Rozdział 50 Basen i lód

28 1 0
                                    

Pov Alex
Co. Ja. Zrobiłem.
Co. Ja. Zrobiłem.
Co. Ja. Zrobiłem.
Czas jakby zwolnił. Basen pokrył się lodową powłoką. Przypominał teraz lodowisko, pod którym unosiła się postać chłopaka z jasnymi włosami. Okalały go one niczym złota, pływająca aureola. Nie zrozumiałem co się stało. Przez kilka chwil stałem, zamrożony przez czas, patrząc się na to, co zrobiłem. Moje obie pięści pokrywał szron.
Do cholery, byłem Elsą.
Słyszałem krzyki uczniów, którzy pokazywali sobie Nate’a pod lodem i otwierali oczy z przerażenia. Jakaś dziewczyna wpadła w histerię. Ktoś zaczął uderzać lód pięściami, ale ten pozostał nieugięty, niczym moja złość. Nazwał mnie pedałem. Wiedział o mnie. Vialle mu powiedziała.
Moja złość w jednej chwili zmieniła się w poczucie winy i przerażenie. Boże, Boże, Boże. Jak to cofnąć? Ruszyłem do przodu, przepychając się przez tłum, który już zdążył się zebrać. Prawie nie oddychałem. Byłem w jakimś transie, musiałem dostać się do Nate’a. On tam zaraz umrze! Zaraz stanę się mordercą! Cudem powstrzymałem panikę i łzy, które cisnęły mi się do oczu. Zmusiłem się do jakiegoś działania, choć byłem już chory ze zdenerwowania. Wrzaski uczniów w niczym mi nie pomagały. Szedłem jak zombie, dopóki nie dotarłem do grubej tafli lodu. Chryste, co ja zrobiłem?! Nate uderzał panicznie lód pięściami, ale ten nie ustępował. Nawet nie zrobiła się rysa. Chłopak wyglądał na przerażonego, spanikowanego…
- Niech ktoś pójdzie po łom! – zwołał jakiś chłopak.
Niektórzy przyklęknęli i uderzali butami o lód, chcąc jakimś cudem go skruszyć. Wiedziałem, że to na nic. Czułem jego potęgę. Stanąłem tuż przy brzegu, następnie pochyliłem się niebezpiecznie do przodu. Gdyby basen nie był zamrożony, już bym wpadł. Teraz jedynie stałem na lodzie, który nie skruszył się nawet pod moim ciężarem. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że pęknie, gdy na niego wejdę. To był mój jedyny pomysł na ratunek dla Nate’a.

Przyklęknąłem na lodzie, przykładając do niego rękę. Nie wydawał mi się zimny, jedynie twardy i nieustępliwy. Skupiłem się, badając jego konsystencję, starałem się traktować go jako osobny, żywy byt. Zmrużyłem oczy, próbując wyłączyć się na dźwięki wkoło.
- Alex, wracaj tu! – zobaczyłem Ellie, która patrzyła na mnie z paniką. Pewnie bała się, że lód pęknie, a ja wpadnę do wody. Nie umiałem pływać. Ale to nie było teraz ważne. Uniosłem dłoń, by pokazać jej, że mam wszystko pod kontrolą. Nie stałem nawet na środku. Z paniką uświadomiłem sobie, że Nate powoli przestaje walczyć. Jezu.
- Co robi ten pedał? – usłyszałem kogoś z tłumu.
- Co powiedziałeś? – spytał znajomy głos. Chris? Czyżby nawet Chris stawał w mojej obronie? To nie było teraz ważne. Właśnie mordowałem Nate’a i musiałem to przerwać. Choćbym musiał rozłupać ten lód własnymi rękami.
Cóż, to zawsze jakiś pomysł. Zacząłem walić pięściami w warstwę lodu, czym niestety skupiłem na sobie uwagę większości.
- Co on robi?! – usłyszałem Dana, który zapewne uważał mnie teraz za psychopatę.
Próbowałem użyć całej mojej siły. Skóra na palcach zdążyła mi popękać, a rany krwawić i piec, ale lód nie ustąpił. Wtedy usłyszałem głos, który wzbił się ponad wszystkie inne.
- Przesuńcie się, dzieciaki – Fire?
Uniosłem oczy i zobaczyłem rozstępujący się tłum, aby dać przejście nauczycielowi.
- Oj, ten lód miał być pięć minut później! – Fire rozłożył ręce z irytacją, jakby uczeń właśnie nie topił się pod wodą – I nikogo miało pod nim nie być. Cholera, do kogo ja mówię? Lód miał być atrakcją, nie trumną. Zabiję tą Gillyflower. Wyraźnie jej powiedziałem, że ma dać lód za pięć minut! A ten po co tam wlazł?
Nauczyciel wskazał ręką Nate’a. Wszyscy patrzyli na scenę z oniemieniem.
- No co? – Fire wzruszył ramionami – Co on tam właściwie robi? Normalnie też lubi tak pływać bez ruchu, czy się topi? Z waszych min wnioskuję, że to drugie. Ach, po co ja zgodziłem się na ten lód? Wiedziałem, że Gillyflower coś knuje.
Czy Fire mnie krył? Przecież to byłem ja, nie było żadnego planu lodu. Wiedziałem, że jestem za to odpowiedzialny. Dlaczego więc nauczyciel mnie krył? Wiedział, czy może próbował to sobie racjonalnie wytłumaczyć?
- Dziecko, zejdź mi z tego lodu, bo inaczej nie uwolnię tego topiącego się półgłówka – Fire machnął na mnie ręką, ale w jego oczach widziałem ponaglenie. Kiwnąłem głową.
Lód pode mną zaczął się topić.
Jak?
Fire nic nie zrobił. Nie użył ognia, a jednak wiedziałem jakimś cudem, że to on topi lód. Skoro ja miałem jakąś dziwną moc lodu, czy on miał moc… Ognia?
- Złaź szybko, zanim się stopi. Kliknąłem już przycisk, który cofa lód – wyjaśnił Fire, ale ja nie wierzyłem, że istnieje jakiś przycisk. Znieruchomiałem, patrząc na nauczyciela – Zejdź, Alex.
- Och, do cholery – mruknął Dan, który stał na samym brzegu basenu. Zrobił niepewny krok na lód i chwycił mnie za ramiona, zestawiając na bezpieczny brzeg. Nie mogłem oderwać wzroku od nauczyciela. Fire też na mnie patrzył. Wyglądał na lekko… Zaniepokojonego? Zdekoncentrowanego? Zmarszczył brwi i powrócił do patrzenia na lód, który stapiał się błyskawicznie.
- Jak pan to zrobił? – spytała piskliwie jakaś dziewczyna.
- Mówiłem już, kliknąłem przycisk cofający lód. To miała być atrakcja wieczoru, rozumiecie? – mówił pan Fire – Tylko Gillyflower pomyliła godziny i nie zdążyłem was o tym poinformować, a ten idiota wlazł do basenu.
- To Ellie Johnson go wepchnęła – zauważył jakiś chłopak.
- Tak? – Fire się uśmiechnął – Dziewczyna ma większe jaja niż większość chłopaków w tej sali.
- Zaraz wepchnę ciebie, Archie – syknęła moja przyjaciółka do tego chłopaka, który na nią naskarżył – Tylko ciebie nikt nie będzie wyciągał.
- Alex? – spytał cicho Dan tuż przy moim uchu. Słyszałem go trochę jakby z daleka. Nie mogłem oderwać wzroku od Nate’a i Fire’a który właśnie wyciągał bezwładnego chłopaka z wody. Wszyscy wstrzymali oddechy, ale chyba ja najbardziej. Nie oddychałem już od jakiejś chwili i moje płuca błagały o tlen. Zrobiłem drżący wdech i złapałem się peleryny Dana, żeby nie upaść. Zaraz okaże się, czy zabiłem Nate’a…
- Chodź stąd – zaproponował Dan, podtrzymując mnie jakby wiedział, co dzieje się wewnątrz mnie.
- Czy on nie żyje? – spytałem płaczliwie, choć wiedziałem, że Dan nie zna odpowiedzi na to pytanie.
- Nie wiem – odparł Dan bez cienia strachu w głosie – Wydaje mi się, że żyje. Chodźmy stąd.
- Zabiłem go! – westchnąłem z przerażeniem, czepiając się Dana, jakby mógł on cofnąć czas.
- Nie zabiłeś – powiedział Dan stanowczo, oplatając mnie ramionami – To nie twoja wina. Słyszysz? Nic nie zrobiłeś.
Och, gdyby tylko wiedział, że byłem potworem…
- Zrób coś – poprosiłem go, pozwalając mu trzymać mnie w żelaznym uścisku – Zmartwychwstań go!
- Chyba nie ma takiego słowa – uśmiechnął się Dan ponuro – Dobrze się czujesz? Nie patrz tam.
Ale ja musiałem patrzeć. Musiałem patrzeć jak Fire układa Nate’a na płytkach basenu i stara się przywrócić mu przytomność. I oddech. Pochylał się nad chłopakiem, robiąc mu sztuczne oddychanie. Niemal wszystkie dziewczyny płakały, natomiast chłopcy zaciskali nerwowo pięści. Moja przyjaciółka stała obok mnie i zerkała raz na Nate’a, raz na mnie, jakby coś podejrzewała. Nie oddawałem jej spojrzenia, ponieważ musiałem obserwować akcję ratunkową.
- Alex, spójrz na mnie – poprosił Dan, ale oczywiście nie byłem w stanie tego zrobić. Chłopak ujął mnie pod brodę i siłą zmusił do spojrzenia sobie w oczy – To nie twoja wina. Nie musisz czuć się winny.
- Nie rozumiesz – pokręciłem głową, nie odrywając od niego oczu – To jest moja wina. Ellie nie popchnęłaby go, gdyby nie ja.
Nie mogłem powiedzieć mu prawdy, a jednak musiałem wyjaśnić poczucie winy, które na pewno zobaczył w moich oczach.
- To nie jest wina ani Ellie, ani twoja – powtórzył Dan – To niczyja wina. A z resztą, nic mu nie jest.
Dan wskazał na Fire’a, który pomagał Nate’owi wstać. Chłopak był przerażony i kasłał, ale żył. Stała przy nim Vialle, która narzuciła mu na ramiona koc. Oblegał ich tłum uczniów, którzy chcieli Nate’a uściskać i powiedzieć mu, jak bardzo cieszą się z jego powrotu do życia. Fire starał się ich wszystkich odsunąć i zrobić przejście, by mogli wyjść z imprezy.
Nie czułem w życiu takiej ulgi. Niemalże się przewróciłem, co nie uszło uwadze Dana, który patrzył na mnie z niepokojem.
- Myślę, że powinniśmy iść do domu – oznajmił, prowadząc mnie do wyjścia i ciągnąc Ellie za sobą.
- Nie – zaprotestowałem, bo chciałem zbliżyć się do Nate’a i upewnić, że jego serce na pewno bije. To by wyglądało dziwnie, ale co tam…
- Zraniłeś się w ręce – powiedział Dan cicho, ujmując moje dłonie w swoje – Nie musiałeś tam wchodzić. Na ten lód.
- To prawda – szepnęła Ellie, która stała teraz obok mnie. Wyrwałem się Danowi i stanąłem w pewnej odległości od przyjaciół.
- Muszę sprawdzić, czy on żyje – powiedziałem, nie przejmując się jak głupio brzmię.
- Żyje – zapewnił Chris, zachodząc mnie od tyłu. Wyglądało to tak, jakby okrążyli mnie, bym nie uciekł. Zmierzyłem ich wzrokiem, wszystkich troje.
- Nie musicie mnie niańczyć – powiedziałem, starając się brzmieć przekonująco.
- Nie będziesz szedł do Nate’a – wygłosił Dan, zbliżając się do mnie. Ellie zrobiła to samo. Okrążyli mnie, jakbym był niespokojnym zwierzęciem, które trzeba oswoić.
- Po prostu upewnię się, że on żyje – powiedziałem szybko – Chcę dotknąć go i zobaczyć, czy bije mu serce.
Gdy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że brzmię jak idiota i szaleniec. Spuściłem wzrok. Byłem na przegranej pozycji.
- No tego to na pewno nie zrobisz – mruknął Dan biorąc mnie za ramię i prowadząc do drzwi, jakbym był niegrzecznym dzieckiem. Ellie i Chris podążyli za nami.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz