Na salonach cz 3

81 4 0
                                    

Sherlock od rana przechadzał się od ściany do ściany, a na sobie miał najlepszy garnitur jaki znalazł w szafie. Miał dziś podjąć poważny krok w swoim życiu, wywołując przy tym niemały skandal oczywiście. W, tym momencie w salonie pojawił się John ubrany, w piżamę i spojrzał na niego pytająco.
- Nie śpię od siódmej rano. Zbieraj się bo o 13:00 musimy być u moich rodziców.-powiedział Sherlock po czym położył się na kanapie i wpatrywał się, w sufit na którym pojawiły się już pajęczyny. Po 12:00 byli już, w wielkiej rezydencji Państwa Holmes i witali się z nimi, Mycroftem i Antheą. Gdy zasiedli do wykwintnego obiadu rodzice Holmesa rozpoczęli konwersację.
- A, więc Sherlock? Kiedy poznamy twoją narzeczoną? Mam nadzieję, że nie jest z klasy średniej.-powiedział ojciec Sherlock przypatrując się z niesmakiem Watsonowi.
- Zawsze pokładliśmy w tobie duże nadzieje Sherlock. Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz.-powiedziała matka Sherlocka mieszając łyżeczką herbatę.
- A, jeśli to niebyłaby kobieta?-zapytał niepewnie Sherlock ściskając pod stołem dłoń Johna.
- Myślałem, że tym razem Nicholas mówił brednie, ale widzę jasno, że stoczyłeś się na samo dno.-powiedział ojciec Sherlocka z pogardą, w głosie. Sherlock wstał powoli od stołu i ruszył do łazienki. Gdy Pan Holmes zaobserwował, że Watson ma zamiar pobiec za Sherlockiem chwycił Johna za ramię i patrząc na niego z mieszaniną pogardy i obrzydzenia powiedział:
- Wydaje mi się Watsonie, że zostaniesz z nami na chwilę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko wyczyszczeniu podłogi.-powiedział Pan Holmes po czym strącił na lakierowane deski półmisek z sosem i spojrzał wyzywająco na Watsona. John schylił się, ale zaraz podniósł wzrok i zapytał.
- Jak ma to zrobić bez ścierki?
- Wydaje mi się, że twoja marynarka będzie do tego odpowiednia.-powiedział Pan Holmes, a Watson potulnie zdjął marynarkę i zaczął wycierać nią plamy z sosu.
**
Sherlock zatrzasnął za sobą drzwi i pochylił się nad zlewem. Łzy leciały mu po policzkach. Cały aż się trząsł. Zamknął oczy i oddychał głęboko próbując się uspokoić. Zazwyczaj w takim momencie sięgał po morfinę lub kokainę, ale tym razem nie mógł się poddać. Tym razem nie mógł okazać słabości. Otarł łzy z twarzy i powoli pokierował się do salonu. Gdy zobaczył co stało się pod jego nieobecność oniemiał z wrażenia. Jego własny ojciec trzymał nogi oparte na Johnie który czyścił swoją marynarką rozlany na podłodze sos.
- Co do cholery!-wrzasnął.
- Twój przydupas jest wielce pomocny. Już się nie dziwię czemu go trzymasz. Robi to co do niego należy. Sprząta.-powiedział ojciec nie starając się ukryć satysfakcji.
- John, kochanie, idziemy stąd.-zwrócił się Sherlock do Johna pomagając mu wstać.
- Poważnie tak się do niego zwracasz? Wstyd mi za ciebie braciszku.-powiedział Mycroft.
John ujął Sherlocka za rękę i wyszli z wielkiego salonu kierując się w stronę czerwonego auta którym przyjechali.

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz