Rozdział 24 Najgorsze myśli

48 3 0
                                    

Pov Ellie
Widziałam jak trzech chłopaków weszło do sali. Słyszałam każde słowo z rozmowy pomiędzy nimi a Vialle. Nic nie zrobiłam. W całości zapanował nade mną strach. W myślach krzyczałam sama do sobie „ Zrób coś!" jednak ciało nie odpowiadało. Stało się tak jakby osobnym bytem. Zupełnie poza moją kontrolą. Chciałam pomóc Vialle, chociażby rzucić się na tych chłopaków, cokolwiek. Powstrzymywały mnie dwie rzeczy: ciało i Chris. Trzymał mnie w silnym uścisku, z którego raczej bym się nie wydostała, nie zwracając uwagi oprawców. Nikt w sali nie odzywał się. Nikt nic nie zrobił. Nie mogłam im nic zarzucić, sama nie dałam rady nic zdziałać. Potem, kiedy jeden z chłopaków wyjął broń i zagroził przyjciółce. Moją głowę nawiedziły najgorsze myśli. W tej trwającej zaledwie parę sekund chwili, wyobraziłam sobie śmierć Vialle, jej martwe ciało, leżące na podłodze i ranę postrzałową na czole, sączącą się z niej krew.... Nie mogłam. Odgoniłam od siebie tę wizję i wróciłam do rzeczywistości. Nie widziałam Aleksa ani Dana, nie miałam jak się obkręcić. Bałam się. Nie chciałam, żeby żaden z nich narażał swoje życie. Miałam nadzieję, że wszyscy wyjdziemy z tego cali i zdrowi. Wystarczyłoby mi jedno spojrzenie na przyjaciela, żeby upewnić się na własne oczy, że nic mu nie było. Potrzebowałam zapewnienia. Był tam też mój kochany brat. Nie zniosłabym myśli... To wszystko było takie ciężkie.

Nie poczułam jak Chris powoli rozluźnia uścisk i puszcza moje ciało. Byłam tak pogrążona w moich myślach, że tego nie zarejestrowałam. Nagle chłopak wstał i rzucił się na chłopaka z bronią. Nie zdążyłam wydać żadnego odgłosu. Rozległ się strzał. Chrisa odrzuciło minimalnie do tyłu i poleciał na podłogę. Z jego piersi leciała krew, która w szybkim tempie zabarwiła koszulkę, w tamtym miejscu, na czerwono. Mimowolnie z mojego gardła wyrwał się krzyk. Podniosłam się i rzuciłam w stronę Chrisa. Po moich policzkach spływały łzy. Prosiłam, wręcz błagałam, żeby brunet przeżył. Tak niedawno pojawił się w moim życiu, a już tyle zdążył zrobić. Nie wybaczyłabym mu, gdyby postanowił umrzeć.

Na szczęście był przytomny. Miałam nadzieję, że ktoś zaraz przyjdzie i zabierze tych chorych ludzi ze szkoły.
- Ktoś jeszcze chętny? - zapytał chłopak z bronią.
Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, ale przez to, że miałam łzy w oczach, na niewiele się zdało.
- Nikt ma się nie ruszać - powiedział i wskazał na mnie. - Ty mu pomóż.
Nawet, gdyby tego zakazał i tak bym to zrobiła. Próbowałam przypomnieć sobie, co robi się w takich przypadkach.
- Ellie...- usłyszałam stęknięcie.
- Niech on się zamknie - powiedział oprawca.
Wycelował w nas pistolet. Reszta jego kolegów też już miała wyjętą broń, żeby kontrolować sytuację.
Przybliżyłam się do niego i powiedziałam:
- Ciii. Nic nie mów- powiedziałam a z mojej twarzy skapnęła, na jego policzek, łza.
Starłam ją szybko palcem. Spojrzał w moje oczy. W jego samych było widać ból. Odwróciłam wzrok i cicho powiedziałam:
- Muszę zdjąć ci koszulkę, żeby zobaczyć tę ranę.
Nie zważałam na nic. Nie widziałam reszty uczniów ani naszych oprawców. Musiałam pomóc Chrisowi.
Pokiwał głową na znak zgody i lekko się uśmiechnął. Nie wiedziałam, jak jeszcze w takiej sytuacji mógł to robić. Spróbowałam rozerwać materiał. Słychać było trzaskanie pękających nitek, ale nie osiągnęłam oczekiwanego efektu. Zrobiłam to jeszcze raz, używając tyle siły ile miałam. Ku mojemu zaskoczeniu materiał się rozdarł. Moim oczom ukazały się wyrzeźbione mięśnie, ale nie tym miałam się zająć. Obejrzałam dokładnie ranę. Jedyne co mogłam zrobić, to zatamować krwawienie. W tym celu zdjęłam swoją bluzę i przyłożyłam do jego rany. Syknął, ale nic nie powiedział. Nie mogłam patrzeć na niego w takim stanie. Łzy nie przestawały spływać po mojej twarzy. Jedną rękę miałam w jego krwi. Patrzyłam na jej intensywny kolor, ale po chwili odwróciłam wzrok. Dlaczego nadal nie przybyła pomoc? Miałam wrażenie, że jesteśmy już tu całe wieki. Jakby wiedzieli o czym myślałam, do sali wkroczyli agenci FBI.
- Chcieliście podnieść sobie prestiż, dzieciaki? - jeden z nich zapytał.
Znałam skądś ten głos, ale mój spanikowany mózg nie chciał współpracować. Agenci musieli zakraść się bardzo cicho pod same drzwi. Wzięli chłopaków z zaskoczenia. Powalili wszystkich trzech na ziemię, wytrącając im pistolety. Kolejni już wyprowadzali uczniów z sali. Większość wręcz z niej wybiegła. Jeden z agentów wziął za ramię Aleksa, który zaczął mówić, że musi zostać. Zaciągnęli go prawie do wyjścia jednak jeden z nich, który powalił chłopaka, potrząsnął głową. Tamten trzymający Aleksa, puścił go. Przeniosłam wzrok na Chrisa, który wciąż leżał na podłodze i ledwo kontaktował.
Mężczyzna, który był najbliżej uklęknął po drugiej stronie Chrisa. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. W tym samym czasie oprawcy zostali wyprowadzeni z sali. Poczułam jak ktoś pada na kolana obok mnie i przytula mocno do siebie. Był to Alex.
- Tak mi przykro - wyszeptał do mojego ucha.
Pokręciłam gwałtownie głową.
- Nie mów tak - powiedziałam, zachrypniętym od płaczu, głosem. - Nic mu nie będzie.
Alex przytulił mnie jeszcze mocniej, a ja odwzajemniłam uścisk.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz