Rozdział 75 - "Prawie Umieram Pod Stertą Książek"

466 33 3
                                    

-Jamesie Fleamoncie Potterze - powiedziałam spokojnie. - Jaką ocenę masz z eliksirów?
-Nędzny - wymamrotał cicho.
-Nędzny... - powtórzyłam. - A więc to mugolski dostateczny, mam rację?
-Tak, masz rację... - zgodził się.
-Fajnie - podumowałam. - Ale powiedz mi, człowieku, jakim cudem nie umiesz nawet rozpalić ognia pod kociołkiem?!

Miejsce pobytu: jedna z puszczonych sal do eliksirów. Godzinę zajęło nam samo oczyszczenie jej z gratów oraz części pajęczyn. W ułamku sekundy nabawiłam się arachnofobii oraz porządnych stanów lękowych.
Czas pobytu: trudno stwierdzić. Słońce jeszcze nie zaszło, więc mogło być jeszcze przed kolacją. Tutaj i tak dochodziły tylko drobne pasma. W sali było jedno okno, które zasłaniała ogromna szafa. Nie udało się nam jej jeszcze przenieść. Siedzieliśmy na w miarę czystej podłodze, zawaleni podręcznikami oraz notatkami.

A ja uczyłam Jamesa, jak podgrzać wodę w kociołku.

-Wyrmstarczy że rzucisz drobne zaklęcie - machnęłam różdżką, a ogień znowu się pojawił. - I masz ogień.
-Dlaczego nigdy wcześniej tego nie widziałem?
Załamałam ręce.
-Ponieważ od zawsze robił to za ciebie Remus!
Tego typu rozmowy zajęły nam sporą część czasu. Wreszcie wzięliśmy się do roboty.
-Ja bliżej przyglądnę się tym składnikom, a ty postaraj się posprzątać to pomieszczenie - zarządziłam, na co on się zgodził. Zerkałam do innych książek, porównując ze sobą przepisy, przymierzałam różne rodzaje ognia i spisywałam rzeczy najważniejsze do pierwszych kroków warzenia mikstury.
-I jak? - zapytał James.
-Mamy do zdobycia dziesięć trudnych składników. Cztery z nich nie są w ogóle dostępne w naszym kraju... - mruknęłam.
-Nie, mi chodziło o to, jak posprzątałem!

Podniosłam głowę nie wiedząc, o co mu chodzi. Faktycznie - wszystkie graty oraz ławki zostały zmniejszone i położone w jednym z wazonów. Podłoga była czysta i uprzątnięta. Zaklęcie czyszczące właśnie likwidowało skupisko pajęczyn oraz pająków. Zauważyłam, że pomieszczenie miało wysoki sufit z jasnym żyrandolem.
-Daje osiem gwiazdek - pokiwałam głową z uznaniem. - Jeśli chodzi o składniki...
-Mogę podpytać trochę mojego tatę - wzruszył ramionami. - Ma znajomych w amerykańskim Ministerstwie Magii. Jeśli poprosi ich o kilka niewinnych składników nic nie powinno się stać.
-Ja popytam dzieciaki ze Slyherinu - dodałam. - Wszystkie proste składniki mogę zdobyć w jeden dzień.
-Świetnie! - klasnął w dłonie. - To ty zaczynaj warzyć, a ja ogarnę trochę nasze stanowisko pracy.

Wygrzebał skądś ładny stoliczek, na którym porozkładaliśmy kociołek oraz różdżki. Na kolejnym rozłożyliśmy książki i plany. Na jeszcze kolejnym zrobiliśmy miejsce na składniki.
Krok po kroku wykonywałam polecenia podręcznika, starając się nie odbiegać od przepisu. Mijały kolejne kwadranse, a po którym zaklęciu sprzątającym sala wyglądała jak nowa.
-Potrzebne mi będą trzy fiolki tego i jakaś porządna zlewka - rzuciłam, przypominając sobie listę potrzebnych rzeczy do następnego kroku. Odłożyłam płaszcz na bok i zakasałam rękawy. Związałam włosy w niechlujnego kucyka, ponieważ na nic innego nie było mnie stać. Czas strasznie naglił. - I jakieś pół kilograma... O tego.
-Się robi, szefowo! - zawołał Potter, donosząc mi poprzednie składniki. - Może być ćwierć kilograma?
-Daj tyle, ile masz - machnęłam ręką. - Według przepisu mogę dodać to po kilku dniach i nic się nie stanie.
-Potrzebny ci może taki zabawny, niebieski korzeń? - zapytał, trzymając coś w ręku.
-Nie wiem, ale daj to na stolik. Przydałby się jeszcze jeden. Jest może kolejna ławka?
-Jasne, moment... - powiększył szkolną ławkę, oczyścił ją i podstawił w innym miejscu sali. - Woalla.
-Dzięki - zanurzyłam odpowiednie składniki we wrzątku i obserwowałam jak będą się zachowywać.

Godziny mijały, a pracy wcale nie ubywało. James starał się jak mógł, zabierał składniki z kantorków oraz różnych skrytek, jednak zawsze trzeba było przynieść kolejne. Nie miałam nawet czasu spojrzeć na zegarek. Sądząc po tym, że musieliśmy uruchomić żyrandol, zapadła już noc.
-Dajesz radę? - spytałam, zerkając na Pottera. Chłopak kroił jedną z roślin na drobne kosteczki.
-Właśnie miałem spytać cię o to samo - zażartował. Wiedziałam, że był wyczerpany. - Może jeszcze kilkanaście minut i idziemy?
-Tak, dobry pomysł - powróciłam wzrokiem do kociołka, którzy zabarwił się na zielono. - No proszę, udało się. Spełniliśmy punkt pierwszy.
-Super! A ile jeszcze tych punktów?
Spojrzałam w bok nie wiedząc, jak mu to powiedzieć.
-Jeszcze jakieś... Czternaście.

RESPECT |   james potterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz