Rozdział 29 - "Po Drugiej Stronie..."

1.2K 54 28
                                    

Dam tu info, żeby nikt nie ominął.

Czy ktoś byłby zainteresowany stworzeniem specjalnego edita dla Respect? Jakieś Names, Wolfstar, Snily, Weawett?

SERDECZNIE ZAPRASZAM NA MOJEGO IG, GDZIE BĘDĄ ROZPISKI CZĘŚCI, JAKIEŚ FANARTY ITD!

Nazwa na moim profilu :)

Naprawdę, ale to naprawdę nie chciałam opuszczać szkoły.

Ale cóż - jak mus, to mus. Legiliemcja sama się do głowy nie wbije. Dlatego też równo o 7.00, zwarci i gotowi, jedliśmy nasze ostatnie śniadanie w Wielkiej Sali. Wiem, że tu wrócę i znów będę się tym wszystkim cieszyć, jednak wiele rzeczy przez dwa lata się zmieni. Może Andromeda znajdzie sobie kogoś? Może Lucjusz wyzna Narcyzie, że bardzo ją lubi? Może Snape wreszcie wysunie nos z książek o czarnej magii?

A może wszystko będzie takie samo?

Albo wróci do normy?

Chciałbym, aby tak było. By Durecci nigdy się nie pojawił. Widziałam miny pierwszorocznych, kiedy Michaela i Rapchaela atakowali dementorzy! Przerażenie oraz koszmary pozostaną do końca szkoły.
W sumie nie wiedziałam, czy chcę być w Hogwarcie z potworami. Nie umiałam z nimi walczyć, a Dumbledore, Beubatox, Ilvermoon i inne magiczne szkoły były bezsilne. Ministerstwo zajmuje się Dureccimi, a więc nic nie ruszyło w przód...
- Głupio teraz wyjeżdżać, co? - zagadnął cicho Regulus, dzięki czemu zwróciłam na niego uwagę. - Zostawiamy nasze łóżka i nasze miejsca. Merlinie, kiedy sobie pomyśle, co zrobi Nott w mojej ławce...
Parsknęłam.

- Siostry Black mają jakoś dbać o nasze dormitorium. Fajnie z ich strony.
- Starają się.

Jadłam powoli, ze smakiem przeżuwając każdy kęs. Chciałam mieć ten nieziemski smak owsianki w ustach.
Niespodziewanie poczułam rękę na ramieniu.
- Już czas, moi drodzy. - usłyszałam głos dyrektora. Pokiwałam głową, przelatując wzrokiem po stole Ślizgonów. Ścisnęło mi serce, widząc ich. Nawet tą paskudną Parkinson, której chętnie wydłubałabym oczka. Westchnęłam, skinając głową do Lucjusza. Uczynił to samo, rozumiejąc, że nadeszła pora.
- Na Merlina, Nancy! - wydarła się Narcyza, podbjegając do mnie i mocno mnie przytulając. - Wracaj jak najszybciej! Życzę miłej nauki! I pamiętaj tam o nas. Prawda, Andormedo? ANDROMEDO!
Brunetka pobiegła do mnie i przytuliła mnie.
-  Będziemy tęsknić. Za tobą też, Reg! - zaśmiała się, widząc minę kuzyna. Nawet Bellatrix podeszła z kwaśną miną i delikatnie oraz formalnie mnie otuliła.
- Nie splam godła Slytherynu, Evans.
Zrozumiałam, że chodziło jej o "uważaj na siebie".
Gotowa, z dumnie uniesioną głową oraz złamanym sercem wyszłam z Wielkiej Sali, którą zostawiłam za sobą, jakby nic nie znaczyła.
Ale znaczyła. I to dużo.

A jeszcze więcej ludzie w środku.

°°°

Zatelepało mną przy teleportacji. I to dość porządnie.
Zachwiałam się, o mało nie wywracając się o mój kufer.
- Wszyscy cali? To świetnie. Chodźcie.

Spojrzałam szybko na Dumbledora, jednak zaraz potem otworzyłam szeroko oczy. Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam, to gigantyczna pustynia.
Rozglądnęłam się dookoła. Wszędzie był piach, wydmy i to cholernie suche powietrze. Zaciągnęłam się nim i zakaszlałam.

Gdzie dżungla?!

Wymieniliśmy z Jamesem zdezorientowane spojrzenia, jednak nic nie powiedzieliśmy. Znając Albusa, zaraz nas czymś zaskoczy. Zacisnęłam rękę na rączce od kufra i ruszyłam, brodząc po kostki w piasku.
Jak daleko widziałam, sięgały złote bezdroża. Żadnej fatamorgany, żadnego wodopoju, miasteczka, chociażby wioski! Nic.
Szliśmy już od jakiś dziesięciu minut, aż nie wytrzymałam.
- Gdzie my idziemy?! Profesorze, pan mówił o... -
- Mówiłem o puszczy Taraéa, czyli dżungli ukrytej. Jesteśmy na Saharze, jednak... - tutaj zrobił jeszcze jeden krok, a po chwili  zniknął w jakimś żelowatym dymie. Stanęłam jak wryta. Po chwili wyłonił się ponownie, z chytrym uśmiechem na starej twarzy.
- Chodźcie, prędko! -

Nie ufałam Albusowi. Szczerze; bałam się tego, co mogło nas czekać po drugiej stronie. Jednak kiedy James, jako pierwszy ruszył się, ja także spróbowałam. Zrobiłam kilka panicznych kroków, a kółeczka walizki zatrzepotały na piachu i w portalu. Poczułam się zupełnie tak, jakbym wpadła pod prysznic lodowatej wody, choć nadal byłam sucha. Jedynie kropla potu spodowowana wędrówką przez pustynię spłynęła mi po czole.
Momentalnie poczułam równikową wilgoć. Odetchnęłam - powietrze było deszczowe i gorące. Poluzowałam kołnierz szaty.

- Witajcie w domu waszego nowego nauczyciela.

Puszcza była ogromna. Zdawała się sięgać kilka kilometrów ponad nasze głowy. Rozprzestrzeniała się na boki, tworząc straszną gęstwinę. Wszędzie były duże liście, ale my staliśmy na udeptanej przez Bóg wie kogo dróżce. Drzewa miały zdrowy, zielony kolor, a słońce leniwie przedzierało się spomiędzy nich.
- Ale pięknie! - wydusiłam z siebie, choć wątpię, czy ktoś to usłyszał. Byłam w najzwyklejszym szoku.
- To zwykła dżungla, sir? - zapytała cicho Lily, patrząc na dyrektora.
- Ależ oczywiście, że nie. Istnieją tu różne magiczne zwierzęta oraz rośliny, jakie jeszcze nie zostały zbadane. Napewno jest tu niebezpiecznie, jednak samoobrony nie ja będę was uczył. - rzekł.
Wzdrygnęłam się.

- Chyba będzie to moje zadanie! -

Podniosłam wzrok na drzewo, na jakim zobaczyłam młodego mężczyznę. Wyglądał, jakby miał 30 lat i właśnie wyrobił sobie rekord wypadów na siłownię. Otworzyłam usta z zaskoczenia. Miał długie, ciemne włosy, które w części były spięte z tyłu w kucyk. Jego duże, zielone oczy skanowały nas wzrokiem.
Spodziewałam się starca z laską, a nie takiego faceta!

- Moi drodzy, poznajcie Brøuega de Villiers. Będzie was uczył przez dwa lata.

°°°°

Wiem, długo nie dodawałam.

I niestety nie wiem, czy dodam w odstępie kilku dni.

Poprostu mam nawał nauki. Ale chcę skończyć Respect. I to zrobię.

Macie tu fotkę naszego Brøuega...

Zdziwiłam was, no nie?

RESPECT |   james potterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz