°~63~°

29 4 0
                                    

Obudził mnie dzwonek mojego telefonu, ktoś dobijał się do mnie od pięciu minut. Wreszcie wkurzona wzięłam go do ręki, a spojrzawszy na wyświetlacz zauważyłam jakiś nieznany numer. Przewróciwszy oczami i po kilku przekleństwach na osobę, która mimo soboty dobijała się do mnie o ósmej rano, odebrałam.
- Halo? - powiedziałam lekko wkurzonym głosem
- Sara? - głos po drugiej stronie był dość znajomy, jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć do kogo należy.
- Tak- odpowiedziałam - A z kim rozmawiam?
- Z Sophie...
A no tak
- O co chodzi?
- Chodzi o Chrisa i Alana
Kiedy usłyszałam imię mojego byłego narzeczonego serce zabiło mi szybciej, a mózg sam od siebie zaczął nasuwać setki czarnych scenariuszy.
- Nie odzywają się od niemal dwóch tygodni... - kontynuowała - Martwię się, że coś mogło się im stać...
Coraz ciężej mi się oddychało, byłam przerażona tym, że Chris mógł gdzieś leżeć martwy, chociaż powinnam w takich chwilach nie zakładać tak czarnych scenariuszy, ale jednak nie potrafiłam.
- i dzwonię, bo chciałam się zapytać czy miałaś z Chrisem lub Alanem w najbliższym czasie jakikolwiek kontakt? - zapytała na koniec
- Niestety nie i nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest albo gdzie mógłby być
- Ohhh, okey, dobra dzięki i przepraszam, że Cię obudziłam. Pa
- Dobrze, że zadzwoniłaś. Cześć. - kiedy się rozłączyła jak popażona pobiegłam do Alexa, musiałam z kimś pogadać, Chłopak zawsze widział co robić, kiedy ja traciłam możność rozumnego myślenia.
- ALEX!! - krzyknęłam tak głośno, że aż Karol, który czytał książkę w salonie spadł z fotela
-Boże... Sara, co się stało? - zapytał Chłopak, którego przed chwilą wolałam.
- Sophie dzwoniła i... - nie dokończyłam, ponieważ przerwał mi
- Wiem. Do mnie też dzwoniła. Mój numer ma od Richard, do którego też dzwoniła. Sophie zaraz tu będzie,stwierdziłem, że ta rozmowa nie jest na telefon - gdy to powiedział rozległ się dzwonek domofonu.
- Otworzę - zaoferował Karol, który nadal był w lekkim szoku po upadku z fotela.
Po chwili do pokoju weszła Sophie, cała zdyszana i czerwonymi od płaczu oczami. Nie przeczę, że samej mi się chciało płakać, jednak wolałam wszystko trzymać w sobie. Wiedziałam, że jest to głupie zachowanie, lecz dzięki temu byłam przynajmniej w małym stopniu spokojna, nie potrafiłam, ba, nawet nie zamierzałam obarczać swoich przyjaciół moją histerią...
-... Więc może pojedziemy do jego domu, może on tam jest lub jakaś poszlaka - zaproponowała dziewczyna.
Przez moje zamyślenie nie słyszałam wcześniejszej części rozmowy, jednak nie była ona tak ważna jak to ostatnie zdanie, przez które dostałam nagłego przypływu energii. Bo możliwe, że Chris, gdy ja tu panikuje, on po prostu siedzi w swoim domu i popija kawkę czytając gazetę.
- Tak jedźmy! - wykrzyczałam entuzjastycznie, wybierając się szybko do holu. Reszta poszła w moje ślady, tylko o wiele wolniej ode mnie.

***

Pod domem Chrisa byliśmy po około 40 minutach, gdyby nie korki pewnie bylibyśmy szybciej. Sophie okazała się niezłym kierowcą i naprawdę mogłaby brać udział w nielegalnych wyścigach samochodowych, bo tak szybko pruła.

Dom był zamknięty, jednak na nasze szczęście zostawiłam sobie klucze, które dostałam od Chrisa, gdy przeprowadziliśmy się do niego.
Przywitała nas cisza, cisza, która mnie przerażała i powodowała dreszcz i to, że na całym ciele miałam gęsią skórkę.
-Chris! - krzyknęłam, jednak nikt mi nie odpowiedział, prócz echa...- Rozdzielmy się, ja pójdę na górę, a Ty, Alex, wraz z Sophie sprawdźcie parter i ogród - powiedziałam drżącym głosem, wchodząc po schodach.
Postanowiłam najpierw sprawdzić łazienki i jeszcze jeden pokój, który był pusty, więc na sto procent nie byłoby tam Chrisa.
Chciałam po prostu odciągnąć to co nieuniknione, nie potrafiłam znaleźć chociaż jednej pozytywnej myśli, a wspomnienia "przychodziły" tylko te najgorsze, te o których powinnam zapomnieć...
Drzwi do dawnej sypialni mojej i Chrisa otworzyłam bardzo powoli, kroki także stawiałam ostrożnie, czułam się jak bohaterka jakiegoś horroru.
- Chris? - powiedziałam, rozglądając się po pokoju, jednak odpowiedziała mi cisza...
Kwiatki były zwiędnięte, a na szafkach nagromadziło się sporo kurzu.
Nagle usłyszałam skomlenie, a moje serce momentalnie stanęło i przez chwilę nie wiedziałam jak się oddycha.
- Kto tu jest? - zapytałam drżącym głosem.
Pisk znów się powtórzył, tylko był trochę bardziej głośniejszy, niż poprzedni; dochodził on spod... łóżka?! Kiedy spojrzałam pod nie, nie mogłam uwierzyć własnym oczom...
- Ollie?! - szybko wyciągnęłam psiaka z jego kryjówki. Był strasznie wychudzony, a jego oczy stały się ciemniejsze i zamiast wcześniejszej radości było w nich widać tylko ból i strach.
- Nie znaleźliśmy Chrisa - powiedzieli niemal jednocześnie Alex i Sophie
- Na górze też go nie było, lecz znalazłam Olliego, który, jak sami widzicie, nie najlepiej wygląda. Sophie możesz go zawieść do weterynarza? - zapytałam dziewczynę, a ona skinęła głową i wziąwszy psa skierowała się do wyjścia.
- Może zadzwonimy do niego? - zaproponowałam, wyciągając telefon.
- Spróbuj...
Za każdym razem odzywała się poczta głosowa, zrezygnowana usiadłam na kanapie, która wypuszczała przy każdym nagłym ruchu kępę kurzu.
- Zadzwoniłem do każdego, jednak jak wcześniej nam mówiła Sophie, nikt nie widział ani Chrisa ani Alana i nie mają pojęcia, gdzie mogą być - powiedział - Sara, trzeba iść z tym na policję. Alan tam pracuje, więc napewno lub chociaż będą starali się coś zrobić - dodał, kiedy milczałam patrząc w sufit, jakby to było najlepsze zajęcie
- Okey - rzuciłam tylko i ruszyłam do wyjścia, Alex również milcząc szedł za mną.

***

Po dojechaniu na komisariat od razu skierowaliśmy się do biura komendanta, przyjął nas niemal natychmiast, gdy powiedzieliśmy, że chodzi o Alana.
Po wszystkich formalnościach, jakimi były spisywanie zeznań. To podczas nich przypomniała mi się istotna informacja, przecież Chris mówił mi, że ma jechać, gdzieś z Alanem do jakieś rudery. Niestety nie wiedziałam, gdzie się ona znajduję, ale mimo to komendant Nicodem Watson podziękował za tą informację, bo to już jakiś trop. Po tym wszystkim komendant rozkazał namierzyć telefon swojego pracownika. Ręce strasznie mi się pociły z nerwów i nie potrafiłam usiedzieć na miejscu, kiedy po około 30 minutach przyszła wiadomość.
- Namierzyliśmy telefon Alana, na obrzeżach miasta, logował się tam ostanio dwa tygodnie temu.- powiedział jeden z policjantów
- W takim razie wysyłamy tam już specjalne jednostki - rozkazał komendant
- Dziękuję. Mam jednak jeszcze jedną prośbę - powiedziałam
- Jaką?
- Chcę tam pojechać z pańskim oddziałem i nie przyjmuję odpowiedzi "NIE"
Mężczyzna westchnął, poprawiając okulary na swoim lekko orlim nosie
- Dobrze, ale proszę ubrać kamizelkę kuloodporną.-zgodził się po dość długim milczeniu - Pan też - zwrócił się do Alexa

***

Po trzech godzinach byliśmy na miejscu. Kamizelka uwierała mnie przy każdym ruchu, co lekko mnie wkurzało, jednak czego się nie robi dla osoby, którą jednak nadal się kocha...
Miejsce, w którym obecnie się znajdowałam było totalnym zadupiem, na około rósł las. Domów tu praktycznie nie było, oprócz sypiącej się już ze starości rudery i jakiejś stajni.
Policjlanci rozdzieli się na mniejsze grupy, a my niestety, czyli ja i Alex, musieliśmy zostać przy radiowozie.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie, miałam ochotę krzyczeć i wyrwać sobie włosy z nerwów.
- Alex, boję się...
- Sara, znajdą ich całych i zdrowych - przytulił mnie.
Niepewność, która mi towarzyszyła, sprawiała, że coraz bardziej nie potrafiłam ustać na miejscu, a cierpliwość i jakakolwiek nadzieja zaczęła mi się kończyć...
Gdy nagle usłyszałam te dwa piękne słowa, słowa, na które czekałam niemalże od samego początku:
- Znaleźliśmy ich!
Wyrwałam się z uścisku Alexa i jak na skrzydłach pobiegłam do mężczyzn, którzy nieśli nieprzytomnego Chrisa.
Wyglądał maskarycznie... Jego policzki były mega widoczne, blada cera była brudna od ziemi i kurzu, a włosy potragane i suche niczym siano, były oplątane pajęczyną. Przy każdym, nawet delikatnym muśnięciu jego włosów, wypadały. Nie umknęło mojej uwadze, że w niektórych miejscach były siwe.
- Boże, Chris przepraszam za wszystko, nie zostawiaj mnie! Proszę! Kocham Cię - szepnęłam, a następnie dotknęłam jego suchych ust swoimi.
- Proszę Panią, musimy go I Alana zawieść do szpitala, wymagają natychmiastowej hospitalizacji - powiedział młody ratownik, patrząc na mnie współczującym wzrokiem.
- Do jakiego szpitala ich zabieracie?- zapytałam
- Do tego na Bird Road - odpowiedział, idąc w stronę karetki, gdzie był już Chris podłączony do kroplówki...
Kiedy ambulans odjechał wraz z Alexem pojechaliśmy za nim taksówką...

Liczysz się tylko Ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz