°~78~°

24 4 0
                                    

- I znowu w domu - powiedziałem na głos patrząc na budynek przede mną, nic prawie się nie zmieniło oprócz większej trawy, którą wypadałoby skosić. Szedłem powoli przez chodnik z czarnych cegieł w stronę drzwi, znaczy bardziej się toczyłem, ponieważ ból nóg i do tego ciężka walizka i plecak uniemożliwiały mi normalne poruszanie się. Jednak mimo wszystko, jestem strasznie zadowolony z wyjazdu, zeszłem się z Sarą, spędziliśmy miło krótki urlop i było... było po prostu cudownie!
Kiedy wszedłem do mieszkania, po prostu musiałem aż przystanąć...
A dlaczego? Dlatego, że wszystko było porozwalane! Obrazy, wazy i im głębiej wchodziłem tym było tylko gorzej... Salon wyglądał najgorzej... Sofa została pobdzierana jakby dorwały się do niej rozwścieczone koty Sary, szafki całkowicie zdemolowane i przewrócone, kieliszki potłuczone... Nawet książki zostały przedarte na pół. Wyglądało to co najmniej tak jakby pieprzony huragan przeszedł mi przez dom! Nie wiem komu tak podpadłem, albo po prostu ktoś chciał mnie okraść, chociaż wątpię, bo złota misa, gdzie znajdowały się zazwyczaj owoce (dostałem ją w prezencie od matki) również została zdemolowana na części pierwsze!
- Kurwa! Ci tu się odwaliło?! Czy człowiek nie może wyjechać z domu na kilka dni?! Chyba nie, albo ja mam takie cholerne szczęście, że jak gdzieś jestem lub wyjadę musi coś do cholerny odwalić! Bo przecież nie może być za spokojnie! Cholera! - wrzeszczałem jak jakiś idiota, kopiąc przy tym wszystko co popadnie - Pewnie całe osiedle słyszy co odwalam, ale nawet nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Bo dlaczego akurat ja?!
Wyciągnąłem z kieszeni i wybrałem numer Sary. Po trzecim sygnale odebrała.
- Halo, Chri..
- Sara, nie uwierzysz co się odwaliło? Całe nasze mieszkanie zostało doszczętnie zdemolowane! - wykrzyczałem na jednym wdechu do słuchawki.
- Co?? Jak to?!! Nie wiem co powiedzieć... Nie żartujesz, ze mnie prawda? - zapytała mnie dziewczyna, słyszałem w jej głosie przerażenie, ale co się dziwić...
- Nie... - odpowiedziałem, zbierając powoli porozwalane rzeczy z podłogi.
- Nic Ci się nie stało?
- Nie, to już było jak wszedłem. Salon najgorzej wygląda... - urwałem, moją uwagę bowiem przyciągnęła rozdarta na pół fotografia, a gdy ją dźwignąłem okazało się, że jest to zdjęcie z plaży, Sara coś mówiła, jednak nie rozumiałem jej słów, ponieważ wspomnienie uderzyło mnie momentalnie.

- Sara! Uważaj! - zawołałem do Dziewczyny, która próbowała swoich sił na desce surfingowej. Właśnie wpłynęła na niezbyt dużą falę, nie utrzymała równowagi i po prostu spadła. Tak to jest, gdy się skupiasz na czymś innym niż powinno, w jej przypadku zajmowała się bardziej mną niż surfowaniem...
Wiedziałem że o co chodzi... o mój tors, czułem się nieswojo, gdy tak "przeżerała" mnie wzrokiem.
- Mogłabyś się wreszcie skupić, Skarbie... Tak to się nigdy nie nauczysz, jak będziesz się patrzeć na mnie niż na falę. - powiedziałem, gdy siedzieliśmy na pisaku i odpoczywaliśmy przed następną próbą.
- No próbuję- powiedziała, czerwieniąc się lekko - ale co poradzę, że przyciągasz mój wzrok tą gołą klatą hahaha
-hahaha... Jesteśmy na plaży, nie będę przecież w golfie siedział.
Wybuchliśmy razem śmiechem.
- Wiesz co, ja się chyba do tego nie nadaje... Jula już to zakumała... A ja? Nie potrafię się skupić...
- To wniosek, Słońce, jest taki, że jesteś stworzona do czegoś innego niż surfowanie, na przykład, do "wyżerania" dziury swoim wzrokiem hahaha - zacząłem się śmiać - auć - poczułem, że ktoś uderzył mnie w głowę, gdy się odwróciłem okazało się, że to moja ukochana Sara.
- Świnia - prychnęła, ale zauważyłem uśmiech na jej twarzy
- Oj Skarbie, przepraszam - nachyliłem się i pocałowałem ją, odwzajemniła pocałunek. Jej usta były lekko słone, pewnie dlatego, że tyle razy była w wodzie...
- Gniewasz się? - zapytałem, chociaż wiedziałem, jaką będzie odpowiedź.
- Nie gniewam się, aleee chce jeszcze jednego buziaka, hahaha -powiedziała z uśmiechem, zrobiłem to oczywiście.
Siedzieliśmy następnie na kocyku i patrzyliśmy, jak reszta grupy bawi się na deskach. Ja i Sara jednak postanowiliśmy, że posiedzimy wspólnie i będziemy patrzeć na morze Wsłuchiwaliśmy się w szum fal, obijających się o skały niedaleko nas, krzyki dzieci i odgłosy mew...

- Chris! Chris! Chris! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Sary, znaczy bardziej jej krzyk
- Słucham? - zapytałem głupio, bowiem nadal trochę nie kontaktowałem.
- Trzeba iść z tym na policję... - odparła dziewczyna
- Tak, tak
- Ja nie żartuję!
- Wiem, kotku... Zadzwonię do Alana, a teraz muszę kończyć wybacz.
- Dobrze... - po drugiej stronie rozległo się głuche piiib...
Tak jak powiedziałem, niemal od razu zadzwoniłem do mojego przyjaciela, po krótkim przedstawieniu co się u mnie wydarzyło, powiedział :
- Dobra, stary. Zgłoszę to jutro szefowi, niczego już nie ruszaj, bo mogą być tam jakieś ślady. Rozumiesz, nie?
- Tak, tylko będzie to trudne, skoro będę tu chodzić, skoro tu mieszkam i w ogóle.
- To przez czas tej sprawy będziesz mieszkał u mnie, co za problem
- Serio?
- Nie na niby... Oczywiście, że na serio. Zbieraj rzeczy i przyjeżdżaj - po tym się rozłączył nie dając mi nic powiedzieć.
A ja nie mając innego wyjścia po prostu zrobiłem to co mi kazał i po chwili byłem w drodze do domu mojego przyjaciela.

Liczysz się tylko Ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz