Zły sen

178 18 0
                                    

Perspektywa Johna:

Obudziłem się, w nocy. Wokół mnie było ciemno, a właściwie to ktoś mnie obudził. Gdy próbowałem się ruszyć kolejnym razem zostałem kopnięty przez Sherlocka. Podniosłem się na ręce i zobaczyłem, że mimo moich przypuszczań nie zrobił tego celowo. Oczy miał zamknięte, oddech przyśpieszony, serce waliło mu jak młot, na jego czole pojawiły się pojedyncze krople zimnego potu. 

- Sherlock.-szepnąłem delikatnie dotykając jego ramienia, a on obudził się gwałtownie i ze strachem w oczach jakiego jeszcze u niego nie widziałem- Co ci się śniło ?-zapytałem.

- Nic takiego, idź spać John.- odpowiedział i z powrotem zamknął oczy. Nie będąc pewnym czy powinienem zamknąłem oczy, po minucie znowu obudziło mnie kopnięcie. Tym razem gdy spojrzałem na Sherlocka z pod jego przymkniętych powiek spływały łzy, a usta bezgłośnie wypowiadały jeden wyraz "nie". Byłem pewny, że jak go obudzę rezultat będzie taki sam więc powoli dotknąłem dłonią jego włosów i zacząłem przejeżdżać po nich dłonią, drugą zaś ręką ująłem jego dłoń. Pod moim wpływem łzy przestały płynąć z jego oczu, a oddech powoli się uspokajał.  

Rano gdy się obudziliśmy czułem się w obowiązku spytać co mu się śniło.

- Sherlock? Co ci się wczoraj śniło? Nie wmawiaj mi, że nic.-powiedziałem czekając na jego reakcję. 

- No cóż, z grubsza to opowiem ci wszystko.- zaczął, a ja zauważyłem, że dłonie mu drżą i szybko ująłem je w swoje.- Staliśmy otoczeni przez ludzi Moriartiego, Eurus i samego Moriartiego. Groził nam, mówił, że dla zabawy cię zabije i będę na to patrzył, a nie będę mógł nic zrobić, Eurus się śmiała, zlekceważyłem ich i zastrzeliłem jednego z ludzi Moriartiego, wtedy on strzelił do ciebie. Nie mogłem nic zrobić bo, w tym samym momencie Eurus mnie związała. Siedziałem i patrzyłem jak wykrwawiasz się na śmierć, jak patrzysz na mnie błagalnym wzrokiem, jak prosisz o pomoc, a ja tylko siedziałem i płakałem nie mogąc zrobić nic innego.-gdy to mówił głos mu się rwał.

- Jestem tu. Widzisz? Nic mi się nie stanie.-powtarzałem przytulając Sherlocka, który cały się trząsł. 

- Ja nie chciałem cię zabijać, nie chciałem ci pozwolić na śmierć.-wychlipał Sherlock.

- To był tylko sen.-powiedziałem spoglądając na Sherlocka z miłością. 



Perspektywa Sherlocka:

- Skarbie? Z kim rozmawiasz?-zapytała Pani Hudson wchodząc do pokoju z tacą na, której była herbata. 

- Z Johnem, przecież siedzi koło mnie. Nie widzi go Pani?- powiedziałem zniecierpliwiony oczywistością sytuacji. 

- Kochanieńki, tu nikogo nie ma poza tobą i mną. John umarł dwa lata temu, w ataku terrorystycznym. Nie pamiętasz?-powiedziała Pani Hudson z troską, w głosie.

- Nie! On tu był, przytulał mnie, leżał koło mnie! Rozmawiałem z nim! On żyje Pani Hudson!-krzyczałem, a z moich oczu płynęły łzy. Spojrzałem na fotel, który stał w koncie. John patrzył na mnie ze współczuciem.

- Oj skarbie- powiedziała Pani Hudson obejmując mnie- John jest teraz w lepszym miejscu i tam się kiedyś spotkacie.

- Nie, Pani nie rozumie. On żyje, siedzi tam- powiedziałem i wskazałem ręką na fotel, na którym siedział John. Uśmiechał się do mnie jak zawsze. 

- Kochanie, tam nikogo nie ma.-powiedziała Pani Hudson, a z moich oczu popłynęły łzy i zacząłem jeszcze usilniej jej tłumaczyć. 

- Przekaz jej, że brakuje mi jej herbaty.-powiedział John.

- Kazał Pani przekazać, że brakuje mu herbaty, którą Pani robi.-powiedziałem i spojrzałem na nią błagalnym wzorkiem. 

- Kochanie, potrzebujesz lekarza.-powiedziała.

- John jest moim lekarzem.-odpowiedziałem.

- Nie skarbie, takiego, który zajmie się twoją głową.-powiedziała z troską.

- Nie rozumiem.-powiedziałem, a ona wyszła ze smutkiem  oczach. 

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz