°~36~°

32 3 0
                                    

*Julia *
Siedziałam w zatłoczonym autobusie, którym miałam dojechać do mojej stadniny, gdzie czekał na mnie Amigo.
Nie dość, że w autobusie było strasznie ciasno, wszyscy ludzie byli ściśnięci w siebie, ledwo mogłam oddychać, to jeszcze było tak gorąco, że nawet klimatyzacja nic nie pomagała.
Do celu miałam jeszcze jakieś 20, no może 30 minut,więc włączyłam moją ulubioną playlistę i oparłam głowę o szybę.
Jechałam, relaksując się przy muzyce, gdy nagle mój telefon zawibrował, informując tym samym o nowej wiadomości.
Kiedy weszłam w nią byłam zaskoczona...
A dlaczego?
Bo była od Samanthy!
Ciekawe czego ode mnie chciała...
I skąd miała mój numer?...
Możliwe, że kiedyś jej dałam, na jakieś imprezie, nie pamiętam dokładnie.
Z moją pamięcią to słabo, szczerze powiedziawszy, ale nic na to nie poradzę, skleroza w moim wieku to ciężki przypadek; boję się jedynie co będzie na starość!
No, ale dość tych dziwnych rozkmin, czas zobaczyć co ta Sanchez chce ode mnie.
W wiadomości było zdjęcie, które niestety jeszcze mi się nie załadowało, a pod nim podpis :
" Patrz, jak Twój narzeczony Cię 'KOCHA' 🙃"
Po tym dopisku mogłam się spodziewać tylko jednego, łzy zaczęły mi napływać do oczu i powoli spływać po policzkach.
Zdjecie, które niestety się załadowało, przedstawiało Samanthę oraz leżącego obok niej Joela, który spał wtulony w nią...
Moje serce pękło na pół...
Jak on mógł mi to zrobić?! Oddałam mu całą siebie! A on?! Sypia z tą... z tą lafiryndą?! Tym plastikiem?! Paszczurem?!
Zrozumiałam , że te wszystkie miłe słówka skierowne w moją stronę przez jej osobę, miały na celu zamydlenie mi oczu...
Czemu ja muszę być taka głupia?!...
Sama nawet nie wiedziałam jakie uczucia się we mnie zbierają : złość? rozpacz? smutek? nienawiść?
Ahh...za dużo myśli zaczęło mi się nasuwać...
Dobrze, że wreszcie jestem pod stadliną.
Szybko oporządkowałam Amigo i założyłam mu ogłowie, nie chciałam się męczyć z siodłem.
Wyjechałam ze stajni galopem i ruszyłam przed siebie, ocierając co chwilę łzy, które wciąż leciały mi po policzkach.

***

Byłam tak pochłonięta w rozpaczy, że wjechałam gdzieś do lasu. Ta część była strasznie zarośnięta, więc musiałam zwolnić mojego konia do stępa.
Jechałam bardzo powoli, starając się znaleźć jakoś drogę oraz nie tracić czujności.
Zauważyłam, że Amigo cały czas czegoś nasłuchiwał, czasami również przystawał i patrzył w stronę zarośli...
Bałam się strasznie, nigdy się nie spodziewałam, że zgubię się w lesie...
Jedynym jeszcze utrudnieniem w znalezieniu drogi powrotnej był panujący mrok, nie wiedziałam nawet, która jest godzina, bo telefon mi się rozładował...
Zapomniałam go oczywiście podładować...
Czasami się zastanowiam, dlaczego jestem taką Sierotką Marysią?
Z rozmyśleń wyrwał mnie szelest, dochodzący z krzaków, przestraszony Amigo stanął dęba, przez co spadłam na dosyć twarde podłoże, obijając sobie przy tym tyłek i łokieć- przez co strasznie bolała mnie ręka
- Amigo! - zawołałam do konia, który przestraszony hałasem popędził w nieznanym mi kierunku.
Szelest w krzakach powtórzył się i nagle moim oczom ukazała się P U M A!
Próbowałam się podnieść, jednak ból ręki uniemożliwił mi to...
Duży kot zaczął powoli zbliżać się w moim kierunku, wystawiając przy tym swoje kły...
"No to po mnie" - pomyślałam zamykając oczy.
Jednak kiedy to zrobiłam usłyszałam pisk, zdziwiona oraz zarazem przestrszona.
Otworzyłam oczy, a widok, który ujrzałam, zaparł mi dech w piersiach...
Przede mną stał muskularny, masywny, gniady koń,

a niedaleko niego znajdowała się puma, która szykowała się do ataku; po chwili rzuciła się w stronę mustanga, lecz ten jakby nigdy nic, zamachnął się przednimi kopytami, uderzając przy tym swojego przeciwnika w łeb

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

a niedaleko niego znajdowała się puma, która szykowała się do ataku; po chwili rzuciła się w stronę mustanga, lecz ten jakby nigdy nic, zamachnął się przednimi kopytami, uderzając przy tym swojego przeciwnika w łeb...
Puma zapiszczała z bólu i miała zamiar znów zaatakować ogiera, lecz powstrzymał ją następnym zamachnięciem.
Przestraszona kocica, pobiegła w stronę krzaków, a ja mogłam spokojnie obserwować swojego "wybawcę", który również mi się przyglądał.
- Cześć koniku, dziękuję - próba wstania, okazała się złym pomysłem, ponieważ zwierzę spłoszyło się, przez mój nagły ruch...

***

Siedziałam na krześle w biurze Swima, właściciela stadniny, czekając na Joela, który miałam mnie zabrać z powrotem do domu.
W lesie znalazł mnie leśniczy, który na moje szczęście, badał okolice.
Dowiedziałam się od Swima, że byłam w tej nędznej "puszczy" z ok.6h!!
Amigo wróci do stajni szybciej, trochę zadrapany przez tarninę, ale weterynarz powiedział, że wszystko z nim w porządku.
Po chwili przyjechał Joel.
Po 45 minutach wreszcie byłam w domu. Ulice były prawie puste, dlatego tak szybko dojechaliśmy do domu.
No co się dziwić była już godzina 23:15, ludzie o tej porze zazwyczaj śpią.
Przez całą jazdę, nie odzywałam się do Joela, mimo iż, on próbowałam nawiązać jakąś rozmowę.
Po wzięciu wieczornej toalety położyłam się do łóżka, oczywiście nie poszłam spać z Joelem, na co on bardzo się zdziwił i próbował się dowiedzieć o co chodzi, jednak zbyłam go słowami :"Jestem zmęczona, jutro porozmawiamy".Co do ostatnich wyrazów nie byłam jakoś zbytnio przekonana, no ale cóż, jak będzie trzeba to z im porozmawiam.
Teraz byłam strasznie zmęczona.
Zasnęłam myśląc o spotkanym, przeze mnie w lesie, gniadym koniu...

Liczysz się tylko Ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz