Wypadek cz 1

91 3 0
                                    


Ulice Londynu były ciemne, oświetlone tylko nikłym blaskiem latarni. Sherlock Holmes w świetle księżyca szedł, w stronę starego budynku gdzie to miał spotkać z Moriartym by ochronić Johna. Holmes miał świadomość, że może zginąć z tego też powodu zostawił na Baker Street małą kartkę gdzie spisał swoje przeprosiny za to co zamierza zrobić. Oby John nie znalazł tej kartki za wcześnie, pomyślał wiedząc, że wtedy jego ukochany z pewnością przybędzie mu na ratunek i sam może wtedy stracić życie, a tego Sherlock by nie zniósł. Holmes westchnął ciężko stając przed metalowymi drzwiami, które pokryła już rdza. Jego serce waliło jak młot, bał się. Po raz pierwszy się bał. Zegnaj John, szepnął sam do siebie po czym  z impetem otworzył drzwi.

-  Długo na ciebie czekałem Sherlock, bądź świadom, że przy twoim poświęceniu nikomu nie stanie się krzywda.-powiedział Moriarty z końca wielkiego magazynu, Holmes nawet go nie nie widział tylko słyszał oślizgły głos swojego największego wroga. 

- Myślałem, że właśnie tego chcesz.-powiedział Holmes, chciał by jego głos brzmiał lodowato i pewnie siebie, ale zdradzało go trzęsienie się głosu. Zacisnął pięść wbijając sobie paznokcie na tyle mocno by skupić się na tym, a nie na wręcz panicznym strachu.

- Oj, Holmesik. Nie bój się. Pamiętasz mnie przecież, nic ci nie zrobię do...-powiedział Moriarty, a Sherlock poczuł silny ból w swoim prawym boku- teraz.- dokończył Jim. Holmes nie przypuszczał, że Moriarty mógł stać w innym miejscu niż to z którego dobiegał jego głos. Był pewny, że jeszcze ucieknie, że zdąży. Na czoło Sherlocka wystąpił zimny pot, biała koszula robiła się coraz bardziej czerwona od krwi. Zakręciło mu się w głowie jednak powstrzymał się przed upadkiem i stanął z całej siły na nogach. Popatrzył na Moriartiego wyzywająco po czym jego twarz skrzywił grymas bólu.- Loczek, nie musisz przede mną udawać. Gdyby nie John nie doszłoby do tego.-powiedział Moriarty dotykając policzka Holmesa. Sherlock z całej siły odepchnął Moriartiego od siebie. Jim uśmiechnął się złośliwie i kpiąco po czym wstał i podszedł do Holmesa, spojrzał mu w oczy wyczuwając zapewne strach Sherlocka i chwycił go z całej siły za gardło.- zapamiętaj, ze mną się nie gra.-wyszeptał po czym pchnął Holmesa tak, że ten uderzył z impetem o ścianę. Sherlockowi na chwilę zamajaczyły białe plamy przed oczami jednak od razu się podniósł po czym znów upadł, czołgał się w stronę Moriartiego gdy nagle usłyszał strzał, a Moriarty padł nie żywy. 

- Loczek? Słyszysz mnie?-usłyszał głos Johna i poczuła jak podnosi jego głowę po czym kładzie ją na swoich kolanach. Nie był już w stanie utrzymać otwartych oczu.

- John...-wyszeptał próbując powiedzieć swojemu ukochanemu by nie martwił się, ale nawet wypowiedzenie jego imienia stanowiło dla niego wielki trud. 

- Jestem tu skarbie.-nie widział twarzy Johna, ale był pewny, że płyną po niej łzy. Zamknął oczy, opuścił powieki, nie miał już siły walczyć.- Nie zamykaj oczu, nie rób mi tego. Sherlock!- John z paniką gładził włosy ukochanego. Nie mógł go stracić. Karetka nareszcie dojechała, zabrali Holmesa, Watson przez cały czas trzymał ukochanego za rękę, a po jego twarzy kapały łzy. Nie mógł sobie odpuścić, że dotarł dopiero wtedy. Gdy dojechali do szpitala lekarka powiedziała mu, że  Holmes jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy się wybudzi, ale przynajmniej przeżył. Słysząc te słowa od niej rzucił się na nią z pięściami. Jak mogła z taką bezuczuciowością mówić o jego ukochanym? Odciągnięto go. Poszedł do sali, w której leżał Holmes. Ujął Sherlocka za rękę- bez względu na to kiedy się wybudzisz będę przy tobie skarbie, nie opuszczę cię.-powiedział patrząc na twarz Holmesa. 

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz