°~ 13 ~°

54 5 2
                                    

*Erick*

Czekałem na Wikę, która siedziała w łazience i szykowała się na nasze wspólne wyjście. Postanowiłem, że zabiorę ją na jacht. Kiedy jej to powiedziałem, skakała z radości, sam się ucieszyłem, że wywołałem u niej takie pozytywne emocje.
- Erick i jak wyglądam? - usłyszałem za sobą głos Wiktorii, kiedy się odwróciłem oniemiałem.
Była ubrana w białą bluzkę z krótkim rękawem ze wzorem konia, który znajdował się na kolorowym kwadracie, do tego jeansowe, krótkie spodenki(szorty z wiązaniami) i do tego białe adidasy. Uczesała sobie dwa małe koki po bokach, krótkie włosy zaś zostawiła luźno. Makijaż miała lekki, który moim zdaniem pasował do całości idealnie.
Wiem, że jestem facetem i na makijażu to ja się zbytnio nie powinienem znam, lecz w moim życiu przewinęło się wiele kobiet, które ubierały się, jakby nie wychodziły na ulicę, ale do jakiegoś burdelu. Uważam również, że Wika jest najładniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem. Ma naprawdę cudowny charakter i nie jest sztuczna, jak moja była. Chyba nie muszę mówić o kogo chodzi...
- Wyglądasz przepięknie - odpowiedziałem jeszcze raz skanując jej wygląd- To co gotowa?
- Jak najbardziej - uśmiechnęła się, a ja zrobiłem to samo.

***

Gdy byliśmy na miejscu poszliśmy w kierunku jednej z łodzi.
- Pan Erick? - usłyszałem kobiecy głos obok mnie, gdy się odwróciłem zobaczyłem niską, rudowłosą kobietę.
- Tak, to ja - odpowiedziałem
- Jestem Jessica Miller, córka właściciela jachtu, który Pan wynajął. Mój ojciec niestety się rozchorował, więc ja zajęłam się jego obowiązkami.- powiedziała.
-To który jacht jest dla nas? - zapytałem
- O tamten, jest to, można śmiało powiedzieć, jeden z najpiękniejszych, Zephir 750- wskazała na biało-czarną łódź, która znajdowała się niedaleko miejsca, w którym staliśmy.
- Dobrze, dziękuję. Zapłaciłem już pańskiemu ojcu, przelewem na konto oczywiście. Więc dowidzenia, miło było Panią poznać, Panno Miller - uśmiechnąłem się do niej, a następnie wziąłem Wikę za rękę i zaprowadziłem w kierunku naszego celu.

Umiałem sterować jachtem, więc nie musiałem wynajmować "kierowcy".
Po 5 minutach wypłynęliśmy z portu.
Cały czas rozmawialiśmy i zauważyłem również, że Wice bardzo się podoba.
Pogoda była cudowna, lekka bryza, delikatnie muskała moją twarz, cudowne uczucie.
- Erick! Patrz delfiny! - krzyknęła nagle Wiktoria, podbiegając do końca jachtu.
Delfiny co chwilę wyskakiwały z wody, niekiedy zostaliśmy przez nie ochlapane. Były dość blisko, co naprawdę nam imponowało, że się nas nie boją i że pozwalają się dotknąć.
Po 30 minutach wróciliśmy na brzeg, a następnie udaliśmy się do pobliskiej restauracji, gdzie podawali owoce morza.
Wraz z Wiką zdecydowaliśmy się na krewetki z ryżem i lemoniadę.

Do mieszkania wróciliśmy po 22, gdyż pochodziliśmy jeszcze po plaży. Uważam, że ten dzień był udany i cudowny. Naprawdę nigdy się tak świetnie nie bawiłem, cieszę się bardzo że spędziłem go z Wiktorią. Czuję się pełen energii przy niej, tylko ona potrafii mnie tak rozbudzić.
Piękne uczucie...

Liczysz się tylko Ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz