uderzyłem go w ramię.
- Ej, ty! – rzuciła Ellie – Nie uprzedmiotawiaj mojego przyjaciela!
- Co ty wiesz, o uprzedmiotawianiu, zmywarko – rzucił Chris nonszalancko, za co dostał kopniaka w kostkę. Syknął z bólu, patrząc na Ellie ze zdziwieniem – Nie wiedziałem, że jesteś taką feministką.
- Jestem kim chcę i kiedy chcę – Ellie puściła do niego oczko, po czym powiedziała głośno na cały korytarz – Głosy dla KOBIET!
- Jezus, chodźmy stąd, zanim El zrobi nam przypał na całą szkołę – mruknął Dan, biorąc mnie za rękę i ciągnąc w kierunku schodów. Wychyliłem się i złapałem za ramię przyjaciółkę, która następnie złapała za rękę Chrisa.
- Zabieram ich ze sobą – oznajmiłem Danowi.
- Miałem nadzieję na jakąś chwilę sam na sam z tobą, ale skoro ciągniesz tych pajaców ze sobą, to trudno – Dan wzruszył ramionami.
- C’est la vie – mruknąłem, posyłając mu całusa. Zastanawiałem się, jak dziwnie musiało to wyglądać, dla postronnego obserwatora. Oto trzech chłopaków i jedna dziewczyna paradowali korytarzem, trzymając się za ręce. Tak, jakbyśmy byli w jakimś czworokącie. Uśmiechnąłem się na tę myśl, choć nie wiedziałem do końca czemu mnie to bawi.
- Co cię tak cieszy? – zainteresował się Dan – Mam nadzieję, że to moja obecność tak działa.
- Chciałbyś – mruknęła Ellie – To raczej moja zajebistość.
- Psujesz mu podryw – zauważył Chris – Nieładnie. Daj chłopakowi zasłużyć na seks, a nie mu utrudniasz zadanie.
- Dan, musisz zasłużyć na seks? – zainteresowała się moja przyjaciółka – Chcę znać wszystkie szczegóły! Wiecie, że wasze życie erotyczne jest przedmiotem mojego żywego zainteresowania!
- Jezus Maria – westchnąłem – Głośniej. Niech cała szkoła się dowie.
- Słuchajcie wszyscy… - zaczęła Ellie głośno, więc zakryłem jej usta dłonią.
- I tak się nie dowiesz nic o naszym życiu erotycznym – odparł Dan z zadowolonym uśmiechem.
- Obiecałeś mi nagranie – przypomniała mu siostra.
- Nie spisaliśmy umowy, więc się nie liczy – rzucił Dan.
- Dan, przypominam ci, że w Stanach Zjednoczonych słowo ma wagę wiążącą – mruknął Chris.
- To co? Kiedy nagranie? – Ellie uśmiechnęła się czarująco.
- Nigdy – rzuciłem – Możemy iść na tą stołówkę?
- A no tak, jest przerwa na lunch – przypomniała sobie Ellie.
- Czy mi się wydawało, czy ty właśnie zapomniałaś o jedzeniu? – Chris otworzył oczy ze zdumienia.
- Kochany, ja nigdy nie zapominam o jedzeniu – odparła El – Nigdy.
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Stołówka zdążyła się już zapełnić i chwilę zajęło nam znalezienie wolnego stolika. Ellie zaoferowała się, że przyniesie jedzenie dla wszystkich, na co każdy z nas chętnie przystał. Jeśli El ma ochotę służyć, trzeba jej na to pozwolić. Usiedliśmy przy stoliku w samym rogu, który zapewniał nam pewną dozę prywatności, a moja przyjaciółka udała się po jedzenie.
- Myślicie, że da radę z czterema tacami? – spytał Chris z wątpliwością w głosie.
- Jasne, że nie – prychnął Dan – Weźmie na dwie tury.
- Może powinniśmy jej pomóc? – zawahałem się.
- Nie – powiedzieli jednocześnie Dan i Chris. Spojrzałem na nich pytająco.
- To będzie przezabawne patrzeć na nią, przygniecioną przez cztery tace pełne fast foodów – wyjaśnił Dan.
- Te tace są większe niż ona – uśmiechnął się Chris.
- Chris – rzuciłem, przybliżając się do niego – Kiedy się jej oświadczysz?
- Właśnie – podchwycił Dan.
- Cóż… - Chris wzruszył ramionami – Nie stać mnie puki co na pierścionek.
- Ależ Chris, ja ci mogę pożyczyć – zaoferował się Dan.
- Stary, nie będziesz dawał mi pieniędzy na pierścionki zaręczynowe – rzucił Chris z uśmiechem.
- A ja mogę ci dawać? – spytałem.
- Ty możesz mi ofiarować swoje dziewictwo – powiedział Chris, obejmując mnie ramieniem i zerkając na mnie z miną pedofila, za co dostał od Dana mocne pacnięcie dłonią w tył głowy.
- Hamuj się! – rzucił mój chłopak.
- To nie sadzaj małego dziecka obok mnie! – Chris rozłożył ręce – Nie moja wina, że mam zapędy!
- Alex, myślę, że musimy zamienić się na miejsca, zanim ten stary pedofil cię zgwałci – powiedział Dan. Wywróciłem oczami i wpuściłem go na swoje miejsce. Spojrzałem na kolejkę przed bufetem, starając się wypatrzyć Ellie. Nie znalazłem jej, pewnie wielkoludy z ostatniej klasy ją zasłaniały. Odwróciłem się z powrotem do chłopaków.
- Dostałem dzisiaj jedynkę z matmy od Lillium – powiedziałem z dumą – I nawet się tym nie przejąłem.
- Wow, gratulacje – Chris wyciągnął do mnie rękę, ale zanim zdążyłem ją ująć, Dan ją zablokował.
- Lepiej go nie dotykaj – rzucił z uśmiechem – Jeszcze chwycą cię zapędy.
- Masz rację – Chris opuścił rękę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Za co dostałeś tę jedynkę? – zainteresował się Dan.
- Za jakiegoś sinusa – wyjaśniłem, na co Dan i Chris wybuchli śmiechem. Spiorunowałem ich wzrokiem.
- Trygonometria to najłatwiejsza rzecz na świecie – parsknął Chris.
- Jak można dostać z tego jedynkę? – dodał Dan.
- Można – powiedziałem z urazą w głosie – Ja nie skomentowałem twojej ostatniej jedynki z angielskiego, Dan.
- To była jedynka z „Buszującego w zbożu” – Dan wzruszył ramionami – Nie ruszyłem nawet tej książki.
- Jak więc zamierzasz zdać egzaminy? – zdenerwowałem się – Musisz zacząć czytać lektury, Dan.
- Wyluzuj, słońce – rzucił Chris.
- Wystarczy znać streszczenia – Dan znowu wzruszył ramionami.
- Boli mnie twoja antypatia do książek – powiedziałem z żalem – Książki są super.
- Nie wiedziałem, że lubisz czytać – powiedział Chris.
- Mówiłem ci, że mam teraz pokój zawalony książkami – rzucił Dan – Sam widziałeś te stosy.
- Jak chcesz, mogę je zabrać – rzuciłem ze złością – Siebie też przy okazji.
- Spokojnie, przecież żartuję tylko – Dan przyciągnął mnie do siebie – Nie przeszkadzają mi te twoje książki.
- To moi przyjaciele – powiedziałem spokojnie.
- Wiem – Dan cmoknął mnie w czoło – Mogę ci nawet kupić więcej książek.
- Stary, nie wiedziałem, że doczekam chwili, gdy kupisz z własnej woli jakąś książkę – mruknął Chris
- Widzisz do czego doszło – Dan wzruszył ramionami – Chyba jestem pantoflem.
- To słodkie – powiedziałem z uśmiechem.
- To żałosne – poprawił mnie Chris.
- Poczekaj Chris, jak będziesz miał dziewczynę – rzucił Dan – Też będziesz pantoflem.
- Pantoflem Ellie – dodałem.
- Ja nie dam sobą władać – zarzekł się Chris. Ja i Dan wymieniliśmy uśmiechy.
- Zobaczymy – powiedzieliśmy jednocześnie.
- Co zobaczycie? – powiedziała Ellie, stając przed stolikiem. Wytrzeszczyłem oczy. Nie miałem pojęcia jak, ale zdołała przynieść tu cztery pełne tace. Na raz. Zamurowało nas wszystkich.
- Co się tak gapicie? – rzuciła El, stawiając przed każdym z nas tacę.
- Masz super moce? – palnął Chris. Moja przyjaciółka zamarła i wiedziałem, co przyszło jej do głowy.
- W sensie, że przyniosłaś tu cztery pełne tace na raz – szybko wyjaśniłem – Jesteś jakimś bossem, czy co?
- A, spoko – Ellie rozluźniła się i usiadła – Jestem po prostu zajebista.
- Jesteś niepokojąca – rzucił Dan - Masz niepokojące zapędy.
- To Chris ma niepokojące zapędy – odparła Ellie – Ja jestem po prostu zajebista.
- Jesteś mocarzem – powiedziałem.
- Mocarz to taka nazwa narkotyku – zaśmiał się cicho Dan.
- Nie pytam skąd to wiesz – rzuciłem, szturchając go lekko w ramię.
- Spokojnie, tego jeszcze nie brałem – powiedział Dan. Spojrzałem na niego ze zgrozą.
- Co to niby miało znaczyć? – powiedziałem.
- Dawne czasy – Dan machnął ręką.
- Jeśli jeszcze raz coś weźmiesz, to… - zacząłem, ale Dan uciszył mnie całusem. Starałem się go odepchnąć, ale chyba mi się nie udało. Znalazłem się w uścisku, który wbrew sobie musiałem odwzajemnić.
- Hej – odezwał się jakiś głos. Ja i Dan oderwaliśmy się od siebie. Ja śpiesznie, Dan powoli i leniwie, jakby właściwie nie obchodziła go niczyja obecność. Spojrzałem na właściciela głosu, którym był chłopak. Nie znałem go. Znaczy, pewnie widziałem go na korytarzach, ale nie miałem pojęcia kim był.
- Co? – rzuciła Ellie, która nienawidziła, gdy ktoś przeszkadzał jej w posiłku.
- Chciałbym zaprosić was na imprezę w moim domu – powiedział nieśmiało chłopak. Teraz zauważyłem, że ściskał w dłoni jakieś koperty.
- A, jak impreza, to jak najbardziej przyjdziemy – rzucił Chris, wyciągając rękę po zaproszenia.
- Ee… - Chłopak zrobił mały krok do tyłu – Właściwie, to mam tylko dwa zaproszenia.
Wymieniłem z Ellie szybkie spojrzenia. Moja przyjaciółka wywróciła oczami. Wiedzieliśmy, że znowu nie zostaniemy zaproszeni. Nic nowego. W tej szkole jedynymi osobami, które zapraszały nas na imprezy, byliśmy my sami. Co innego Dan i Chris, których zapraszał każdy.
- Nie krępuj się, i tak nie chcieliśmy pójść – rzuciła Ellie, wracając do jedzenia. Odłożyłem swojego burgera i uśmiechnąłem się delikatnie do zmieszanego chłopaka.
- Masz zaproszenia dla Dana i Chrisa? – zapytałem go delikatnie.
- To nieładnie zapraszać mnie bez mojego chłopaka – wyparował Dan – I Chrisa bez jego dziewczyny.
- Dan! – Ellie pacnęła go w ramię i zarumieniła się po uszy.
- Ee… - zająknął się chłopak.
- Nie przejmuj się nami – poradziłem mu.
- Mam zaproszenia dla ciebie i Ellie – wyznał chłopak nieśmiało. Chyba się przesłyszałem.
- Dla kogo? – spytałem uprzejmie.
- Dla ciebie i Ellie – powiedział chłopak z pewnością w głosie – Chcę zaprosić was na moją imprezę.
Wytrzeszczyłem oczy. Zdarzały mi się już w życiu różne dziwne rzeczy. Porywali mnie Sataniści, całowałem się z Danem i kłóciłem z Vialle, ale to? Nigdy jeszcze nie zaproszono mnie na tego typu imprezę. Świat chyba upadł na głowę. Ellie miała podobną minę jak ja, natomiast Dan wyglądał, jakby ktoś właśnie oznajmił mu, że chce kupić od niego kangura.
- Ale… - zaczął z wahaniem – Nas też zaprosisz?
- Przykro mi – chłopak spuścił wzrok – Wuj nie pozwala mi zaprosić zbyt wiele osób, zapraszam więc tylko te, które lubię najbardziej.
- Przepraszam, co? – rzucił Dan, nie spuszczając z chłopaka wzroku – Chcesz powiedzieć mi, że lubisz Aleksa? Znasz go w ogóle?
- Yy… - chłopak wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć – Nie lubię go w takim sensie jak ty. Znaczy… Nie chciałem być niemiły, po prostu nie jestem gejem. Znaczy… Yy… Lubię go po przyjacielsku. I Ellie też.
- W porządku – powiedziałem szybko, szturchając porozumiewawczo Dana – Dan bywa nieco zbyt porywczy. Zdziwił się po prostu, że ktoś go nie zaprosił na imprezę.
- Nieprawda – rzucił Dan – Chodzi o to, że ten ziomek zaprasza cię na imprezę, a mnie nie. Nie zaprasza twojego chłopaka i mówi, że cię lubi, więc…
- Dan, uspokój się – powiedziałem stanowczo.
- I nie zna cię nawet! – kontynuował Dan – A mówi, że zaprasza tych, których lubi najbardziej. A was nie zna.
- Dan, przymknij ten swój nadopiekuńczy instynkt – powiedziała stanowczo Ellie, po czym zwróciła się do chłopaka – Z przyjemnością przyjdziemy na twoją imprezę.
- Ej! – wzburzył się Chris – Przecież go nie znacie! Nie spytasz nawet o detale? Tak po prostu pójdziesz?
- Detale, jak mniemam, są w zaproszeniu – warknęła Ellie.
- Zgadza się – wtrącił chłopak.
- Hej, ty – zwrócił się do niego Dan – Siadaj tu.
- Ja… Śpieszę się – zaczął chłopak, ale Dan przerwał mu.
- Siadaj – wskazał siedzenie przed nami. Wywróciłem oczami. Ellie wypuściła głośno powietrze z płuc.
- Dan, przesadzasz – rzuciła do brata.
- Słuchaj, typie – Dan zmierzył chłopaka ostrym spojrzeniem – Powiedz mi w tej chwili, skąd znasz Aleksa i Ellie.
- I dlaczego ich zapraszasz – dorzucił Chris. Ellie i ja wymieniliśmy zezłoszczone spojrzenia.
- Nie znam ich – powiedział chłopak, siadając z rezygnacją – Ale ich zapraszam. Tak poznaje się nowych ludzi, prawda? Chciałem poznać nowych przyjaciół, więc zapraszam tych, którzy moim zdaniem się na nich nadają.
- Ale to przegrywowe – mruknął Chris.
- Chris! – zawołała Ellie z ostrzeżeniem w głosie.
- Mów dalej – zachęcił chłopaka Dan.
- No powiedziałem już – chłopak nie miał odwagi podnieść wzroku – Chcę ich poznać, bo wydają się fajni i mili, i mogliby być moimi nowymi znajomymi…
- Ale nie jesteś gejem – upewnił się Dan.
- Nie – chłopak wyglądał tak, jakby chciał zapaść się pod ziemię. Szczerze mówiąc, ja też chciałem.
- Ani bi? – dopytywał się Dan.
- Nie.
- Czyli jesteś hetero? – skwitował Chris.
- Tak.
- Ale nie myślisz o Ellie w romantycznym sensie? – chciał upewnić się Chris. Ellie znów się zarumieniła.
- Nie myślę o niej w romantycznym sensie – odparł chłopak z drżeniem. Współczułem mu.
- Dajcie mu spokój – poprosiłem chłopaków, ale totalnie mnie zignorowali.
- Nie chcesz chodzić z Ellie i nie będziesz próbował jej obmacywać? – kontynuował Chris.
- Jezu Chryste, nie będę próbował – chłopak rozłożył ręce – Nie chcę chodzić ani z Aleksem, ani z Ellie, jasne?
- Nie pyskuj – uciął Dan.
- Przepraszam – powiedział natychmiast chłopak.
- Jesteś w stanie zagwarantować bezpieczeństwo mojej siostrze i chłopakowi? – spytał Dan.
- Jezu, Dan – jęknąłem – Zachowujesz się jak mój ojciec.
- Cichutko – uciął Dan. Chciałem zakryć mu usta dłonią, żeby nie mógł mówić, ale skończyło się na tym, że to moja dłoń została zablokowana i zamknięta w uścisku.
- Nic im się nie stanie – powiedział chłopak.
- Żaden z zaproszonych nie będzie próbował ich… No wiesz – powiedział Chris srogo.
- Zaraz stąd wyjdę, poważnie – westchnęła Ellie.
- Nikt nie będzie się przystawiał – obiecał chłopak.
- Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, to ty za to odpowiadasz – oznajmił mu Dan – I ciebie spotkają konsekwencje.
- W porządku – szepnął chłopak.
- Czy w domu będzie ktoś dorosły? – dopytywał się Chris.
- To już przesada! – zauważyłem – Ile masz lat, Chris? Osiemdziesiąt? Jesteś naszym rodzicem?
- Wiesz dobrze, kochanie, że on ma więcej lat niż osiemdziesiąt – rzucił Dan – I dobrze gada.
- W domu będzie mój wujek – powiedział chłopak z drżeniem w głosie.
- Kim jest twój wujek z zawodu? – dopytywał się dalej Chris.
- Nauczycielem – chłopak wpatrzył się w podłogę.
- Jakiego przedmiotu? – Chris prowadził wywiad.
- Historii – chłopak rozłożył ręce – To pan Fire.
- Co? – powiedzieliśmy wszyscy jednocześnie.
- Pan Fire jest moim wujkiem i będzie w domu w czasie imprezy. To nic hucznego i nic nieodpowiedniego – wyjaśnił chłopak.
- W porządku – zgodził się Chris.
- Jaki adres tej imprezy? – spytał dla odmiany Dan.
- Adres jest podany w zaproszeniu – wyjaśnił chłopak.
- Nie pytam zaproszenia, tylko ciebie – warknął Dan.
- Ulica Crestview – rzucił chłopak – Numer domu to dwa.
- Crestview? - zdziwił się Dan – To na jakimś zadupiu.
- Na obrzeżach Bostonu – sprostował chłopak.
- I kiedy ta impreza? – spytał Chris.
- Dzisiaj o szóstej.
- Żartujesz? – zdziwił się Dan – Prosisz ich na imprezę tego samego dnia? A co, jeśli mamy już plany?
- Nie mamy żadnych planów – przypomniałem mu.
- Może ja coś planowałem? – odparował Dan.
- A planowałeś? – uniosłem brwi.
- Nie, ale…
- No właśnie – wzruszyłem ramionami – Dzięki za zaproszenie. Przyjdziemy. Możesz już iść.
- Dzięki – chłopak westchnął z ulgą i natychmiast się oddalił.
- Co za typ – westchnął Chris – Jest niepoważny.
- Jesteście źli, bo was nie zaprosił – Ellie wzruszyła ramionami.
- Nieprawda – powiedzieli jednocześnie Dan i Chris.
- Danny, pierwszy raz to ja idę na imprezę, a nie ty – uśmiechnąłem się – Ewoluujemy.
- Nie podoba mi się to wszystko – mruknął Dan, przysuwając mnie do siebie, jakby chciał mnie osłonić.
- Naprawdę zamierzacie pójść? – zdziwił się Chris.
- A co, sądziłeś, że żartujemy? – Ellie wyszczerzyła zęby – Nie możemy przepuścić takiej szansy na zaistnienie w towarzystwie.
- To co, El? – uśmiechnąłem się – Idziemy na imprezę.
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Dan i Chris nie byli zadowoleni z naszego postanowienia. Przez cały dzień przedstawiali serię powodów, dla których nie powinniśmy pójść. Z tym, że my chcieliśmy pójść. Chcieliśmy zapoznać nowe osoby i dobrze się bawić. Właściwie to Ellie tego chciała, ja po prostu nie mogłem jej puścić samej, więc szedłem z nią. Dan nagle stwierdził, że wolałby iść dzisiaj ze mną do kina, a Chris oznajmił, że miał w planach iść z Ellie na zakupy świąteczne. Gderał, że jest już początek grudnia i naprawdę powinniśmy zacząć robić zakupy i nie ma czasu na żadne imprezy. Dan przekonywał, że jest środek tygodnia i nawet lekka impreza jest idiotycznym pomysłem. Pozostawaliśmy głusi na takie argumenty i szykowaliśmy się na dobrą zabawę.
Ku mojej (i Chrisa) uldze, Ellie ubrała się bardzo niewyzywająco i nawet makijaż zrobiła delikatny. Ja pozwoliłem Danowi wybrać swój strój, czego pożałowałem niemal od razu. Dan chyba postanowił zrobić ze mnie worek na kartofle, żeby nikt na pewno się do mnie nie zbliżył. Stwierdził, że albo założę to, co mi każe, albo nigdzie nie pójdę, więc musiałem ubrać się jak debil i przełknąć wstyd.
Wsiedliśmy do samochodu z bardzo niezadowolonymi chłopakami i ruszyliśmy w drogę. Chris nalegał, że też nas odwiezie, a potem przywiezie. Dan zaproponował mu, żeby po prostu przenocował dziś u nas, na wypadek, jakby trzeba było po nas jechać w środku nocy. Czego nam zabroniono swoją drogą.
- Przestańcie już się dąsać – powiedziała Ellie, gdy Chris przestał się do niej odzywać.
- To tylko impreza – dodałem.
- Na którą nas nie zaprosili – rzucił Chris – Pierwszy raz w życiu.
- My z Ellie przeżywaliśmy to za każdym razem, jak was gdzieś proszono, a nas nie – wzruszyłem ramionami – Da się z tym żyć.
- Nie podoba mi się takie życie – mruknął Dan.
- Nie przystawiajcie się do nikogo – ostrzegł nas Chris.
- Nie pijcie alkoholu – dodał Dan.
- Nie bierzcie od nikogo jedzenia ani picia – powiedział Chris – To szczególnie do ciebie, Ellie.
- Czemu do mnie? – zdziwiła się Ellie.
- Bo Alex od nikogo nie weźmie jedzenia – rzucił Dan.
- A no tak – mruknęła Ellie.
- Pilnujcie się siebie nawzajem – powiedział Dan – Nie traćcie się z oczu, a kiedy tak się stanie, co ma się nie stać, natychmiast się odszukajcie.
- W razie czego dzwońcie do nas – powiedział Chris – Macie mieć włączone telefony.
- I odpowiadać macie na SMS’y – dorzucił Dan.
- Jeśli coś się będzie działo, cokolwiek, dzwońcie po nas – powiedział Chris – Jak coś was zaniepokoi w zachowaniu innych, dzwońcie. Jak nie spodoba wam się atmosfera, dzwońcie.
- Jak ktoś spróbuje się przystawiać, dzwońcie – dodał Dan.
- Postarałeś się, żeby do mnie nikt nawet nie podszedł – powiedziałem z żalem.
- Oto chodzi – uśmiechnął się Dan – Mają trzymać się od ciebie z daleka.
- Dobrze, że Ellie miała własny rozum i nie ubrała się jak kobieta lekkich obyczajów – mruknął Chris.
- Sukienka, którą kupiłeś mi na urodziny nie pozostawia wątpliwości, że lubisz kobiety lekkich obyczajów – odparowała Ellie.
- Tylko mi możesz pokazywać się w tej sukience – oznajmił Chris – No i może jeszcze chłopakom homo.
- Czemu jesteście tacy nadopiekuńczy? – zainteresowałem się.
- Bo tak – odparli jednocześnie Dan i Chris.
- Możemy porozmawiać o czymś innym, niż impreza? – zaproponowała Ellie – Tak dla rozluźnienia atmosfery.
- Dobra – zgodził się Dan – Alex, jaki jest twój ulubiony pisarz?
- Czemu o to pytasz? – zdziwiłem się.
- Niedługo masz urodziny – wyjaśnił Dan. O nie. Miałem nadzieję, że o tym nie wie.
- Dziecko kończy dopiero siedemnaście lat – westchnął Chris – Pamiętam, jak miałem siedemnaście lat. Ach, ten młody wiek.
- Ty staruchu – mruknęła Ellie.
- To co z tym pisarzem? – dopytywał się Dan.
- Słuchajcie wszyscy – zacząłem – Nie chcę mieć imprezy urodzinowej. Ani prezentów. Nie kupujcie mi nic.
- Śmieszne – mruknął Dan.
- Nie ma mowy – rzuciła Ellie.
- Zapomnij – dodał Chris.
- Poważnie – pokręciłem głową – Nie chcę nic od was dostać. Nie będziecie tracić na mnie swoich cennych pieniędzy.
- Słonko, gadasz głupoty – powiedział Dan – Dowiem się, jaki jest twój ulubiony pisarz?
- Ale obiecaj, że nie kupisz mi jego książek – zastrzegłem.
- Obiecuję – rzucił Dan. Chris uśmiechnął się nieznacznie, więc nie wiedziałem, na ile ta obietnica jest szczera, a na ile udawana. Westchnąłem.
- Szekspir – powiedziałem cicho.
- Co?! – Chris i Dan spojrzeli na mnie jednocześnie. Przeraziłem się, że Dan puści zaraz kierownicę.
- No co? – wzruszyłem ramionami – Szekspir był genialny.
- Nudny był – odparł Dan – Pamiętam, jak nudziłem się na omawianiu jego sztuk. Te wszystkie monologi!
- Nuda nad nudami – zgodził się Chris.
- Nie znacie się – pokręciłem głową – Kocham sztuki Szekspira. Są mądre i genialne. I ciekawe. Na pewno nie są nudne.
- Czytałeś wszystkie? – zainteresował się Dan.
- Nie, nie mam wszystkich – pokręciłem głową – Właściwie nie mam ani jednej. Wypożyczałem je z biblioteki, ale nie mieli wszystkich. Tylko te najpopularniejsze.
- Rozumiem – Dan kiwnął głową.
- Wiecie, że Alex przebrał się za Szekspira na Halloween dwa lata temu? – powiedziała Ellie z uśmiechem.
- To już jest obsesja – mruknął Chris.
- A ty przebrałaś się za Stevena Spielberga, więc się nie odzywaj – odparłem.
- Serio, Ellie? – powiedział Dan – Steven Spielberg?
- No co? – Ellie wzruszyła ramionami – Lubię go.
- A ja lubię Szekspira – wzruszyłem ramionami.
- Dan, dlaczego my się z nimi zadajemy? – Chris pokręcił głową.
- Stary, nie wiem – mruknął Dan – Chyba dlatego, że są ładni.
- Chyba tak.
Stosunkowo szybko znaleźliśmy się na ulicy Crestview. Możliwe, że to za sprawą bardzo zawrotnego tępa Dana, który złamał przepisy co do prędkości ze trzy razy.
Dom chłopaka, a także, zdaje się, pana Fire’a, znajdował się na prawdziwym zadupiu. W jego okolicy nie stał ani jeden dom, jedynie pola i jakieś zagajniko – lasy. I… Plantacja kaktusów? Ja i Ellie gapiliśmy się na to z otwartymi ustami.
- Nie żartował z tymi kaktusami – powiedziałem powoli.
- Co za szalony człowiek – mruknęła Ellie.
- Nie pytam, dlaczego pan od historii ma pole kaktusów – powiedział Dan.
- Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć, stary – poradził Chris.
Sam dom był dosyć okazały. Wydawał się wiekowy, ale był w dobrym stanie. I był naprawdę duży. Musiało się tam mieścić kilkanaście pokoi. Z domu dobiegała nas głośna muzyka, co rozwiało wątpliwości, że trafiliśmy pod dobry adres.
- To co, dzieciaki? Zostawiamy was – powiedział Chris.
- Bawcie się… Przyzwoicie – powiedział Dan.
- I czekamy na telefon od was – dodał Chris.
- Jedźcie już, rodzice – mruknęła Ellie.
Dan zbliżył się do mnie i pocałował mnie delikatnie w usta. Przytrzymałem go dłużej, przytulając go do siebie. A może to ja przytuliłem się do niego. W końcu był wyższy.
- Nie myśl o nas zbyt intensywnie – szepnąłem mu do ucha – Nic nam się nie stanie.
- Boję się, że ktoś się będzie przystawiał – przyznał Dan, przyciągając mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Wtedy do was zadzwonimy – powiedziałem – Obiecuję.
- Odpisuj mi na SMS’y – przypomniał Dan.
- Będę – obiecałem – Ucz się do egzaminów, gdy nas nie będzie.
- Wiem – Dan odsunął mnie od siebie delikatnie i spojrzał mi w oczy – Bądź grzeczny.
- Ty też bądź grzeczny – odparłem.
- Dan, zostaw już dzieciaka – powiedział Chris – Jedziemy już.
- Dobra – Dan pocałował mnie ostatni raz w czoło i poszedł do samochodu.
- Nie dajcie się zgwałcić i upić – rzucił na odchodnym Chris.
- Jasne, tato – pomachała Ellie.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz