Rozdział 9 Stara rana

55 4 0
                                    

Pov Alex
Dan trzymał mnie mocno, ale mimo to chciałem mu się wyrwać. Prawdopodobnie bym się przewrócił i leżał, jak ten debil, pod nogami tańczących. Ludzie myśleliby, że przedawkowałem dragi.
Ale i tak chciałem, by mnie puścił. Dla niego pewnie to było nic, dla mnie znaczyło za wiele. Przyjemne dreszcze rozchodziły się po moim ciele tam, gdzie czułem jego ramię. Był silny, pewnie silniejszy niż ja. Źle się czułem i nie chciałem, żeby był świadkiem tego, jaki jestem żałosny.
- Puść mnie - syknąłem i uświadomiłem sobie, że jego wargi są tuż nad moim uchem. Jak bardzo blisko siebie staliśmy?
- Nie - powiedział Dan i pociągnął mnie w stronę... Nie wiem. Straciłem orientację. Kręciło mi się w głowie, jakbym naprawdę się naćpał. Jeszcze trochę i zwymiotuję wprost na niego. Na pewnym odcinku prawie mnie niósł, czego prawie nie zauważyłem.
Czułem się jak idiota. Bardzo, bardzo zawstydzony idiota.
Znaleźliśmy się w ogrodzie, nie mam pojęcia jak i kiedy. Chłodne powietrze było bardzo orzeźwiające. Ogród, dzięki Bogu, był pusty, więc nikt nie będzie świadkiem tego, jakim słabym i żałosnym człowiekiem jestem.
Poza Danem, oczywiście.
Gdy mnie puścił, rzuciłem się do kosza na śmieci i zwymiotowałem chyba wszystko to, co zjadłem dzisiejszego dnia. Nienawidzę tego wszystkiego - wymiotowania i zapachu, jaki następuje po tym. Usiadłem przy koszu i czułem wstyd, który palił mi policzki. Chciałbym raczej zapaść się pod ziemię, niż siedzieć tutaj, obok Dana, który usiadł naprzeciwko mnie.
- Co ci jest? - zapytał, pochylając się w moim kierunku.
- Nic - odpowiedziałem szybko, trochę za szybko, by mogło być to naturalne. Doceniałem, że poszedł tutaj za mną, zamiast zajmować się Chrisem, ale... Ale dla niego to wszystko nic nie znaczyło, dla mnie znaczyło za dużo.
- To nie jest nic, Alex - nie łyknął mojego kłamstwa, ale czego ja się spodziewałem?
- Po prostu jestem... - nie wiem co mu powiedzieć. Żałosny? Słaby? - Nie lubię krwi. Tyle.
- To nic złego - powiedział tak, jakby naprawdę to nie było nic złego. Jest w tym jakiś spokój, którego nie rozumiem.
- Możesz wrócić do swojego kolegi - nie wiem dlaczego to powiedziałem.
- Wolę zostać tutaj - powiedział tak, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię jeszcze bardziej - Z tobą.
- Fajnie - odparłem, ponieważ mój mózg wcale nie pracował w tej chwili. Zrobiło mi się zimno, ponieważ między rozgrzanym domem a zimnym ogrodem był wielki kontrast. Siedzieliśmy w milczeniu, co było dla mnie krępujące. Postanowiłem, że muszę przerwać tę ciszę. Zwykle wówczas gadam, co mi ślina na język przyniesie.
- Nie lubię krwi, ponieważ moja mama umarła i leżała w kałuży krwi - powiedziałem szybko i zaraz tego pożałowałem. Nie było już jednak odwrotu - Wybiła głową przednią szybę a odłamki szkła przebiły jej płuca i śledzionę. Nie było mnie przy tym, ale znalazłem zdjęcia. Wiesz, takie, jak robi policja przy dokumentacji. Byłem dzieckiem, więc zapamiętałem wszystko z detalami.
- To... - Dan patrzył na mnie z uwagą - Powinienem powiedzieć coś na kształt „przykro mi", ale pewnie słyszałeś to już wiele razy. Byłeś z nią bardzo blisko? Z mamą?
- Tak - powiedziałem i przypomniałem sobie moją mamę, która nazywała mnie swoim słoneczkiem. Moją mamę, z którą oglądałem filmy do pierwszej w nocy, zawinięty w koc i przytulony do jej piersi. Tak, byliśmy blisko. Bardzo. Od jej śmierci nie miałem nikogo tak bliskiego. Przyjaciele są ważni, ale rodzina to coś więcej. Ojciec... On nie potrafił mnie już kochać. Pracował w wojsku i nasz dom stał pod znakiem dyscypliny. Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha.
- A twój tata? - zapytał mnie Dan, wyrywając z rozmyślań. Ilekroć przypominałem sobie mamę, nie potrafiłem utrzymać się w całości. Rozsypywałem się na kawałki, których nie umiałem poskładać.
- Mój tata wolałby mieć syna takiego, jak Chris. Kogoś, kto mógłby zostać żołnierzem, jak on sam. Ja jestem rozczarowaniem.
Wówczas Dan przytulił mnie tak gwałtownie, że nie byłem w stanie nawet o tym pomyśleć. Uświadomiłem sobie, że płaczę, jak dzieciak w jego koszulę. Nie miałem siły, by się wstydzić. I tak widział już dużo. Puściłem wszystkie zapory i wyrzuciłem każdą barykadę. Płakałem, a on mnie przytulał i gładził po włosach. Jego ramiona zdawały się oplatać mnie z każdej strony, bym niczego się nie bał.
- Nie jesteś rozczarowaniem - powiedział Dan - Nie dla mnie.
Gdy tak siedzieliśmy, spleceni w uścisku, nic nie miało dla mnie znaczenia. Pozwoliłem, by wyobraźnia płatała mi figle i doszukiwała się dwuznaczności w zachowaniu Dana.
W tej chwili wszystko było idealnie. Nie chciałem się zastanawiać co to będzie oznaczało dla nas później.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz