Rozdział 23 Ostatnie słowa

48 2 0
                                    

Byłam wręcz przerażona tym, że nie wiedzialam co się działo. Do tego zostałam odizolowana od przyjaciół. Cieszyłam się, że nie zostali pozostawieni sami sobie. Alex siedział obok Dana, a Ellie obok Chrisa. Oboje próbowali ukryć swój strach. Raczej z negatywnym skutkiem. Nie dziwiłam im się. Wszyscy byliśmy w takim stanie i nie widzieliśmy co nas czekało. Siedziałam obok Nicole, która tak się trzęsła i panikowała, że musiałam w końcu ją przytulić. Zaczęłam szeptać jej jakieś słowa pocieszenia, w które sama za bardzo nie wierzyłam. Popatrywałam co chwila na drzwi, obawiając się, że ktoś zaraz wejdzie. Na szczęście przez długi czas nic się nie działo. Zaczęłam zastanawiać sie nad wczorajszymi wydarzeniami. To jak powiedziałam moim przyjaciołom te okropne rzeczy. Wiedziałam, że nie do końca mi wybaczyli. Ja na ich miejscu też bym tak łatwo tego nie zrobiła. Powiedziałam rzeczy, których nie chciałam mówić, ale to było żadne wytłumaczenie. Gdybym wtedy nie była tak zdenerwowana, albo gdybym nie przyszła na to spotkanie. Dałam się ponieść emocjom. Mój błąd, którego wolałabym więcej nie powtórzyć.

Nagle dało się słyszeć kroki na korytarzu, które po chwili ustały tuż przy drzwiach sali, w której się znajdowaliśmy. Miałam wrażenie, że nikt nie oddychał. Każdy próbował być najciszej, jak tylko mógł. Po czym krzesła i ławki poleciały z impetem, a drzwi łupnęły o ścianę. Wszyscy zaczęli panikować. Ellie kurczowo trzymała ramię Chrisa i prawie na nim kucała. Alex i Dan także przysunęli się bliżej siebie. Nicole jeszcze bardziej wtuliła się we mnie, prawie mnie dusząc. Spojrzałam w stronę, gdzie powinna kucać pani Gillyflower, ale nie było po niej śladu. Przecież.... Była przez cały czas w sali i nagle zniknęła. Mój umysł znowu płatał mi figle. Nie mogło mi się to przewidzieć. To zdanie powtarzałam sobie już tak często, że miałam go serdecznie dosyć.

Do środka weszło trzech, ubranych zupełnie na czarno, chłopaków. Każdy miał pas, w którym mieli pistolet. Ten widok przeraził mnie bardziej niż wszystko inne. Wyglądali zupełnie jak terroryści, jednak moja podświadomość mówiła mi, że wcale nimi nie byli. Przez zasłonięte twarze nie można było za bardzo określić ile mieli lat, ale wydawało mi się, że byli w naszym wieku. Tylko było w nich coś innego i niebezpiecznego. Nie umiałam określić, co to takiego. Po wejściu wszyscy trzej spojrzeli w tym samym kierunku. Ich oczy skierowane były na mnie. Moje serce przyśpieszyło dziesięciokrotnie. Nicole oderwała się ode mnie i odsunęła, jak najdalej mogła. Na pewno widziała na kogo patrzyli. Inni zapewne też.
- Vialle- odezwał się jeden z nich.
Jego głos sam jakby wołał, żeby z nim nie zadzierać. Widziałam z jego ust wydobywające się smoliście czarne smugi. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam.
- Poddaj się dobrowolnie, a nic ci nie zrobimy- powiedział ten sam.
Wiedziałam, że to kłamstwo. Po za tym czemu miałam się poddawać. Nie miałam wątpliwości, co do tego, że przyszli do szkoły w konkretnym celu. Pytanie, dlaczego ja? Czyżby wiedzieli o mojej „ mocy" ? Nikomu o tym nie mówiłam, więc skąd. A może byli tacy jak ja? W głowie miałam tyle nurtujących mnie pytań i żadnych odpowiedzi.
- Nie rozumiem- wyjąkałam.
- Oh, z pewnością zrozumiesz, kiedy z nami pójdziesz- powiedział chłopak stojący najbliżej drzwi.
Gorączkowo zastanawiałam się, co miałam zrobić w takiej sytuacji. Bałam się, że któryś wyciągnie pistolet. Tak też się stało.
Napastnik, który odezwał się jako pierwszy powoli wyjął broń. Robił to wolno i z namaszczeniem. Jakby rozkoszował się całą tą paniką wśród uczniów , znajdujących się w sali.
- Nie - usłyszałam swój własny, piskliwy głos.
Mimo materiału zasłaniającego jego twarz, było widać, że się uśmiecha. Wycelował pistolet we mnie. Zaczęłam cała drżeć i głośno oddychać. Byłam całkowicie sparaliżowana.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał.
Cholera, cholera, cholera. Błagałam w myślach o jakąkolwiek pomoc. Gardło miałam ściśnięte i nie mogłam nic powiedzieć. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Pozostało mi tylko patrzeć. Właściwie nawet tego nie chciałam zrobić, więc zamknęłam oczy i czekałam.

Nagle usłyszałam pisk gumowej podeszwy i strzał. Nic nie poczułam. Może już nie żyłam? Może.... Usłyszałam przerażony krzyk Ellie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tych samych trzech chłopaków. Jeden z nich nadal trzymał pistolet, jednak nie był wycelowany we mnie. Podążyłam wzrokiem za kierunkiem, który wyznaczała lufa. Na podłodze leżał Chris.

Naznaczeni: WidzącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz