Rozdział 29 Nowy początek

60 3 1
                                    

Obudziłam się, gdy światło słoneczne powoli przesączało się przez firanki. Przeżyłam moment paniki, gdy nie rozpoznałam pokoju, w którym się znajdowałam. Gdy przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniego dnia, natychmiast usiadłam. Miałam na sobie wczorajsze ubrania. Wszystkie informacje napływały mi warstwami do mózgu. Dziś, przy świetle dnia, nie mogłam uwierzyć w opowieść pana Fire’a. Po prostu nie byłam w stanie. To brzmiało zbyt fantastycznie, zbyt filmowo. Nie mogła być to prawda. Takie rzeczy nie przytrafiają się normalnym ludziom. Fire i Noah musieli ze mnie zażartować. Pewnie zrobili to, ponieważ podsłuchałam ich rozmowę. Postanowili mnie ukarać i tyle. To nie tłumaczyło mojej dziwnej mocy, ale być może byłam po prostu chora psychicznie. I tak bywa. Przestraszyłam się, że jednak mnie porwali i nigdy nie wrócę do domu. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Jaka jest szansa na to, że to nadal ten klub? Zerwałam się i podbiegłam do okna. Z ulgą rozpoznałam ulicę przed klubem. Więc mieli na tyle przyzwoitości, żeby nie robić mi krzywdy. Pokój, w którym spałam był mały i przytulny. Nad drzwiami też wisiał krzyżyk, obok niego zaś portret anioła stróża. Ha! Miałabym uwierzyć, że jestem córką anioła? Że anioły istnieją? I ta cała sprawa z Bogiem. Nigdy nie byłam wierząca. Fire musiał mieć wczoraj niezły ubaw, gdy zmyślał sobie wydarzenia a ja słuchałam jak zaczarowana. I wierzyłam. Tłumaczyłam swoją głupią postawę emocjami i zmęczeniem. Zdecydowałam, że muszę jak najszybciej wracać do domu.

Właśnie, dom!
Przenocowałam w obcym miejscu i nikogo o tym nie powiadomiłam!
Nikt nie wiedział, gdzie byłam. Nie szukali by mnie tu, gdyby faktycznie mnie porwano. Boże, jaka ja byłam nieodpowiedzialna. Adam pewnie się martwił i odchodził od zmysłów. Może nawet Moira poszła na policję. Ellie, Dan i Alex nadal mogli siedzieć w szpitalu i zastanawiać się, co się ze mną stało.
Chwyciłam za telefon, który prawie mi się rozładował. Od wczoraj nie dałam znaku życia, nawet o tym nie pomyślałam. Czułam wielkie wyrzuty sumienia. Byłam potworną osobą, jak mogłam trzymać bliskich w takiej niepewności? Powinnam była wczoraj wrócić prosto do domu, zamiast słuchać bajeczek nauczyciela od historii.
Spojrzałam na wyświetlacz. Miałam dwadzieścia cztery nieodebrane połączenia od Adama, trzy od Moiry i zero od przyjaciół. Poczułam iskrę smutku, ale tłumaczyłam to tak, że nie mieli głowy by o tym myśleć. W końcu Chris został poważnie ranny.
Za to czekała mnie zapewne poważna kłótnia z Adamem. Wybrałam jego numer. Odebrał już po pierwszym sygnale.
- Vialle?! – krzyknął do słuchawki tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha – To ty?!
- Tak – odpowiedziałam, czując jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- NIC CI NIE JEST?! GDZIE JESTEŚ?! CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE?! – wyrzucał z siebie pytania niczym karabin maszynowy. Dawno nie słyszałam w jego głosie takiego zmartwienia.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Wczoraj poszłam do koleżanki i zasnęłam. Nie chciała mnie budzić, obudziłam się rano i uzmysłowiłam sobie, w jakiej postawiłam cię sytuacji – skłamałam, nie wiedząc, jak miałabym powiedzieć prawdę.
- Chryste, Vialle! – Adam mówił to z ulgą, ale jednocześnie ze złością – Całą noc szukałem cię po ulicach! Nie wróciłaś do domu po lockdownie. Dowiedziałem się, że Chris został ranny, pojechałem do szpitala, ale cię nie było! Alex powiedział, że poszłaś do domu!
- Zatrzymałam się u koleżanki, wyluzuj. Chciałyśmy obgadać ten atak.
- Prawie umarłem przez ciebie – Adam był sfrustrowany – A ty sobie obgadywałaś atak?! Myślałem, że nie żyjesz!
- Żyję i nic mi nie jest. Powiadom ciotkę Moirę.
- Nawet ona chciała już iść na policję. Vialle, jesteś nieodpowiedzialna! Masz szlaban! – krzyknął Adam ze złością.
- Nie możesz mi dać szlabanu… - zaczęłam z irytacją.
- Moira może i to zrobi. Jesteś uziemiona. Zapomnij o spotkaniach ze znajomymi. I o chłopakach. Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz z tą koleżanką. Jeśli dowiem się, że uprawiałaś gdzieś seks z Nate’m…
- Boże, przestań! – teraz i ja się zezłościłam – Jesteś okropny! Przykro mi, że cię zmartwiłam…
- Martwienie się to eufemizm przy tym, co przeżywałem CAŁĄ NOC!
- Przepraszam! Jadę już do domu!
- Jeśli jeszcze raz nie odbierzesz, idę cię szukać – rzucił Adam – Bądź pod telefonem, będę dzwonił co piętnaście minut.
- Jesteś niemożliwy – rozłączyłam się.
Ruszyłam prosto do drzwi. Na szczęście nie były zamknięte. Zamierzałam jak najszybciej dostać się do domu. W korytarzu nie ujrzałam żadnych dźwięków, panowała martwa cisza. Było to trochę dziwne, ale tym razem nie miałam zamiaru się w to mieszać.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz