Rozdział 30 - "Jaskinie I Groty"

1.1K 65 54
                                    

Nasz dyrektor rozmawiał spokojnie z legilimentem, a ja starałam się nie zgnieść Regulusowi ręki. Byłam zestresowana i bardzo, bardzo zaniepokojona. Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale byłam pewna jednego - będzie warto dla dobra moich przyjaciół.

Brøueg nie zdobył mojego zaufania. Budził niepokój i wszystkie rany nagle się otwierały. Chciał wiedzieć więcej o nas wszystkich.
De Villiers zerkał na mnie czasami, ale nie rozmawiał ze mną. Jakby czekał na odpowiedni moment, aby się z nami przywitać. Trochę go ominął, choć podejrzewam, że znał nasze imiona już kiedy na nas spojrzał.
Udaliśmy się do dużej groty, jaką pełniła funkcje holu. Była obskurna i cholernie zimna. Nie, żebym chłodu nie lubiła - ale nie z pieprzonymi stalaktytami!

- Wszystko będzie dobrze. - odezwał się Regulus, zapewne chcąc nas wszystkich uspokoić.
- Nie wiem. Zaczęłam mieć wątpliwości. - mruknęłam w odpowiedzi. Jedyną osobą, jaka to skomentowała, był James. Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a zaraz potem delikatnie się uśmiechnął. Uczyniłam to samo.

- Moi drodzy, tutaj musimy się rozstać. Żegnam was. - powiedział uroczyście Albus, otaczając nas ruchem dłoni. - Nancy, James, możemy na słówko?
Wymieniliśmy z Potterem poważne spojrzenia i podeszliśmy do niego.
- Wasi przyjaciele nie mogą was dekoncentrować. Oni będą zajmowali się zaklęciami, jednak wy, a przede wszystkim wy musicie opanować legilimencję. Voldemort chce was. Pamiętajcie, że od was zależy los waszych przyjaciół.

°°°

Wszelkie wątpliwości, jakie miałam przed rozpoczęciem szkolenia, okazały się słuszne.
Wstawaliśmy przed świtem, kiedy dżungla nie była rozbudzona. Śniadanie jedliśmy w biegu na pierwsze zadanie dnia. A zadań było dużo.
Nasz nauczyciel twierdził, że do rozumu najlepiej dociera się przed kontakt fizyczny ze środowiskiem. Bieganie, wspinanie się.

Czerwona ze zmęczenia i ze złości mordowałam wzrokiem  De Villiersa przy obiedzie. Był skromny i złożony z owoców z lasu. Cała okolica straciła swój urok, kiedy kilka ładnych roślinek postanowiła zjeść moją rękę, a żółta małpka opluć mnie trującym kwasem.
Ale to jest jeszcze nic.

Zaraz po bieganiu na górę Shey, mieliśmy dzisiaj pierwszą lekcję legilimencji. Inni dostaną księgi z zaklęciami, jakie muszą w tym czasie opanować.

Nasze pokoje były wydrążone w Shey. Na stromej ścianie powstały półkola, jakie pełniły funkcje pokoi. Chroniły przed deszczem i duchotą. Może nie koniecznie wiatrem, ale to drobny szczegół.
Jedynym minusem takich pokoi, było ich rozmieszczenie. Nasze jaskinie dzieliło 2,3 metry, a więc jeśli ktoś chociażby kichnął, cała góra mówiła "Na zdrowie".

Teraz mija mój drugi tydzień tutaj. Nie mogę narzekać, choć bardzo bym chciała. Prycze są niewygodne i bardzo cienkie. Ogólnie jesteśmy w dżungli!

- James, Nancy, prędko! - pogonił nas Brøueg. Przyśpieszyliśmy i warknęliśmy kilka uwag o zbyt surowej dyscyplinie.
Potter lubił sport. Był przecież szukającym! Ja także lubiłam miotłę, ale chyba zrezygnuje z marzeń o dostania się do drużyny.

- Jesteśmy.

Rozglądnęłam się. Cóż, z takiej wysokości widać było całą okolice (pomachała do mnie ta żółta małpka, szuja!). Wodospad, hebanowe drzewa na skraju, nawet łąkę pełną pegazów!

- Ale cudowne miejsce... - wydusiłam z siebie, obkręcając się wokół własnej osi, podziwiając każdy skrawek tej panoramy.
- Wiem. Jednak nie jesteśmy tu po to, by podziwiać. Podjedźcie tu!

Uczyniliśmy to. Usiadłam po turecku naprzeciw mężczyzny, a obok mnie zasiadł James. Wiatr delikatnie powiewał długimi włosami de Villiersa, dodając mu nuty dramatyzmu.
- Pierwszy trening jest przeważnie najtrudniejszy. Musicie nauczyć się blokować umysł przed naparciem, wyszkolę was z usuwania zbędnych myśli przed ich penetracją. - tłumaczył. Skinęliśmy.
- Przed opanowaniem legilimencji musicie zrozumieć działanie oklumencji. Jest to działanie przeciw wchodzeniu do czyjegoś umysłu, działa niemal jak tarcza. Dzięki temu będziecie umieli bronić się przed legilimencją. -

Zaczęło się dość spokojnie. Dawał nam znaki, w jakich delikatnie wchodził w nasze umysły (jednocześnie do dwóch! Skubany!), a my mieliśmy starać się wyłapać jego obecność i nie pozwolić do odczytania naszych myśli. Takie treningi odbywały się codziennie o zachodzie słońca. Inni uczyli się zaklęć, a my z dnia na dzień stawaliśmy się coraz lepsi.

Życie w dżungli było trudne, męczące i w cholerę nam niepotrzebne, ale trudno. Trzeba się poświęcić. Po kilku tygodniach nasze pokoje (*Jaskinie) ozdobiliśmy plakatami ulubionych zespołów, półkami do książek - nie mogliśmy zostać w naszych dormitoriach, a więc postanowiliśmy przenieść nasze dormitoria tutaj. Przydatne z pożytecznym. Czy jakoś tak się to mówiło.

Widzicie?! Wystarczył miesiąc na odludziu i już nie wiem, czy dobrze przytaczam słowa matki!

No właśnie. Dom. Ciekawe, jak ma się tata, bez swojej idealnej Lily. Petunia zapewne sprosiła gości na tą cudowną okazję.

- Nancy! - usłyszałam krzyk Syriusza z groty nade mną. - NANCY CHODŹ!!!!!!
Zaniepokojona wychyliłam się z mojego pokoju. Zaczepiłam się prawą dłonią o wystający kamyk, pohuśtałam się na nim przez chwilę i odbiłam do następnego. Cóż, muszę przyznać, że treningi są niesamowite. Przedtem nie umiałam zrobić pompki! Wspięłam się jeszcze kawałek i wdrapałam się do pokoju Blacka.
- Co się dzieje? - spytałam, jednak zaraz dostałam odpowiedź. Cała nasza grupka siedziała na ziemi, otoczona mnóstwem koców.
- Robimy nockę u Syriusza! - zawołał James, opatulając się szczelniej bordowym kocem. Wyglądał niemal uroczo (ale spróbuj się tylko komuś wygadać, to...). - Dołączysz?
- Jeśli tylko pozwolicie...

Remus posłał mi ciepły uśmiech i podniósł koc ze swojego ramienia, dając mi znak, bym wślizgnęła się pod niego. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam obok niego. James wyciągnął swoją gitarę (gdzie on ją zmieścił?!) i zaczął coś na niej grać. Chyba była to jakaś melodia znana w świecie czarodziejów, ponieważ Syriusz zaczął śpiewać. Lupin nucił pod nosem, pijąc zioła z tego dziwnego, fioletowego drzewa przy wodospadzie, a ja rozpaliłam ognisko, rzucając Incendio na kilka gałęzi.

- Trollów trzech nad rzeką stało,
Wodę, wodę, pili żwawo...
Każdy z nich swój plecak miał...

- A w swoim plecaku... - krzyczeli obaj bracia Black, Potter i Remus.

- Pierwszy miał bułkę z dżemem! - krzyknął Regulus. Reszta, jaka nie znała tekstu, czyli Lilka i ja, klaskali rytm.
- Drugi wcisnął kalafiora! - dodał ze śmiechem Remus.
- Trzeci zapomniał prowiantu! - zawołał Syriusz.
- Ale z niego biedak!

RESPECT |   james potterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz