Pamiętam, że przed ich domem rósł rozłożysty dąb
On był bardzo stary
Rzec można wręcz sędziwy
Lecz zdrowy, mocny i twardy
Niczym wspomnienie z przeszłości
Znak starych dobrych czasówBo on pamiętał wiele ładnych historii
O tym jak było dobrze i miło
Jak dzieci bawiły się w jego koronie
Bez żadnych obaw
A zakochani scyzorykiem nacinali jego koręI tak naprawdę nie wiem kiedy to się zmieniło
Kiedy to wszystko stało się jedynie obrazem
Wyrytym w umyśle starszych
I żywym drewnie
Pod baldachimem liściBył wtedy wrzesień
Dąb jak zawsze pogubił wszystkie liście
I czekał aż przyjdą dzieci
By pomóc mu je odnaleźć
I zabawić figlamiTak się nie stało
Zamiast tego pojawili się dziwni szarzy mężczyźni
O przerażających oczach
I z metalem w dłoniach
A naprzeciw nim wystąpili jego kochani chłopcy
Niemal nie do poznania ze strachem lecz męstwem w oczachI bezsilny dąb patrzył
Jak okrutni przybysze
Zabijają jego wnuków
A każda kula w ich ciele
Paliła go niczym śmierć samaNiebo płakało wtedy jak nigdy dotąd
I wiatr zawodził w jego konarachTo trwało kilka dni
A gdy się już skończyło
Jego chłopcy umarli
Zamienieni na miejsca
Z obcymi szarymi twarzamiDąb usychał z żalu
Widząc co dzień swych rodaków
Gnębionych i poniżanych
Krzywdzone niewinne kobiety
I starców o pustym spojrzeniuLecz przecież nie wszyscy zginęli
A harde ich żywe serca
Wytrzymać nie mogły zniewagi
Duma i szczere oddanie
Pchały wciąż do działaniaI dąb - choć wciąż obolały
I nieco niemrawy z żałości
Zaczął powoli odżywać
Widząc własne swe dzieci
Jak dzielnie walczą z koszmaremBył też ten chłopiec
Który musiał zbyt szybko dorosnąć
Lecz pod tym dębem, jak dawniej
Przesiadywał w koronie
By potem zdać raport co widziTen chłopiec razu pewnego
Ucałował pod jego koroną swą ukochaną
I jak za dawnych czasów
Dowód uczucia w pniu jego wyryli
A aby zawsze pamiętać wzięli po jednym z żołędziBył październik
Nagi dąb zagrzewał swych chłopców do walki
I ostatnich poświęceń
Z głębi własnego serca
I szczerej zupełnie miłościTen chłopiec
Wraz z wieloma innymi
Wystąpił wtedy naprzeciw mężczyznom o szarych twarzach
W szeregu z wieloma innymi
Ostatnim sprzeciwem dając echo rodzimej odwagiWalczyli dzielnie
Choć byli bez szans w obliczu okrutników
Z którymi musieli się zmierzyć
I tak - jeden po drugim przestawali oddychać
Przybici żelazem do drzewaTej nocy dąb umarł
Jego zbolałe serce
Nie przeżyło śmierci chłopców
Których sam przecież wychował
I byli dla niego najdrożsi
Pod całym złowrogim niebemI już długo po wojnie
Gdy nastały spokojniejsze czasy
Pełna rozpaczy dziewczyna
Zasadziła dąb nowy
Na grobie dawnego kochanka
CZYTASZ
Wiersze, wierszydła i inne splątane myśli
PoetryWszystko i nic. Plątanina wierszy we wszystkich formatach i różnej jakości. Śmietnik do którego wyrzucam niektóre skrawki umysłu. Po zdatną do czytania poezję zapraszam do drugiego tomiku. EDIT: Znaczna część dobrej poezji czasowo niedostępna, podob...