Długo staraliśmy się doskonale zabarykadować. Wszelkie stoły oraz łóżka poszły przed drzwi, by móc uchronić nas przed bestą, gdyby chciała wrócić. Nie uratował się nawet taboret przy wejściu do pokoju pielęgniarki.
Otarłam pot z czoła, po czym zauważyłam, w jednym z przenoszonych luster, że mam na twarzy smugi krwi. Szybko otarłam je rękawem, zauważając, że krwawienie przybiera na sile.
- No rzesz jasny piernik...
Szybkimi susami pobiegłam po jakieś bandaże, maści oraz najróżniejsze, czasami wogóle niepotrzebne rzeczy. Poczynając od jakiegoś przyrządu przypominającego szczypce u dentysty, kończąc na fiolce z eliksirem nasennym.
James przyglądał mi się chwilę, następnie idąc do mnie z zaciekawioną miną. Nie obdarzyłam go nawet spojrzeniem, bo musiałam szybko odkazić ranę oraz oczywiście zatamować szkarłatną ciecz. Miałam mroczki przed oczami, a obraz zamazywał mi się co kilka sekund. Zaczęło się to robić denerwujące.
Zabieg trwał, a my usłyszeliśmy głośne walenie w drzwi. Było krótkie i brzmiało odrobinę jak pukanie. Ciśnienie mi skoczyło, ale wzięłam dzielnie różdżkę w dłoń, czekając na atak.
James ścisnął mocniej swój "magiczny patyk". Bałam się, że barykada nie wytrzyma, a my zginiemy. Niechybnie by się to stało, gdyby nie fakt, że po rozsadzeniu mebli przed nami stanął... Dyrektor?- Profesor Dumbledor!
Staruszek schował szybko różdżkę. W jego oczach nie skakały te przyjazne, wesołe iskierki, co zwykle. Był śmiertelnie poważny, a jego mina mówiła jedno: mamy przechlapane.
- Jak już będzie po wszystkim, dostaniecie dożywotni szlaban - warknął niemiło, zamykając najciszej, jak się da duże drzwi.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, nie spodziewałam się Albusa w Skrzydle Szpitalnym. Musieli zorientować się, że kilka posłań jest pustych.
Obawiałam się, że opierdoli on nas za nieodpowiedzialność, ucieczkę i kilka innych drobnych przewinień, ale starzec przez kilka minut milczał jak zaklęty. Czy bił się z myślami, zupełnie, jak ja?- Pokaż to, Nancy.
Spojrzałam w dół, widząc, że moja rana zaczynam żyć własnym życiem. Krew skapywała monotonnie na podłogę, a szrama nabrała kilku nowych barw. Wyglądała conajmniej paskudnie.
Dyrektor podszedł do mnie, mrucząc jakieś zaklęcie pod nosem. Poczułam mocne pieczenie i automatycznie złapałam się za brzuch. Czułam się tak, jakby Dumbledore podłożył ogień do mojego wnętrza, który zaczął wypalać mnie od środka.
Syknęłam, obserwując obrażenie. Ku mojemu zaskoczeniu rana zaprzestała szczypania, po chwili znikając bez śladu.- Dostajesz T z zaklęć, młoda damo - skwitował zdenerwowany dyrektor - zaklęcie leczące, Episkey!
Ah, no tak. Mogłam wyleczyć się zaklęciem. I w tak niezręcznej sytuacji nie chciałam nawet kłócić się o tego Trolla.
Posłałam Jamesowi przerażone spojrzenie, kiedy tylko nauczyciel ponownie otworzył drzwi, a przed nami stanął stwór. Wstrzymałam oddech, nie umiejąc nawet krzyknąć. Wszystko zdawało się być snem.Albus machnął różdżką, a dookoła nas powstały wielkie języki ognia. Patrzyłam na nie przerażona, po chwili stając jak najbliżej Gryfona. Oboje byliśmy zbyt przerażeni, by móc jakoś się od siebie odsunąć. Miałam pustkę w głowie, a zarazem miliony myśli.
Bestia zamachnęła się szponem, chcąc odgonić od siebie wielkie płomienie. Na marne, ryknęła z bólu. Moja różdżka dawno gdzieś zniknęła, a paraliżujący strach odebrał mowę. Dostrzegłam, jaką mocą włada dyrektor, kiedy w jego posiadaniu był magiczny przedmiot. Umiał zrobić rzeczy, jakich my nigdy się nie nauczymy. Zauważyłam, jak wielką potęgą włada. Mogłabym patrzeć na ten widok godzinami, ale przewlekłe poczucie strachu mi zabraniało.
CZYTASZ
RESPECT | james potter
Fiksi Penggemar-James, kretynie od siedmiu boleści, oddawaj moją różdżkę. -Też cię kocham! Chaotyczna historia o Gryfonie i Ślizgonce, którzy kompletnie do siebie nie pasowali. Oczywiście oprócz kiełkującego uczucia ich życie pełne było potworów, czarnoksię...