Nauka gry, w bilard

97 8 1
                                    

W, wielkim salonie było gwarno. Kolejna nudna impreza u Mycrofta nie zapowiadała się dobrze, ale Sherlock został wręcz zmuszony żeby tam przyjść. Oczywiście zabrał ze sobą Johna bez którego nigdzie się nie rusza, tak było i tym razem. Teraz stali przy stole z przekąskami i rozglądali się po sali pełnej ważnych osobistości. Sherlock wodził po ludziach znudzonym spojrzeniem natomiast John był wielce zafascynowany możliwością spotkania tak ważnych osobistości. Nagle Sherlock jakby wybudzony z transu pociągnął Johna za rękę, w stronę stołu do bilardu.
- Nie wiem czy to odpowiedni pomysł.-żachnął się John.
- Nie umiesz grać?-zaśmiał się Sherlock po czym podał Johnowi jeden kij.
- Tak jakby.-powiedział John czerwieniąc się.
- Nauczę cię.-powiedział z dumą Holmes. Powoli podszedł do Johna i objął go jedną ręką, w talii natomiast drugą przytrzymywał rękę Watsona.
- Ludzie będą gadać.-chrząknął John widząc, że ciekawe skandalu klasy wyższe od razu zwróciły w ich stronę spojrzenie.
- I tak gadają.-szepnął Sherlock nachylając się tak blisko twarzy Johna, że niewiele dzieliło ich usta po czym dodał-teraz skup się. Musisz uderzyć te kule tak żeby powpadały do środka, gdy zbijesz wszystkie robisz to z powrotem tylko tym razem przy użyciu czarnej kuli.-objaśnił Holmes.
- Sherlock do jasnej ciasnej, zachowujcie się bo właśnie bardzo ważna osobistość, podeszła do mnie z pytaniem co was łączy.-powiedział Mycroft podchodząc do nich z miną wyrażającą „Królowa mnie skrytykowała".
- Niech sobie myśli co chce.-mruknął Sherlock.
- Właściwie to my jesteśmy przyjaciółmi.-mruknął Watson.
- To zachowujcie się jak przyjaciele.-mruknął Mycroft odchodząc od nich i zmierzając, w stronę Lestrada.
- Idziemy już?- zapytał Watson chcąc uniknąć spojrzeń z każdej strony.
- Tak.-powiedział Holmes i pokierował się, w stronę wyjścia. Gdy wydostali się na swierze powietrze pociemniało już i został zapowiedziany pokaz fajerwerków.
- Zostaniemy jeszcze na pokazie?-zapytał John.
- Zgoda.-odparł Sherlock i obydwoje usiedli na murku otaczającym posiadłość Mycrofta. Po chwili ich dłonie nieświadomie się złączyły co wywołało na ich twarzach rumieniec.
- Może..my....powinniśmy..właściwie to..-zaczął się jąkać Sherlock. Nagle poczuł na swojej twarzy ciepłą rękę Watsona, który odgarnął mu z czoła niesforny lok. Holmes uśmiechnął się niepewnie. Nagle ich usta złączyły się, w pocałunku o ile delikatnym o tyle namiętnym. W pewnym momencie usłyszeli za sobą głos Mycrofta.
- Na Boga!-gdy tylko Mycroft wrzasnął odskoczyli od siebie przerażenie i zawstydzeni zarazem.

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz