Rozdział 82 Wątpliwa wina

10 1 0
                                    

Pov Aleksa
Właściwie nie spodziewałem się, że tak zareagują. Nie wydawało mi się to na tyle ważne, żeby jechać do Vialle i robić jej problem. Być może krzywdę. Z Danem i Ellie nigdy nie można być pewnym, czy skończy się na słowach. Byłem nadal nieco oszołomiony tym, co się stało. Wydarzyło się to na tylko szybko, że nie zdążyłem przyzwyczaić się do myśli, że sekret wyszedł na jaw. Możliwe, że niejeden. Nie wiedziałem jak do tego doszło. Kto mnie wydał? Przecież Vialle nie byłaby na tyle głupia, żeby to komuś powiedzieć. Tylko nasza dwójka wiedziała o całej sprawie.
Nie byłem durniem i szybko połączyłem fakty. Moi przyjaciele dowiedzieli się o całej sprawie w Sekcie, więc to ktoś stamtąd musiał im powiedzieć. A mogły to zrobić zaledwie dwie osoby: Fire i Oliver. Oliver wiedział co nieco o całej sprawie, więc moje podejrzenia natychmiast skierowały się ku niemu. Nie mogłem odczytać jego motywacji, ale rozzłościłem się, że po raz kolejny w moim życiu, to nie ja decyduję co i komu powiedzieć.
Pod wpływem gwałtownej emocji, którą mną targnęła, wziąłem telefon i napisałem SMS'a do Olivera.
Ja: Rozmawiałeś z Danem i Ellie?!
O dziwo, nie denerwowałem się za bardzo samym faktem, że teraz moi przyjaciele wiedzą o wszystkim. Właściwie było mi to na rękę. Teraz naprawdę nie będzie już żadnych sekretów. Muszą mi jedynie wybaczyć (miałem nadzieję, że to zrobią), i wszystko będzie jak dawniej.
To, co naprawdę mnie zirytowało to to, że ktoś wydał MÓJ sekret. Nikt nie miał prawa wtrącać się do tej sprawy. Jeżeli to Oliver, chyba się pogniewamy.
Po kilku chwilach nadeszła odpowiedź.
Oliver: Ale o czym?
Ja: O mnie i o Vialle.
Powoli opadało mi pierwsze zdumienie całą sytuacją i zaczynałem denerwować się tym, czego nie widziałem. Co z Vialle? Czy moi przyjaciele są na tyle wściekli, żeby zrobić jej krzywdę? Czy naprawdę są tak wściekli, jak mi się wydawało? Co się stanie, gdy wrócą do domu? Jakaś część mnie zastanawiała się, czy w przypływie wielkich emocji Dan byłby w stanie mnie uderzyć. Tak naprawdę wiedziałem, że nigdy by tego nie zrobił, ale hipotetycznie analizowałem taką możliwość.
Oliver: Nic nikomu nie mówiłem.
Nie wiedziałem, czy mogę mu zaufać. Byłem głupi, że w ogóle mu coś powiedziałem. Przecież wcale się nie znamy. Skąd przyszło mi na myśl, żeby zwierzać mu się jak ten debil?
Postanowiłem, że mu uwierzę do czasu, kiedy nie spytam przyjaciół i nie zweryfikuję prawdy. Pozostała mi opcja, że to Fire zdradził. Obserwował moje wymiany z Vialle, ale przecież co mu do tego? Nie powinno go to wcale obchodzić. Czy ja interesuję się jego życiem prywatnym? NIE.
Oliver: A co się stało?
Rzuciłem telefon, nie mając mentalnej siły na ponowne zwierzanie się niemalże obcej osobie. Opadłem na kanapę i westchnąłem z bezsilności. W pokoju panował półmrok, nadając salonowi upiorny, opuszczony wygląd. Nagle poczułem się bardzo samotny i zmęczony. Ciemno, pusto. Tak wyglądałoby moje życie bez Ellie, Dana i Chrisa. Paskudnie i strasznie. Ta nagła konkluzja kazała mi przejść w myślach do sekcji pt. „Jak mogę być lepszym człowiekiem?". Potrzebowałem przyjaciół. Nie mogłem ich stracić, a jedynym wyjściem było stanie się lepszym chłopakiem i przyjacielem. Wiedziałem, że przysparzam im wszystkim wielu kłopotów. Wciąż musieli się mną zajmować i pilnować mnie na każdym kroku. Byłem mentalnie i fizycznie słaby, co automatycznie stawiało mnie w pozycji bezsilnej ofiary. Przeanalizowałem moje dotychczasowe życie i zauważyłem wyraźnie, że moi przyjaciele stale mnie pilnowali. Byłem chłopakiem, a zachowywałem się jak dziewczyna.
To się musiało zmienić. Dla dobra tych, których kochałem najbardziej na świecie, musiałem przestać być ciężarem, a stać się podporą. Ciężko będzie walczyć ze swoją naturą, ale muszę spróbować. Żal mi, ale widać tak być musi.
Będąc samemu w ciemnym pokoju, wpadłem w gwałtowny nastrój zadumy. Koniec z płaczem bez powodu. Można płakać, ale nie przy wszystkich. Koniec z ciągłym zwracaniem na siebie uwagi. Koniec ze skarżeniem się, użalaniem, uleganiem... Zmienię się do tego stopnia, że Dan mnie pokocha. Będę mu pomagał tak, jak się tylko da. Ellie natomiast odczuje, że jej przyjacielem jest chłopak, a nie dziewczyna.
Z tym postanowieniem było mi o wiele lepiej. Czułem, że mam cel, do którego mogę dążyć. Wiedziałem, że ten cel jest dobry i słuszny, i że odkupię częściowo swoje winy, których było... Sporo. Właśnie, najpierw trzeba będzie błagać ich o wybaczenie. Będą bardzo źli i zawiedzeni. Na szczęście byłem przyzwyczajony do tego, że zawodzę ludzi, więc nie wpłynie to na mnie aż tak bardzo. Będzie źle, ale znośnie źle, chyba że Dan ze mną zerwie. Nie było co przewidywać przeszłości, bo i tak nie miałem pojęcia jak się to wszystko rozegra. Mogło rozwiązać się w różnoraki sposób. Może być bardzo źle albo bardzo dobrze.
No i pozostawała jeszcze biedna Vialle i to, jak to się dla niej skończy.
Postanowiłem zamknąć na razie rozdział z Vialle i nie rozmyślać o niczym związanym z nią. Kiedy uporam się z najważniejszymi rzeczami, przyjdzie czas na tę część. Puki co musiałem obmyśleć strategię. Strategia była jedna: powiedzieć prawdę. Koniec z oszustwami. Wyspowiadam się ze wszystkiego i będę ich błagał o wybaczenie. I nie popłaczę się tam - to moje największe postanowienie i wyzwanie jednocześnie. Pozwoliłem sobie na łzy teraz, w tym ciemnym pokoju, gdzie nikt tego nie widział. Musiałem dać emocjom zejść ze mnie trochę, żebym był w stanie funkcjonować. Wróciłem myślami do tej okropnej jazdy samochodem. Wiedziałem od początku, że coś nie gra. Byli tacy wściekli! Na mnie. Czułem to. Ten czas w samochodzie był tak okropny, że na samo wspomnienie chciało mi się płakać. Płakałem więc tak długo, jak tego potrzebowałem. Chciałem, żeby Dan mnie przytulił i pomógł mi przez to przejść, ale nie. Nie ma mowy, żebym znowu obarczał Dana swoimi głupimi problemami. Tym razem nie dam się emocjom - nie przy nim. Będę silny.
Popłakałem sobie tak przez jakiś czas, po czym otarłem łzy i wpatrzyłem się w jakiś konkretny punkt na ścianie. Nie zapaliłem światła. Nie chciało mi się tego robić. Dzisiaj po raz pierwszy od dawna zjadłem normalne śniadanie (Dan twierdził, że wcale nie jest normalne), więc totalnie nie chciało mi się jeść. Czułem się też fizycznie silniejszy, mimo że śniadanie było jak na razie moim jedynym posiłkiem (nie licząc tego ohydnego lunchu, którego i tak nie zjadłem).
Nie wiedziałem dokładnie ile minęło czasu zanim usłyszałem świst opon na podjeździe. Ktoś bardzo agresywnie zaparkował samochód. Zerwałem się z miejsca i gwałtownie zachwiałem. No tak, moja niestabilność fizyczna przysparzała mi ostatnio wiele problemów. Podtrzymałem się szafki i przeczekałem kilka sekund, po czym wyprostowałem się i przeciągnąłem. No, to teraz wszystko się wyjaśni. Czułem jednocześnie ulgę i przerażenie. Zacisnąłem dłonie w pięści i pomodliłem się, żeby jednak nie było tak fatalnie.
Ktoś bardzo gwałtownie otworzył drzwi, a ja złajałem się w myślach za to, że znowu zapomniałem ich zamknąć. Przez sekundę przeżywałem panikę, że to nie moi przyjaciele, ale Sataniści, ale zaraz potem usłyszałem bardzo zdecydowany i znany krzyk.
- ALEX!
Dan z prędkością światła wparował do salonu i zapalił światło. Natychmiast mnie oślepiło, więc zakryłem oczy, mrugając szybko powiekami. Mój chłopak wydał z siebie całkowicie nieuzasadniony dźwięk przypominający westchnienie ulgi albo orgazm, zależy jak na to spojrzeć. Gdy pozostali wbiegli do salonu, poczułem się nagle jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Oto było ciemno i pusto, teraz zaś wkoło mnie były osoby, którym choć trochę na mnie zależało. Było jasno i głośno i tak przyjemnie, jak tylko się da.
To znaczy nie było głośno, bo Ellie, Dan i Chris po prostu stali na środku salonu i patrzyli na mnie w milczeniu. Gdy wzrok przyzwyczaił mi się do światła, odwzajemniłem ich spojrzenia i zrozumiałem, jak wściekli musieli być. Dan wyglądał tak, jakby naprawdę planował mnie uderzyć.
- DLACZEGO NIE ZAPALIŁEŚ ŚWIATŁA?! - wrzasnął bez powodu.
- Bo... - zacząłem wyjaśnienia, ale Ellie weszła mi w słowo.
- No to sobie porozmawiamy - powiedziała stalowo. Westchnąłem z niepokojem, ale nic nie powiedziałem.
- Usiądź, Alex - powiedział w miarę spokojnie Chris, wskazując na kanapę. Przyjrzałem mu się uważniej i zauważyłem mocno zaciśnięte wargi, które zdradzały, że i on jest zdenerwowany. Świetnie. Posłuchałem go i opadłem na kanapę bezradnie, przyciągając kolana do piersi.
- Zanim zaczniemy całą dyskusję, chciałbym zadać jedno pytanie - uniosłem palec do góry, jakbym zgłaszał się do odpowiedzi.
- Ty na razie nie masz prawda głosu - warknął Dan. Zamilkłem i spojrzałem na niego ze skruchą.
- Bardzo was przepra... - zacząłem, ale znowu mi przerwano.
- Czy ty masz pojęcie, co się właśnie stało?! - krzyknęła Ellie. O nie. Ona nigdy na mnie nie krzyczała.
- Czy Vialle żyje? - spytałem nieśmiało.
- Co cię to obchodzi?! - krzyknął Dan.
- Ta osoba dla ciebie nie istnieje - powiedział Chris zadziwiająco spokojnym głosem. - Proszę wszystkich o spokój i zaprzestanie krzyków. Tak niczego nie osiągniemy. Usiądziemy teraz i porozmawiamy szczerze o tym, co się wydarzyło. Biada temu, kto spróbuje się awanturować.
Spojrzał przy tym znacząco na Dana. Ellie i Dan popatrzyli po sobie i posłusznie usiedli w fotelach naprzeciwko kanapy. Chris usiadł obok mnie, odwracając się twarzą do mnie. Czułem się jak na przesłuchaniu, a nerwy zaczynały mnie ogarniać do tego stopnia, że zaczynało mi być zimno.
- Alex, dowiedzieliśmy się o tym, co zaszło między tobą a Vialle - powiedział Chris, a Ellie parsknęła. Chłopak zgromił ją wzrokiem.
- Od kogo? - chciałem wiedzieć.
- Nieistotne - mruknął Dan.
- Bardzo nas to zaniepokoiło - kontynuował dyplomatycznie Chris. - Czy zechcesz nam wyjaśnić, dlaczego narażasz swoje zdrowie dla tej... Dziewczyny.
- Dyplomatycznie - pochwaliła go Ellie.
- Staram się - uśmiechnął się lekko Chris, ale jego uśmiech po chwili zniknął.
- No więc tak - zacząłem, ale ZNOWU mi przerwano.
- Przysięgnij na swoją mamę, że powiesz całą prawdę - zażądał Dan. Ellie zgromiła go wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
- Przysięgam - westchnąłem z rezygnacją. I tak zamierzałem powiedzieć prawdę.
- Mów więc - Chris kiwnął nas mnie palcem.
- Nie - pokręciłem głową stanowczo. - Najpierw zapewnijcie mnie, że Vialle żyje.
- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia - rzucił Dan.
- Żyje czy nie? - ponagliłem ich.
- Nic jej nie jest - powiedziała Ellie z wyraźnym rozczarowaniem. Odetchnąłem z ulgą.
- W porządku - powiedziałem cicho i podjąłem opowieść. - Jak wiecie, pomiędzy mną i Ellie, a... Mam nie wymawiać jej imienia?
- Na razie możesz - Chris machnął ręką.
- Pomiędzy mną i Ellie, a Vialle, doszło jakiś czas temu do konfliktu. Vialle powiedziała kilka niemiłych rzeczy, których tak naprawdę nie miała na myśli...
- Kilka - prychnął Dan.
- Nie miała na myśli - prychnęła w tym samym czasie Ellie.
- Nie miała tego na myśli - powiedziałem nieugięcie. - Pokłóciliśmy się, ale przecież... Mała kłótnia nie sprawia, że długoletni przyjaciele przestają się lubić, prawda? Ja i Vialle pogodziliśmy się i naszym celem było sprawienie, żeby i Ellie jej wybaczyła. Żebyśmy znów mogli tworzyć paczkę przyjaciół, tym razem też z Danem i Chrisem. Przecież wszyscy byśmy tego chcieli, czyż nie?
- Nie - powiedzieli wszyscy troje jednocześnie. Przewróciłem oczami.
- Vialle wybaczyła mi moje zachowanie, ale wyznaczyła mi zadanie, dzięki któremu mogłem odkupić swoje winy wobec niej - powiedziałem z dumą.
- Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok - oznajmił Dan.
- TY. ODKUPIĆ. WOBEC. NIEJ. CO? - wycedziła Ellie.
- Ja i Vialle doszliśmy wspólnie do wniosku, że owszem, to ona powiedziała kilka niemiłych rzeczy, ale to ja byłem winny całej kłótni i naszego oddalenia. Spójrzcie na całą sprawę. Vialle odkryła w sobie moc i została z tym sama. Nikt z nas, jej przyjaciół, nie pomógł jej przez to przejść. Zostawiliśmy ją. Ja ją zostawiłem. Czułem się strasznie winny i słusznie, Vialle też była na mnie zła. Ale zgodziła się mi wybaczyć i zapomnieć o całej sprawie, jeśli tylko zadośćuczynię jej te wszystkie chwile samotności i zagubienia. Zgodziłem się na to chętnie, bo zadania, które mi wyznaczyła, nie były trudne do spełnienia i nie wymagały ode mnie żadnych wyrzeczeń. Po pierwsze miałem oddawać jej swoje śniadanie, ponieważ nie jest w dobrych relacjach z ciocią i biedaczka chodzi głodna. Po drugie miałem jej dawać codziennie dziesięć dolarów na lunch, żeby mogła zjeść przynajmniej jeden ciepły posiłek w ciągu dnia. Przecież widzicie, jaka jest chuda. Widać, że nie dostaje w domu prawdziwych posiłków. Zgodziłem się na te warunki z ochotą. Vialle zauważyła, że odkąd chodzę z Danem, nieco przytyłem i jeszcze trochę, a będę gruby. To sprawiło, że jeszcze lepiej oddawało mi się jej śniadanie. Uważam, że miała rację. Przy niej naprawdę wyglądam grubo. No i oprócz tych dwóch warunków, Vialle poprosiła mnie, żebym znalazł jej chłopaka. Dostałem na to tydzień, stąd moja przyjaźń z Oliverem. Poznałem go w Sekcie, wydawał się miły i uznałem, że jest to odpowiedni chłopak dla Vialle. Postanowiłem ich zeswatać. Rozmawiałem z Oliverem i przekonywałem go do Vialle. Ostatniej soboty zaaranżowałem im randkę w kinie pod pretekstem spotkania ze mną. Gdy przyszli, okazało się... Zrozumcie, byłem na sto procent pewny, że Oliver jest zakochany w Vialle. To, co teraz powiem, wyda wam się nieprawdziwe, ale przysięgam, że tak było. Sam nie mogę w to uwierzyć, ale Oliver okazał się być gejem i to na dodatek zakochanym we mnie! Oczywiście do niczego między nami nie doszło, wyjaśniłem mu z zażenowaniem, że mam chłopaka i w ogóle, więc skończyło się na niczym. Vialle znów się na mnie obraziła i miała powód. W końcu sprawiłem, że zakochała się w geju. Jestem potwornym przyjacielem, wiem. No i tak dochodzimy do chwili obecnej. Posłuchajcie, strasznie was przepraszam. Musiałem dotrzymać tajemnicy, bo wiedziałem, jak zareagujecie. Przepraszam. Nigdy więcej tak was nie okłamię. Jeśli mnie znienawidzicie, zrozumiem to.
Po mojej długiej wypowiedzi, podczas której jak najogólniej streściłem ostatnie wydarzenia, zapadła całkowita cisza. Moi przyjaciele mieli oblicza jakby wykute z marmuru. Nic nie mogłem z tego odczytać. Zacisnąłem wargi i czekałem na wyrok.
Po upływie minuty nie wytrzymałem.
- Powiecie coś? - poprosiłem.
- Ja ją zamorduję - oznajmił Dan, wstając. Chris zerwał się na nogi w tym samym momencie, blokując Danowi drzwi. Patrzyłem na to z oniemieniem. Mój chłopak podszedł całkowicie nieprzytomnie do Chrisa, starając się go staranować. Wyglądał śmiertelnie poważnie. Przełknąłem ślinę.
- Opanuj się, myśl o konsekwencjach - szepnął do niego Chris.
- Zamorduję ją - powiedział Dan spokojnie, pchając Chrisa do tyłu. Bogu dzięki chłopak wytrzymał po jego naporem i go nie przepuścił.
- Ellie, musimy go powstrzymać - szepnąłem z przerażeniem i szarpnąłem przyjaciółkę za ramię.
- Po co? - Ellie wzruszyła ramionami. Głos miała wyzuty z wszelkich emocji. Załamałem się.
- Jak to po co? - jęknąłem.
Tym czasem Dan coraz agresywniej ścierał się z Chrisem. Mój umysł wypełnił obraz Dana jako mordercy i Vialle jako ofiary. Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do chłopaków. Wykorzystałem chwilę, w której ich ciała się nie dotykały i wślizgnąłem się w lukę pomiędzy nimi. Dan wcale mnie nie zauważył i naparł na mnie tak, jakbym był Chrisem. Poleciałem do tyłu na faktycznego Chrisa, który, Bogu dzięki, wytrzymał napór dwóch ciał. Znalazłem się między nimi dwoma, nie wiedząc, czy przeżyję te starcie.
- Dan, przestań - powiedziałem z mocą, gdy mój chłopak próbował popchnąć mnie tak, żeby zrobić sobie przejście w drzwiach.
- Dan, spójrz co robisz - jęknął Chris za moimi plecami. Czułem, że nie wytrzymuje tak dużego naporu. Co się stanie, jeśli puści? Czy Dan naprawdę jest w stanie kogoś zamordować? Ta myśl napełniła mnie taką paniką, że począłem się szarpać między dwoma wielkimi ciałami. Nie żeby to odnosiło jakikolwiek skutek. Dan był całkowicie zaślepiony swoją żądzą mordu.
Nagle jedno z ciał puściło i przeraziłem się, że to Chris. Poleciałem jednak do przodu, nie do tyłu, co znaczyło, że to jednak Dan puścił. Zachwiałem się i przewróciłem na podłogę, ciągnąc grawitacyjnie za sobą Chrisa. Obaj upadliśmy na podłogę z głuchym łoskotem. Cóż, dziwnie mieć Chrisa na sobie. Bardzo niezręcznie.
Chłopak nie sturlał się ze mnie od razu, bo, jak zauważyłem, był wyczerpany po siłowaniu się z Danem. Próbował złapać oddech i podnieść się, co nie do końca mu wychodziło. Wyobraziłem sobie wysiłek związany z powstrzymywaniem Dana i natychmiast zrozumiałem zmęczenia Chrisa. Nie zrobiłem żadnego ruchu i pozwoliłem mu pozbierać siły by wstać. Podniosłem jedynie głowę, żeby obserwować co się zadziało.
Ellie stała obok Dana, trzymając go mocno za ramiona i coś mu tłumacząc. Czyżby to ona go powstrzymała? Stłumiłem gwałtowny uśmiech, który cisnął mi się na usta.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz