Halloween na Baker Street

327 21 0
                                    

Było już długo po 17:00 gdy do drzwi ktoś zapukał. John Watson bezradnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju szukając wzrokiem Sherlcoka jednak tego nigdzie nie było w pobliżu. Powoli wstał z fotelu odkładając na stolik do połowy skończony egzemplarz „Cerrie" Stephena Kinga. Jeszcze raz obrzucił wzorkiem całe mieszkanie przystrojone w pajęczyny, sztuczne duchy i girlandy w nietoperze. Przejrzał się jeszcze raz w lustrze robiąc niezadowoloną minę. Nie był pewny czy aby napewno przebieranie się za żołnierza było dobrym pomysłem, ale skoro to był pomysł Sherlocka to skapitulował. Gdy pukanie w drzwi stało się głośniejsze powoli poszedł otworzyć.
- Cześć!- krzyknęła osoba wchodząc się do mieszkania, a John o mało nie dostał zawału. Dziewczyna była oblana sztuczną krwią, a na sobie miała łososiową sukienkę na ramiączkach.
- Co do cholery? Irene naprawdę nie miałaś lepszego pomysłu?!- powiedział z wyrzutem.
- Carrie to klasyka.- obruszyła się Irene dumnie wchodząc do mieszkania .
- Szkoda tylko, że przed chwilą ta klasykę czytałem.- mruknął John, ale nie zdążył dotrzymać jej kroku bo usłyszał kolejne pukanie do drzwi. Tym razem był to Mycroft przebrany za eklerkę i Lestrade przebrany za kota. John omal nie parsknął śmiechem kiedy ich zobaczył.
- Piekarnia jest na drugim końcu miasta, tylko nie wiem czy tam wpuszczają koty.- powiedział nie mogąc powsztrzymać się od tej uwagi. Jednak Mycroft zignorował wszystko i pokierował się po schodach na górę, a Lestrade za nim. Na tą chwilę do drzwi zapukała kolejna osoba. Molly Hooper ubrana w strój Harley Queen wyglądała dość osobliwie, a jeszcze bardziej osobliwie wyglądał Moriarty przebrany za Freediego Mercurego.
- Witam.-powiedział John przyglądając się tej osobliwej parze.
- I want to break free!- wykrzyknęła równocześnie Molly i Moriarty i wpakowali się do mieszkania. Teraz brakowało tylko jednego z gospodarzy przyjęcia. Gdzie ulicha podziewa się Sherlock?  Na odpowiedź nie musiał długo czekać bo przez drzwi wszedł nie kto inny jak sam Sherlock Holmes tylko, że tym razem jego ukochany wyglądał jakoś inaczej.
- Poważnie? Geralt z Rivvi?- zapytał John nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- We własnej osobie.- powiedział Sherlock wymachując plastikowym mieczem.
- Nie zabij mnie tym.- powiedział John i jeszcze raz badawczo spojrzał na Sherlocka którego charakteryzacja przebijała wszystko. Wyglądał dokładnie jak Geralt, nie było ani jednego elementu odróżniającego.

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz