Regulus POV
Otarłem łzy z policzka i mocniej ścisnąłem dłoń mojej przyjaciółki. Tak bardzo chciałem, żeby to okazało się kłamstwem. Czułem, że bez niej moje życie nie jest takie samo. Straciłem część mojego serca. Bolało mnie, że ona i James poświęcili się dla nas wszystkich.
-Pomono! - zawołała rozdygotana McGonagall, a druga nauczycielka podeszła do niej. - Proszę wyprowadź stąd wszystkich uczniów i gości. Właśnie zginęła dwójka dzieci.
Jednak w momencie, w jakim to powiedziała, stało się coś niesamowitego. Nancy i James podnieśli się do siadu, głośno wciągając powietrze.Otworzyłem szerzej oczy, widząc, że Evans nic nie jest. Nie potrafiłem wydusić ani słowa. Ale coś było nie tak. Rozglądała się po wszystkich ze zdziwieniem. Spojrzała na Jamesa.
-Potter?!
-Evans?! - krzyknęli jednocześnie. Coś było nie tak. Zamiast rzucić się sobie w ramiona, oni odsunęli się od siebie.Brøueg zamrugał i zachwiał się, ale go podtrzymałem. Oddychał głęboko.
-Udało się - wydusił Dumbledore, widząc dwójkę uczniów całych i zdrowych.
-Tak, ale...
-Co ja tu robię? - zapytała Nancy, kiedy już ją przytuliłem. - I co ja mam na sobie...
-Ale boli mnie łeb... - jęknął Potter, trzymając się za skroń. Po chwili spojrzał w dół. - Fajne wdzianko...
-Jak się czujesz? - spytała Exponentia, kucając przy Nancy. Ona obleciała ją zdziwionym spojrzeniem, w którym była też odraza. Zerknęła na mnie.
-Ktoś mi to wytłumaczy?
-Zabieg się udał - oświadczył De Villiers, podnosząc się.
-Kim jesteś? - zapytała Nancy, patrząc na Malfoy. Zamarłem.
-Brøueg... - zacząłem.
-Zabieg się udał - powtórzył mężczyzna, patrząc na dwójkę zdezorientowanych uczniów.
-A to co za jeden? - zapytał James, patrząc na de Villiersa. Pomogłem wstać Nancy, która ze zdziwieniem patrzyła na swoje ubranie.
-Jestem Brøueg de Villiers - przedstawił się ze smutnym uśmiechem, nie patrząc im w oczy. Miałem w głowie mętlik. Patrzyłem to na Evans, to na Jamesa, to na niego.
-Pani Pomfrey! - zawołał Dumbledore, a pielęgniarka podeszła bliżej. - Proszę wziąść tą dwójkę na badania. A wasza szóstka - tu wskazał na Syriusza, Remusa, Petera, Lily, Nentię i mnie. - Idzie ze mną. Brøueg, dołączysz?
-Gdzie my na Merlina jesteśmy?! - zawołał zdziwiony Potter, kiedy Pani Pomfrey odprowadzała jego i Nancy do swojego gabinetu.
°°°-Co im się stało?! - wrzasnąłem, nie potrafiąc się uspokoić. Chodziłem po gabinecie dyrektora. - Najpierw nie żyją, później jednak żyją, ale nic nie pamiętają?!
-No właśnie, dlaczego Nancy mnie nie rozpoznała?- zapytała Exponentia.
-I czemu nie wiedzieli, gdzie są? - zadał kolejne pytanie Syriusz.
De Villiers, jaki stał obok Dumbledore'a, nakazał ręką, abyśmy zamilkli.-Przywrócenie ich do życia miało swoje konsekwencje, przed którymi ich ostrzegłem. Powrót z zaświatów oznaczał wykasowanie pamięci do danego miejsca w ich życiu.
Otworzyłem szerzej oczy, czując, że grunt osuwa mi się pod nogami.
-Czyli co oni pamiętają?
-Pamiętają powrót ze szlabanu, podczas którego porwano waszego gajowego.Przełknąłem ślinę. To był czas, w jakim Nancy była wredna dla wszystkich i bardzo się rządziła, ale spędzała ze mną najwięcej czasu. To oznaczało, że nie wie, kim jest Nentia, nie pamiętała pobytu w puszczy ani nie tolerowała swojej siostry. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Nancy jest teraz taka, jaką była przed wszystkimi potworami.
Było mi z tego powodu niesamowicie przykro. Wiem, że powinienem cieszyć się, że żyje, ale nie mogłem wyrzucić z siebie myśli, że ona jest teraz inna. Zdążyłem przyzwyczaić się do tego, że lubiła zabawę, przygody i odrobinę adrenaliny. Wszystkie wspomnienia przepadły.
-No i co my im mamy powiedzieć? - zakpiłem. - Hej, no, słuchajcie, jest taka sprawa... Jesteście o dwa lata starsi i ZASADNICZO NIC PRZEZ TEN CZAS SIĘ NIE WYDARZYŁO...
-Proszę o spokój, panie Black - zarządził Dumbledore. - Nancy i James są zdezorientowani, ale nie będą w stanie pojąć, co się wydarzyło.
-Czyli mamy milczeć? - zapytał Syriusz. - Mam kłamać przyjacielowi w żywe oczy, że nic nie wiem?
-Macie ich wspierać - naciskał Albus.
-To nie ma sensu - wymruczała Lily, kładąc dłoń na czole. - Czyli teraz moja siostra znowu mnie nienawidzi?!
-Nie mogą się dowiedzieć, co działo się przez dwa lata - przerwał głośno De Villiers. Zamarliśmy. - Niech będą przekonani, że były to zwyczajne dwa lata w szkole.
-Po jaką cholerę mamy to mówić? - spytał mój brat. Mężczyzna podszedł do niego blisko.
-A po taką, że jeśli kiedykolwiek chcecie, by odzyskali wspomnienia, musicie to zostawić mnie. Ja się zajmę przywróceniem wspomnień.
-A ile ci to zajmie? - zapytałem. - Tydzień, miesiąc?
-Jeszcze nie wiem - odparł. - Ale postaram się znaleźć jak najmniej bolesny sposób.
-Bolesny...?!
-Jeszcze jedno pytanie - przerwała mi Lily. - Teraz nie ma żadnej czarnej magii...i... Żadnych potworów?
-Uderzenie energii, jakie spowodował James z Nancy było tak silne, że Demochaupa została rozszczepiona - mruknął Dumbledore. - Żaden ze znanych nam potworów aktualnie nam nie zagraża.
-Chwila, jak to aktualnie?!
-Jesteście pewnie bardzo zmęczeni - powiedział dyrektor. - Proszę, idźcie do swoich dormitoriów. A Nancy i Jamesowi powiedzcie, że wszystko wytłumaczycie jutro.°°°
-To żart, prawda?
Siedziałem w Pokoju Wspólnym od samego rana i starałem się wcisnąć Nancy kit, jaki mi kazano. Nie byłem z tego powodu zadowolony. Do tego Evans znała wszystkie moje zagrania i widziała, kiedy kłamie. No wiecie, przekichane po całej linii.
-Naprawdę to się stało - naciskałem. - Na korytarzu po eliksirach pożarłaś się z Potterem o jakąś pierdołę i zaczęliście rzucać zaklęcia. Wtedy nastąpił wybuch jakiegoś kociołka, jakim w niego rzuciłaś i zasnęliście.
-Na dwa lata...?
-No tak - przytaknąłem. - Obudziliście się na.... Na...
-Regulus, przecież obudziłam się w sukni, na jakimś balu - warknęła.
-Co? Nie - zaprzeczyłem. - To ci się wydawało...
-Japierdolę! Regulus! - załamała ręce. Zagryzłem wargę. Nie umiałem tego w żaden sposób wyjaśnić,a co najważniejsze - nie umiałem z tego wybrnąć.
-Wiesz co? - zagadnąłem, zmieniając temat. Tak, to była moja ostatnia deska ratunku. - Chodźmy na śniadanie, pewnie padasz z głodu...
-Najpierw wytłumacz mi, co się stało - naciskała. Wypuściłem ze świstem powietrze. Nie nadawałem się do tego. Po prostu nie umiałem skłamać jej w żywe oczy. Dlaczego akurat ja muszę to robić? Ma wiele innych znajomych. Mogła to być przecież jej siostra!Ale wpadłem na jeszcze jeden pomysł. Olśniło mnie.
-Po dwóch latach... - zacząłem, starając się przybrać smutny wyraz twarzy. - straciliśmy nadzieję, że się obudzicie. Nie dawaliście znaków życia, do tego puls zaczął słabnąć. Lekarze byli bezsilni... Zdecydowaliśmy się oddać was do Św. Munga na stałe. Jak dotąd byliście tam tylko co kilka dni i na jakieś obserwacje. Ale przed tym uznaliśmy, że dobrze będzie was pożegnać.
-Urządziliście nam... Pogrzeb? - zakpiła, parskając śmiechem. Spuściłem głowę, niby pełen żalu. - Czekaj, ty tak na serio?
-I wtedy przyszedł Brøueg de Villiers - powiedziałem cicho. - Oświadczył, że ma jeszcze jeden sposób, by was obudzić. Razem z Dumbledorem rzucali różne dziwne zaklęcia, aż wreszcie oboje się obudziliście.Patrzyła na mnie z szokiem pomieszanym z rozbawieniem. Starała się temu zaprzeczyć, ale moja gra aktorska naprawdę ją przekonała. Poprawiła się na fotelu, patrząc w podłogę.
-Czuje się normalnie- rzuciła beznamiętnie. - Jak na to, że leżałam dwa lata, jest to dość niepokojące. Prawda?
Pokręciłem głową.
-De Villiers twierdził, że po obudzeniu będziecie zdrowi. I jesteście.
-Kim on właściwie jest? - zapytała, kiedy wstała i zabrała swoją torbę z rzeczami. Ruszyłem za nią. - Nie wygląda na tutejszego czarodzieja.
-To najlepszy legiliment na świecie - wytłumaczyłem, a ona otworzyła szerzej oczy. - Mieszka w puszczy ukrytej niedaleko stąd.
-W puszczy? - dopytała zdziwiona. - Gdzieś tutaj? Przecież my tu nie mamy puszczy. I raczej nie jest to dla niej najlepszy klimat.
-To magiczna puszcza. Chronią ją czary - wyjaśniłem. Czułem gulę w gardle, mówiąc jej o tym. Przecież ona to wszystko wiedziała!
-Już niedługo koniec roku, jak sądzę - mruknęła. - To trochę niepokojące. Nie mam pojęcia, jaki materiał już przerabialiście.
-Pomogę Ci z zaległościami - oświadczyłem cicho.Weszliśmy do Wielkiej Sali. Albo... Usiłowaliśmy. Kiedy stanęliśmy tuż przy drzwiach, poczułem, że zostaje obrzucony czymś mokrym i niebezpiecznie czarnym. Okazało się, że jesteśmy cali w... Smole?
Nancy krzyknęła, a ja starałem się nie roześmiać. Teraz żarty Huncwotów były dla mnie w porządku (zdarzały się i takie, z jakich się śmiałem publicznie), ale musiałem grać przy Evans. Przetarłem oczy, udając oburzenie. Rzuciłem szybkie zaklęcie czyszczące na naszą dwójkę.
-Bardzo zabawne, Potter - wycedziła rudowłosa, podchodząc do stołu Gryfonów. Chłopak śmiał się w najlepsze. - Ale zdaje mi się, że coś masz na głowie...
Wtedy machnęła różdżką, a na włosach Jamesa wyrósł... olbrzymi pająk. Wzdrygnąłem się. W okolicy Gryfona wybuchła panika. Nancy jak gdyby nigdy nic schowała różdżkę i usiadła przy naszym stole. Przełknąłem ślinę.-Oby Brøueg się pospieszył... Nie wytrzymamy z nią za długo.
°°°
NIE SPRAWDZANE!!
CZYTASZ
RESPECT | james potter
Fanfic-James, kretynie od siedmiu boleści, oddawaj moją różdżkę. -Też cię kocham! Chaotyczna historia o Gryfonie i Ślizgonce, którzy kompletnie do siebie nie pasowali. Oczywiście oprócz kiełkującego uczucia ich życie pełne było potworów, czarnoksię...