Pov Aleksa
- Nie krzycz – szepnął chłopak. Zauważyłem na jego ręce tatuaż z odwróconym krzyżem. Spokojnie, nie zamierzałem krzyczeć. Moje gardło przestało być moim gardłem.
- W czym mogę pomóc? – wykrztusiłem. Cała trójka chłopaków roześmiała się nieprzyjemnie. Nie wiedziałem, co tak ich bawi w mojej postawie.
- No w czymś tam możesz – parsknął jeden z czarnych chłopaków, robiąc krok w moją stronę. Znowu się cofnąłem. Nie powinienem pokazać, że się boję, ale się bałem.
- Słonko, pójdziesz z nami – odezwał się drugi chłopak. Pieszczotliwe określenie, jakim czasami tytułował mnie Dan, w jego ustach zabrzmiało jak rozkaz zagłady. Zacząłem poważnie się bać.
- Nie – odważyłem się wydukać – Po co mam iść z wami?
- Zabijemy cię – roześmiał się jakiś chłopak – Po prostu z nami chodź.
- Dokąd? – szepnąłem, szukając wzrokiem czegoś, czym mógłbym się obronić.
- Nieważne – powiedział chłopak – Jest tu dziewczyna?
- Jaka dziewczyna? – udałem głupka.
- Sraka. Nie ma chyba – chłopak pokręcił głową – Dobra, po nią wrócimy. Ty pójdziesz z nami. Masz na imię Alex, czy jakoś?
- Tak – kiwnąłem głową, choć nie wiedziałem po co. Pot spływał mi po plecach. Znowu oddychałem za szybko, bojąc się, że oni naprawdę mnie zabiorą. Czego ode mnie chcieli?
- Idziemy – zadecydował chłopak – Alex, kochanie, słodziutki, nie bój się nas. Możemy cię co najwyżej zabić.
- Są rzeczy gorsze niż śmierć – odezwał się drugi chłopak. Zadrżałem w bardzo widoczny sposób – Ojejku, dziecko się chyba boi.
- Nie bój się, nasz tatuś potrafi zajmować się takimi dziećmi jak ty. Zrobi z ciebie mężczyznę – odezwał się jeden z chłopaków, ruszając w moim kierunku. Pośpiesznie się cofnąłem.
- Nie znam was. Czego ode mnie chcecie? – zebrałem się na odwagę, by to powiedzieć. Dotknąłem plecami ściany. Nie miałem dokąd uciec. Znalazłem się w pułapce. Nie byłem w stanie nawet krzyknąć, byłem sparaliżowany strachem. Coś przerażało mnie w tych chłopakach. Może to ich szerokie bary i wielkie mięśnie, może czarny strój i poodwracane krzyże. A może to coś w ich oczach, coś, przed czym się kuliłem i cofałem. Wiedziałem, co to było. To było czyste zło.
- Wyjaśnimy potem. Pójdziesz z nami, diabełku – chłopak złapał mnie gwałtownie za ramiona. Nie zdążyłem nawet zareagować. Zrozumiałem, że to nie żarty, że oni naprawdę mnie stąd zabiorą. Nikt mnie nie znajdzie, nikt nie będzie wiedział, gdzie szukać. Nie zobaczę więcej Dana, Ellie…
- Nie, proszę – błagałem, gdy chłopak ścisnął mnie mocno za nadgarstki. Jego uścisk przypominał uścisk mojego ojca. Zostaną po nim siniaki. Jęknąłem z bólu, próbując się wyrwać. Złapał mnie jeszcze mocniej – Błagam, zostawcie mnie. Zrobię wszystko.
- I tak zrobisz wszystko – mruknął chłopak, który trzymał mnie w żelaznym uścisku – Idziemy. Nie irytuj mnie, dzieciaku. Jesteś żałosny. Satanista nigdy nie błaga o litość.
- Nie jestem satanistą – jęknąłem, próbując kopnąć go w kolano. Cóż, nic nie osiągnąłem, poza tym, że wykręcił mi rękę. Czułem, jak coś się w niej przemieściło. Bark zaczął promieniować bólem. Skrzywiłem się.
- Już jesteś – powiedział chłopak. Pozostali dwaj tylko patrzyli na to ze zdziwieniem.
- Wierzę w Boga – powiedziałem szybko. To nie była najlepsza decyzja. Chłopak spojrzał na mnie z furią i uderzył mnie w twarz. Zachwiałem się i upadłem. Na moich wargach pojawiło się rozcięcie od pierścienia, który chłopak nosił na palcu.
- Nie wypowiadaj tego słowa przy mnie – warknął – Idziemy. Dosyć tego. Bierzcie tego żałosnego dzieciaka.
- Nie! Zostawcie mnie! – krzyknąłem, gdy dwóch pozostałych zaszło mnie z dwóch stron. Założyli mi coś na głowę. Worek? Nic przez niego nie widziałem. Zacząłem wierzgać nogami, ale wiedziałem w głębi serca, że nie ma to sensu. Zabiorą mnie. Łzy popłynęły mi po policzkach. Przecież nawet nic nie zrobiłem tym chłopakom. Nic, a nic. Nie byłem winny. Co zrobiłem tym razem? Pociągnąłem nosem. Chłopcy złapali mnie i bez trudu unieśli do góry.
- Jeśli wydaje wam się, że gdzieś go weźmiecie, to radzę się zastanowić – moich uszu dobiegł przytłumiony, lodowaty głos. Początkowo nie mogłem go rozpoznać, bo Chris nie mówił jeszcze nigdy takim tonem. Zalała mnie nadzieja, że może jednak nie zginę dzisiaj.
- Spadaj – warknął jeden z chłopaków. Uścisk na moich ramionach stał się żelazno mocny – Nie powinno cię tu być.
- A jednak jestem. Niespodzianka! – rzucił Chris. Słyszałem taki odgłos, jakby chłopak schodził ze schodów. Błagam, pomyślałem. Zabierz mnie stąd.
- Zabić go? – spytał jeden z chłopaków.
- Dostaliśmy rozkaz nie zabijać – mruknął drugi chłopak.
- Kim jesteście, jeśli mogę wiedzieć? – rzucił swobodnie Chris – Firmą pogrzebową?
- On mnie wkurza. Mogę mu przywalić? – odezwał się trzeci chłopak, który dotąd nie zabierał głosu.
- Nie – któryś z chłopaków mu odpowiedział.
- Zostawcie mojego przyjaciela – powiedział spokojnie Chris.
- Alex należy do nas – powiedział chłopak.
- Nie jest niczyją własnością – warknął Chris. Poczułem jak jeden z chłopaków przenosi mnie w inne miejsce i zaciska na mnie swoje wielkie łapy. Wbrew sobie zadygotałem ze strachu. Łzy pociekły mi po policzkach, a nadgarstki paliły. Z wargi spływała mi krew, nie mogłem jej otrzeć, bo ktoś nadal trzymał mnie za ręce. No i ten bark… Oby nie był zwichnięty.
- Jest własnością Satanistów – odpowiedział Chrisowi chłopak.
- Chyba wam się pomyliło w diabelskich główkach. Zostawicie go w tej chwili albo pożałujecie, że się urodziliście. Nie chcecie znać furii mojego kumpla Dana, gdy się dowie, że wyciągacie łapy po jego chłopaka. Nie chcecie znać także mojej furii, gdy okaże się, że coś zrobiliście Aleksowi.
- Nie podskakuj, dzieciaku – warknął czarny chłopak do Chrisa.
- Dzieciaku? Excuse moi? Ty, chodzący pogrzebie, jesteś w moim wieku albo niewiele starszy – odparł Chris nonszalancko.
- Dobra, słuchaj – zaczął chłopak – Nie znam cię i nie mam nic do ciebie. Właściwie jesteś tylko człowiekiem i totalnie mam w ciebie wylane. Jednakże teraz trochę mi się narażasz i zabiłbym cię, gdybym mógł. Mam rozkaz zabrać tego tutaj Aleksa i nie przeszkodzisz mi w tym.
- Po co wam Alex? – spytał Chris tak, jakby wcale go to nie obchodziło. Grał wyluzowanego albo naprawdę był wyluzowany. Serce biło mi pod żebrami, starałem się je uspokoić. Pociągnąłem nosem. Musiałem wyglądać naprawdę żałośnie.
- Nie twój interes, ludzki pomiocie – warknął chłopak.
- No jednak mój. Słuchaj, antyczna tragedio, macie dziesięć sekund na to, żeby go zostawić. I zdjąć mu to czarne z głowy – wypalił Chris.
- Co teraz zrobimy? – odezwał się trzeci z chłopaków – Nie możemy dotknąć tego człowieka, a nie możemy przy nim zabrać tego Aleksa.
- Faktycznie. Pieprzony szef – mruknął drugi z chłopaków.
- A co powiesz na to, człowieczku? – pierwszy z chłopaków przyłożył mi coś ciężkiego do głowy. Wychowywałem się z żołnierzem, więc od razu rozpoznałem broń. W pokoju zapadła cisza. Zupełnie nie potrafiłem zachować się w takiej sytuacji. Ogarniała mnie panika i nie wiedziałem, co robię. Momentalnie zacząłem wierzgać nogami, próbować uwolnić ręce i wydawać z siebie lekko nieludzkie dźwięki. Skończyło się to tak, że jeden z chłopaków wykręcił mi mój bolący bark i zakrył mi usta dłonią. Poczułem się jak w pułapce. Ja plus broń to bardzo złe połączenie. Pistolet bardzo kojarzył mi się z ojcem i z atakiem terrorystycznym. Bałem się jak cholera. Zacząłem dziwnie dygotać i przestraszyłem się, że zaraz upadnę na kolana, jak największy tchórz tego roku.
- Powiem na to – zaczął Chris zupełnie spokojnie – że nie zabijesz Aleksa. Dostałeś rozkaz, żeby go porwać, nie zabić. Gdy go zabijesz, nie będziesz miał karty przetargowej i „szef” będzie zły. Poza tym, jakbyś miał go zabić, już byś to zrobił. Mnie również nie zabijesz, gdyż wyraźnie powiedziałeś, że dostałeś rozkaz niezabijania nikogo. Tak więc, przyjacielu szatana, nic nie zrobisz żadnemu z nas. Odłóż lepiej tą zabaweczkę. Ten pistolet nie wygląda nawet na prawdziwy. Nie rób cyrku, czarna wdowo.
- Wkurzasz mnie! – trzymający mnie chłopak zadrżał z gniewu, po czym… Puścił mnie. Zachwiałem się i upadłem na kolana z nadmiaru emocji. Powinienem teraz uciekać, ale nie wiedziałem, w jakim kierunku i nie byłem w stanie się ruszyć. Chciałem, żeby był tu Dan.
- Dziękuję, za wypuszczenie mojego przyjaciela – mruknął Chris.
- Do zobaczenia – powiedział chłopak. Usłyszałem, jak się kroki się oddalają – Nie zostawimy tak tego.
- A ja nie zostawię was bez tego – szepnął Chris, po czym zrobił coś, czego nie widziałem przez worek, który miałem na sobie. Brzmiało to jednak tak, jakby kogoś uderzył. Mocno. Ten ktoś jęknął. Boże.
- Zaraz. Cię. Zabiję. Ty. Mały. Ludzki. Wyrzygu – wycedził uderzony chłopak, ale jego towarzysz zwrócił się do niego spokojnie:
- Nie dzisiaj. Kiedy indziej.
![](https://img.wattpad.com/cover/168132416-288-k13643.jpg)
CZYTASZ
Naznaczeni: Widząca
FantasiVialle jest zwyczajną dziewczyną, która w wyniku tragicznego wypadku staje się świadkiem niewytłumaczalnych zdarzeń. Czy to możliwe, by mogła posiadać nadnaturalne zdolności, czy to tylko trauma i szok po wypadku mącą jej w głowie? A może świat je...