Jeżeli sądzicie, że udało Wam się zmierzyć głupotę moją oraz mojego czterookiego towarzysza, jesteście w błędzie. Bowiem nasza głupota do końca świata pozostanie bezkresna.
–Mam wręcz kapitalny pomysł! – powiedział do mnie James pewnego dnia, kiedy szliśmy jednym z korytarzy. Do balu pozostało nam pięć dni.
–Nie.
–Nawet nie wiesz, co chciałem powiedzieć!
–Pewnie coś nierozsądnego. Mamy już dużo takich pomysłów.
–Ale to jest przebłysk geniuszu... – zamyślił się teatralnie, niczym grecki filozof. Przegapiliśmy nasz skręt do sali, więc musieliśmy zawrócić. Wreszcie zgodziłam się wysłuchać jego pomysłu. W końcu co mi szkodzi? I tak się nie zgodzę.
Usiedliśmy gdzieś w cieniu, gdzie na pewno nikt nie będzie nas szukał. Mimo, że był środek dnia, po uczniach nie było ani śladu. Wszyscy wybyli na zewnątrz, aby zaczerpnąć chociaż trochę świeżego powietrza.
–Masz jakiś pomysł na nasze stroje na bal? – zapytał. Pokręciłam głową. – A co ty na to, abyśmy wylosowali sobie kolory naszych kreacji?
Uniosłam wysoko brwi, krzyżując ramiona. Ten koleś chyba nie rozumie, co to znaczy mieć specyficzny kolor włosów. Jak jest się rudym, musisz uważnie dobierać odcienie ubrań, aby wyglądać znośnie. Przeraziłam się, co takiego może mi się przytrafić.
Jednak z drugiej strony... to tylko bal. Jeden z wielu, jakie będą miały miejsce. Będę do końca życia bić się po głowie, że nie zaszalałam podczas Balu Bożonarodzeniowego. Czy naprawdę tak bardzo chcę przyjść na niego w czarnej sukience? Może być zabawnie.
–Może być zabawnie – powtórzyłam na głos, a Potter poderwał głowę. Posłał mi uśmiech, a ja odwróciłam się od niego. Weszliśmy do naszej sali, rozsiadając się na ziemi jak królowie. James usiadł przede mną, krzyżując nogi jak pięciolatek. Położył przede mną malutką kostkę.
Wyglądała tak samo jak milion innych kostek, które miałam okazje widzieć w moim życiu. Jednak co jakiś czas zamiast oczek pojawiał się jakiś kolor. No tak. Kolejna zabawka czarodziei. Westchnęłam bezgłośnie i wzięłam kostkę w dłonie. Byle nie fioletowy. Zniosę wszystko, tylko nie fiolet.
Niepewnie rzuciłam kostką. Potoczyła się przez całą podłogę, a my zaczęliśmy czołgać się za nią. Zrobiłam jakąś niejaśnioną pozycję pod stołem, a James spłaszczył się na podłodze. Wyciągnęliśmy ręce, aby przybliżyć do siebie uciekający przedmiot. Złapałam go i przyciągnęłam. Otworzyłam dłoń.
Kostka wskazywała pięć oczek. Cała ścianka emanowała gryfońską czerwienią.
–Ustawiłeś to. Przyznaj – powiedziałam natychmiast. Kolor jak nic był autentyczny. Bordowy, zmieszany z naturalną czerwienią. Odcień dzieci Gryffindoru. Jednak Potter był równie zaskoczony, co ja. Na jego twarzy powstał kpiący uśmieszek.
–Więc pójdziemy w barwach mojego domu...?
–Oh, przymknij się! – pacnęłam go w ramię. – Slytherin mnie zlinczuje.
Tak, nie myliłam się. Jeśli pokażę się na balu w kolorach znienawidzonego domu, to może przekreślić całe moje życie. Ślizgoni wręcz plują jadem na barwy Gryffindoru. Nawet ogień w kominku jest zielony. Co się stanie, jeśli pojawię się w wielkiej sali, uzbrojona w oto te atrybuty?
Zapomniałam jednak o wręcz najważniejszej rzeczy w całej tej sprawie. Pojawię się tam przy boku Jamesa Pottera. Bez plotek się nie obejdzie. W obliczu tak ogromnej katastrofy kolor kiecki wydał mi się bezsensowną aferą.
CZYTASZ
RESPECT | james potter
Fanfiction-James, kretynie od siedmiu boleści, oddawaj moją różdżkę. -Też cię kocham! Chaotyczna historia o Gryfonie i Ślizgonce, którzy kompletnie do siebie nie pasowali. Oczywiście oprócz kiełkującego uczucia ich życie pełne było potworów, czarnoksię...